BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
Felieton
Z perspektywy epidemii
prof. dr hab. n. med. Andrzej Kawecki
W poprzednim felietonie pisałem o zagrożeniach dla opieki onkologicznej powodowanych pandemią COVID-19. Minęły od tamtego czasu dwa bardzo trudne dla wszystkich miesiące. Dobrą wiadomością jest to, że epidemia w Polsce nie przybrała tak dramatycznego nasilenia jak w krajach Europy Zachodniej, nie mówiąc o Stanach Zjednoczonych, a ostatnio także Rosji i Ameryce Południowej. Złą wiadomością jest, że krzywa zachorowalności na COVID-19 nie ma tendencji spadkowej, choć wyraźnie zaznaczają się w ostatnich tygodniach zależności terytorialne i poprawa sytuacji epidemiologicznej w większości regionów. Tak czy inaczej, nie można liczyć na to, że wirus w możliwym do przewidzenia czasie zniknie i należy przyzwyczaić się do pracy w warunkach zagrożenia.
Główną misją środowiska onkologicznego w czasie epidemii było i jest zapewnienie chorym na nowotwory ciągłości opieki w zakresie diagnostyki i leczenia, o czym pisałem poprzednio. Aby ten cel osiągnąć, potrzebne były działania ograniczające ryzyko pojawienia się ognisk epidemicznych w szpitalach onkologicznych. W dużej mierze udało się to, do tej pory, zrealizować. Przykładowo, w Narodowym Instytucie Onkologii w Warszawie już w pierwszej połowie marca wprowadziliśmy zakaz odwiedzin, pomiary temperatury i ankiety dla wszystkich zgłaszających się pacjentów, separację poszczególnych klinik i oddziałów oraz ograniczenie działalności izby przyjęć wyłącznie dla pacjentów instytutu. Zorganizowaliśmy na początku kwietnia własne laboratorium wykonujące testy genetyczne w kierunku SARS-CoV-2, dzięki czemu w ciągu kilku godzin otrzymujemy wyniki, co umożliwiło testowanie chorych przyjmowanych w celu wykonania zabiegów operacyjnych lub długotrwałego leczenia zachowawczego. Taki system co prawda nie eliminuje, ale znacząco zmniejsza ryzyko pojawienia się w szpitalu zakażonego pacjenta.
Najważniejsza jest jednak zasada szybkiego i radykalnego reagowania w przypadku stwierdzenia zakażenia u pacjenta lub osoby z personelu, czyli identyfikacja kontaktów, a następnie kwarantanna lub nadzór epidemiologiczny, czasowe zamykanie danych oddziałów, doraźne testy wykluczające zakażenie u innych oraz testy weryfikujące po upływie więcej niż 7 dni od kontaktu. W takiej sytuacji trzeba działać bezkompromisowo, w przeciwnym razie skutki mogą być katastrofalne, czego doświadczyło niestety kilka szpitali w Polsce.
Epidemia COVID-19 generuje również inne problemy dla działalności szpitali. Występują niedobory obsady kadrowej związane z zasiłkami opiekuńczymi, zwolnieniami czy potrzebą kwarantanny. Powoduje to konieczność pracy w nadgodzinach dla reszty personelu, co z kolei przekłada się na generowanie dodatkowych kosztów. Rosnące wydatki wiążą się również z wręcz niekontrolowanym wzrostem cen niezbędnych materiałów ochronnych, takich jak maski, rękawiczki, kombinezony itd. Efektem jest dynamiczny wzrost wydatków, który niewątpliwie pogłębi i tak trudną sytuację finansową szpitali onkologicznych.
Dodatkowym skutkiem epidemii jest strach pacjentów przed zgłaszaniem się do szpitali z powodu obaw o zakażenie SARS-CoV-2. To obecnie bardzo duży problem, którego skalę trudno było przewidzieć. Zgłaszalność nowych pacjentów spada praktycznie we wszystkich ośrodkach onkologicznych w Polsce. Jeśli to zjawisko będzie się utrzymywać, skutki okażą się katastrofalne. Efektów opóźnienia leczenia onkologicznego nie trzeba przypominać. Może to doprowadzić do realizacji czarnego scenariusza, czyli wzrostu liczby zgonów z powodu nowotworów wielokrotnie przekraczającej liczbę zgonów z powodu COVID-19. Potrzebna jest zakrojona na szeroką skalę akcja medialna mająca na celu rozwianie obaw pacjentów i przypominanie o skutkach zbyt późno wdrażanego leczenia. Dobrze, że takie akcje są już realizowane przez wiele środowisk. Musimy ten trudny czas przeżyć, zapewniając pełną opiekę naszym pacjentom. Nie mam wątpliwości, że nam się uda.