Felieton
Obserwacja po leczeniu onkologicznym
prof. dr hab. n. med. Andrzej Kawecki
Zasady prowadzenia obserwacji po przebytym radykalnym leczeniu onkologicznym stanowią wbrew pozorom poważny problem logistyczny dla systemów ochrony zdrowia. W naszym kraju przyjęło się, że obserwacja po leczeniu prowadzona jest praktycznie bezterminowo przez onkologów. Problem w tym, że współcześnie taki system nie jest możliwy do utrzymania. Po pierwsze, rośnie zachorowalność na nowotwory, a leczenie staje się coraz skuteczniejsze, skutkiem czego liczba chorych wymagających obserwacji, z dużym prawdopodobieństwem trwale wyleczonych, dynamicznie wzrasta. Ten wzrost jest dużo bardziej dynamiczny niż zwiększanie się liczby specjalistów w dziedzinach onkologicznych. Dodatkowo onkolodzy są coraz bardziej obciążeni aktywnym leczeniem pacjentów, choćby z racji zjawiska przekształcania się wielu nowotworów, nawet w fazie uogólnienia, w choroby przewlekłe, wymagające często wieloletniego postępowania terapeutycznego. Efektem jest narastające ograniczenie możliwości prowadzenia obserwacji po przebytym leczeniu przez onkologów, eskalowanie kolejek i niewydolność opieki ambulatoryjnej szpitali oraz przychodni onkologicznych.
Jak temu zaradzić? Oczywiście nie można zasad obserwacji uogólniać, ponieważ różnią się one w zależności od typu nowotworu oraz możliwości leczenia nawrotów choroby. Nie ulega wątpliwości, że nowotwory o dynamicznym przebiegu, w przypadku których dysponujemy skutecznym leczeniem w razie progresji, powinny być monitorowane w ośrodkach onkologicznych. Typowe przykłady to chłoniaki, czerniaki, niektóre mięsaki oraz raki jądra. Również wczesna obserwacja w pozostałych nowotworach, przez pierwsze dwa-trzy lata, powinna być prowadzona przez onkologów. W tym okresie ryzyko nawrotu jest najwyższe, a dodatkowo należy uważnie monitorować ewentualne powikłania po leczeniu, niejednokrotnie wymagające interwencji medycznej. W większości nowotworów litych natomiast późna obserwacja, po upływie kilku lat, może i powinna być prowadzona przez lekarzy innych specjalności, w tym lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Tylko w ten sposób będzie można odciążyć przeładowane ośrodki onkologiczne, a choremu zapewnić komfortową opiekę, bez często uciążliwych dojazdów i wyczekiwania w kolejkach. Co więcej, w przypadku wielu nowotworów udowodniono, że tryb i intensywność obserwacji nie wpływają na przeżycie całkowite.
Nie jestem zwolennikiem rozwiązań radykalnych, takich jak model brytyjski. Tam większość chorych bezpośrednio po ukończonej terapii otrzymuje list do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej z informacją o przebytym leczeniu i zaleceniami co do obserwacji. Na taki wariant nie jesteśmy w tej chwili przygotowani. Ale po okresie kilku lat bez nawrotu, w przypadku większości nowotworów prowadzenie obserwacji w wyspecjalizowanych ośrodkach onkologicznych traci sens. Oczywiście musi być spełnionych kilka warunków. Pierwszy to opracowanie i upowszechnienie wytycznych co do zasad obserwacji, uzgodnionych wspólnie przez onkologów i lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Drugi to zapewnienie lekarzom rodzinnym odpowiednich warunków do prowadzenia obserwacji, uwzględniających ścieżki szybkiego kontaktu z ośrodkami specjalistycznymi. I wreszcie trzeci, może najtrudniejszy do zrealizowania, to uświadomienie chorym niecelowości kontynuacji obserwacji w ośrodku onkologicznym. Tu potrzebna jest szeroka edukacja społeczna i zrozumienie faktów oczywistych dla lekarzy, ale nieoczywistych dla pacjentów. Zmiana tradycyjnych zasad obserwacji chorych na nowotwory to zadanie bardzo trudne, wymagające dobrej woli i współpracy lekarzy różnych specjalności. Ale zadanie niezbędne do realizacji. W przeciwnym razie kolejki i dyskomfort chorych w ośrodkach onkologicznych będą narastały. Zupełnie niepotrzebnie.