ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Felieton
Onkologia w kolejkach
Prof. dr hab. med. Andrzej Kawecki
W pierwszym felietonie A.D. 2016 chciałoby się napisać coś optymistycznego i naprawdę taki miałem zamiar. Niestety, styczeń przyniósł nasilenie aktywności Narodowego Funduszu Zdrowia, tym razem dotyczące głównie prowadzenia kolejek i związanych z tym działań walidacyjnych. Komunikaty NFZ odnośnie do zasad prowadzenia list oczekujących w aplikacji Ap-Kolce jednoznacznie wskazują na postępującą eskalację wymagań „kolejkowych”, z medycznego punktu widzenia całkowicie niepotrzebnych i niedających się w logiczny (z punktu widzenia lekarza) sposób wytłumaczyć.
Bo jak nazwać wymóg tworzenia kolejek do każdego etapu diagnostyki, którego otwarcie w rzeczywistości następuje automatycznie, po ukończeniu etapu poprzedniego? Dotyczy to także konsyliów. Założenia pakietu onkologicznego narzucają terminowość każdego etapu diagnostyki, do której przestrzegania lekarze są zobligowani. To po co w takim razie kolejki z wymogiem ich raportowania? Niejednokrotnie w ośrodkach wielospecjalistycznych przykładowo konsylium odbywa się już w trakcie wizyty zamykającej diagnostykę pogłębioną. Czas oczekiwania na konsylium jest więc zerowy. I jaki jest sens wpisywania takiego pacjenta na listę oczekujących, skoro w rzeczywistości procedura jest wykonywana natychmiastowo.
Do jeszcze bardziej absurdalnej sytuacji dochodzi, gdy konsylium odbywa się w trakcie hospitalizacji. Chory, już będący w szpitalu, musi być wpisany do kolejki oczekujących na odbycie tegoż konsylium. O co tu chodzi i jaki to ma sens poza mnożeniem czynności biurokratycznych mogących być narzędziem restrykcyjnym dla szpitala lub według nowomowy – świadczeniodawcy? Takie przykłady można mnożyć.
Jaki jest tego efekt?
Jeden pacjent jest wielokrotnie wpisywany w różne kolejki do poszczególnych procedur, co nie ma żadnego praktycznego znaczenia poza koniecznością sprawozdawania pod groźbą takich, a nie innych konsekwencji. W dużych, wielospecjalistycznych ośrodkach onkologicznych do poszczególnych miejsc udzielania świadczeń tworzonych jest kilka lub nawet kilkanaście kolejek, a ponieważ tych miejsc zwykle jest wiele, to liczba podlegających raportowaniu kolejek często przekracza setkę. W praktyce wiąże się to z koniecznością tworzenia specjalnych zespołów pracowników delegowanych tylko i wyłącznie do prowadzenia i raportowania kolejek. Jest to absurd, z medycznego punktu widzenia niczemu niesłużący.
Problemów jest więcej.
Obowiązujące przepisy wymuszają określenie z dokładnością co do dnia terminu przyjęcia chorego w celu zrealizowania danej procedury. Co więcej, działania walidacyjne NFZ wymuszają określenie dokładnych dat przykładowo leczenia uzupełniającego i kolejnych etapów postępowania już na etapie konsylium, kiedy wskazania do tych procedur często pozostają nieznane, ponieważ nie dysponujemy np. pełnym wynikiem badania histopatologicznego materiału operacyjnego, który determinuje wybór dalszego leczenia. Czyli czynności te są oparte na przesłankach wirtualnych i jako takie są z medycznego punktu widzenia całkowicie zbędne.
Mnożenie biurokratycznych wymogów powoduje ryzyko generowania błędów i niezgodności w raportowaniu, które często paradoksalnie są efektem działania według zasad prawidłowej praktyki lekarskiej powodującej konieczność bieżącego modyfikowania postępowania z uzasadnionych przyczyn medycznych. Za to NFZ odmawia rozliczenia procedur w ramach nielimitowanej karty DiLO i może nakładać kary umowne. Jest to obecnie łatwiejsze, ponieważ w rozporządzeniu z września ubiegłego roku odnośnie do restrykcji za „nieprowadzenie list oczekujących na udzielenie świadczenia lub prowadzenie tych list w sposób rażąco naruszający przepisy prawa” usunięte zostało słowo „rażąco”. W konsekwencji z powodu jakichkolwiek drobnych i nieznaczących uchybień w prowadzeniu list może być nałożona kara umowna. A przy, dajmy na to, stu kilkunastu lub stu kilkudziesięciu kolejkach w danym ośrodku o takie biurokratyczne uchybienia łatwo, choć z medycznego punktu widzenia nie mają one jakiegokolwiek znaczenia.
W finalnym efekcie pakiet onkologiczny i system kolejek oczekujących, jak już wielokrotnie pisałem, stał się restrykcyjnym narzędziem rozliczeniowym dla potrzeb NFZ. Powoduje on stałą eskalację czynności czysto biurokratycznych, obciążających placówki medyczne i wykwalifikowaną kadrę kosztem czasu potrzebnego na opiekę nad chorym. Teoretyczne uzasadnienia pakietu są bez wątpienia słuszne, ale powinien on być oddzielony od systemu sprawozdawczego NFZ i służyć wyłącznie chorym jako system szybkiej ścieżki diagnostyki onkologicznej do czasu rozpoczęcia leczenia. Narzucane działania walidacyjne i systemy kontrolne nie znajdują uzasadnienia medycznego. Można je uważać za wyraz braku zaufania do ośrodków oraz lekarzy i traktowania ich jako w założeniu nieuczciwych i nastawionych na wyłudzanie świadczeń z NFZ.
Na szybkie zmiany liczy całe środowisko onkologiczne.
Cała nadzieja w ministrze zdrowia.