Słowo wstępne
Niezmienny temat – pandemia
prof. dr hab. n. med. Andrzej Kawecki
W poprzednim wstępie pisałem o ryzyku czwartej fali pandemii SARS-CoV-2 jeszcze z nutą optymizmu, że dzięki szczepieniom – choć zdecydowanie zbyt małego odsetka Polaków – a także odporności nabytej po przechorowaniu COVID-19 skala jesiennych zakażeń i ich skutków nie będzie tak dramatyczna jak wiosną lub w ubiegłym roku. Niestety, okazało się, że były to pobożne życzenia. Obecnie wszystko wskazuje, że skala zachorowań i zgonów będzie podobna lub wręcz wyższa niż w trakcie poprzednich fal. Dodatkowo ponownie konieczność priorytetowego traktowania chorych na COVID-19 będących w stanie zagrożenia życia przekłada się na utrudnienie dostępu do leczenia pacjentom z innymi schorzeniami, w tym nowotworami. A to będzie skutkować kolejnymi zgonami, których można było uniknąć.
Dlaczego nie możemy uporać się z pandemią? Czynniki obiektywne to bardziej agresywna mutacja wirusa i zmniejszająca się z czasem odporność poszczepienna. Warto zwrócić uwagę na ten drugi aspekt. W Narodowym Instytucie Onkologii w Warszawie trzecią falę na wiosnę przeszliśmy „suchą stopą”. Było bardzo mało zakażeń wśród personelu, a także wśród chorych. System testów przesiewowych przyjmowanych pacjentów wykazywał relatywnie niewielki odsetek wyników dodatnich, rzadkie były też przypadki ujawniania się zakażenia w trakcie hospitalizacji. W efekcie odnotowaliśmy pojedyncze przypadki konieczności zamykania oddziałów, a pandemia praktycznie nie wpłynęła na rytm pracy szpitala. Było oczywiste, że zawdzięczamy to szczepieniom przeprowadzonym wśród pracowników w styczniu, a u pacjentów nieco później. Teraz niestety jest inaczej. Odnotowujemy wyraźnie więcej zakażeń wśród personelu szczepionego dwiema dawkami na początku roku, a także u naszych pacjentów. To jedna z wielu obserwacji potwierdzających konieczność przyjmowania trzeciej dawki szczepienia.
Czynniki obiektywne to jednak nie jedyne przyczyny pogarszającej się sytuacji epidemicznej. Te inne to agresywnie działające ruchy antyszczepionkowe i negujące pandemię, przekazy o „cudownym działaniu” różnego typu preparatów niemających znaczenia terapeutycznego i temu podobne, trzeba to jasno powiedzieć, bzdury. Przekaz ten dominuje w mediach społecznościowych, tłumiąc nieliczne głosy rozsądku. Efekt to zahamowanie wyszczepialności na poziomie nieco ponad 50%, a w następstwie – dramatyczny przebieg czwartej fali. Liczba zachorowań to mniejszy problem, znacznie większy to liczba hospitalizacji i zgonów, będących między innymi skutkiem zaniechania szczepień. Jaka jest skala tego zjawiska? Dzisiejszy przykład: Polska – średnia tygodniowa zachorowań 20 700, zgonów 290; Francja – średnia tygodniowa zachorowań 18 700, zgonów 44. Przypadek? No to jeszcze Wielka Brytania – średnia zachorowań od wielu tygodni na poziomie ok. 45 000, średnia zgonów ok. 140. Trudno o bardziej jednoznaczne dane. A w Polsce dochodzi jeszcze jeden problem – brak racjonalnego planu walki z pandemią. Na odstępowanie od systemu restrykcji mogą próbować sobie pozwolić kraje o bardzo wysokim odsetku szczepień. A i tam w sytuacji wzrostu liczby zakażeń restrykcje są wprowadzane. U nas zwalczanie pandemii opiera się na nakazie noszenia maseczek. I tak bardzo nieskutecznie egzekwowanym. Efekty widać niestety obecnie i nie należę do optymistów uważających, że fala zakażeń w cudowny sposób się zmniejszy, a Święta Bożego Narodzenia będą spokojne. Obym się mylił. Zresztą obecna czwarta fala i pandemia kiedyś się skończą, tylko cena, jaką płacimy, liczona skalą często niepotrzebnych zgonów, jest już w tej chwili zbyt wysoka.