ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Paragraf w psychiatrii
Czy można leczyć alkoholika, nie lecząc alkoholizmu?
Lek. med. Radosław Drozd
Nie tylko pacjent, ale i jego rodzina nie rozumieją, że w tym wypadku problemy zdrowotne są nierozerwalnie splątane. Niestety, lekarze też często nie kwapią się, by to wyjaśnić
Czterdziestodziewięcioletni mężczyzna, uzależniony od alkoholu, po tygodniu od przerwania „ciągu alkoholowego” stracił przytomność. Odzyskał ją przed przyjazdem pogotowia. Z podejrzeniem stanu po napadzie padaczki alkoholowej został przewieziony do SOR miejscowego szpitala. Był przytomny, w kontakcie logicznym, bez cech urazu, wydolny krążeniowo i oddechowo. Lekarka stwierdziła, że pacjentowi „zależało, żeby jak najwcześniej wyjść ze szpitala”. Ponieważ nie było wskazań, aby go zatrzymać, po godzinnej obserwacji przekazano go pod opiekę dorosłego syna. W późniejszych zeznaniach stwierdził on, że gdy przyszedł do SOR, „pytał ojca, jak się czuje, a on na to, że dobrze”, ale nic nie mówił, że nie chce zostać w szpitalu. Z powodu obserwowanego osłabienia syn chciał, aby ojciec nadal przebywał w szpitalu. Twierdził, że w jego obecności nie nalegał na wypisanie do domu. Nie słyszał jednak, co mówił, gdy był z lekarką sam na sam. O tym, że nie chciał zostać w szpitalu, pacjent powiedział synowi dopiero w domu.
Nie miał świadomości
Po dwóch dniach ponownie wezwano pogotowie, gdyż według rodziny mężczyzna „nie mógł normalnie funkcjonować”. Po ponownym zabraniu go do szpitala syn chciał tam pojechać, ale (według jego zeznań) matka powiedziała, żeby „nie szedł, bo mu znowu ojca wydadzą”. Następnego dnia po południu karetka przywiozła pacjenta do domu. Mówił wówczas, że jest słaby, że nie może chodzić. Syn wyczytał w dokumentach ze szpitala, że ojciec nie chciał tam pozostać. Pytał, czemu nie chce iść do szpitala, a odpowiedź brzmiała, że „nie i koniec”. Według syna ojciec „w ogóle nie chodził do lekarzy, nie lubił szpitali – no, taki był”.
Następnego dnia rodzina stwierdziła, że pacjent nie żyje.
Według zeznań żony, po przerwaniu ciągu alkoholowego mąż miał być „nieprzytomny”, a nawet gdy był przytomny, „nie miał świadomości”. Po pierwszym przywiezieniu męża do domu kobieta dzwoniła do szpitala i rozmawiała z lekarzem z oddziału ratunkowego. Pytała, co rodzina ma dalej robić z chorym, ponieważ nie jest zdolny do samodzielnej egzystencji. Lekarz powiedział, że mężczyzna winien się skontaktować z psychiatrą, bo jest alkoholikiem. Żona miała wówczas stwierdzić, że alkoholizm męża „nie ma tutaj nic do rzeczy, bo on nie jest teraz pijany, tylko chory”. Również na wypisie ze szpitala kilka razy miała pojawić się informacja, że pacjent jest alkoholikiem. Według żony sprawiało to wrażenie, jakby „alkoholików się w Polsce nie leczyło, bez względu na stan, w jakim trafiają do szpitala”.
Na drugi dzień żona poszła wybrać mężowi lekarza rodzinnego, którego ten do tej pory nie miał, bo „nigdy nie chorował, na nic się nie leczył, nie chodził po lekarzach”. Jej zdaniem w trakcie drugiego pobytu w szpitalu mąż „sam by się nie wypisał”, bo „nie mógł nic utrzymać w ręce, nawet długopisu”.
Narażenie na utratę życia
Po śmierci pacjenta jego żona udała się do szpitala i poprosiła o pokazanie dokumentacji, z której miało wynikać, że mąż wypisał się na własną prośbę. Pielęgniarka przekazała jej, że dokumentacja nie jest udostępniana osobom nieupoważnionym.
W tej sytuacji żona poinformowała prokuraturę, że pracownicy szpitala i SOR narazili jej męża na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, bo „bez podjęcia leczenia, prawie nieprzytomnego przywieziono go ze szpitala do miejsca zamieszkania i tam pozostawiono”. Dodatkowo poinformowała o prawdopodobieństwie sfałszowania podpisu męża na dokumencie, na podstawie którego wyszedł ze szpitala na własne żądanie (ponieważ odmówiono jej prawa wglądu w dokumentację).
Według zeznań lekarzy i opisów konsultacji specjalistycznych w trakcie obu wizyt w SOR chory był zorientowany allo- i autopsychicznie, dolegliwości nie podawał, mówił, że pracuje dorywczo – fizycznie. W badaniu neurologicznym również odnotowano: „Przytomny, w kontakcie logicznym”. Lekarz SOR opiekujący się pacjentem w trakcie drugiej wizyty zeznał, że po konsultacji internistycznej oświadczył on, iż odmawia dalszego leczenia i nie chce zostać w szpitalu. Lekarz rozmawiał z chorym i tłumaczył mu, że jego stan uległ poprawie po podaniu leków, ale jeśli terapia nie będzie kontynuowana, sytuacja może się pogorszyć i doprowadzić do zagrożenia życia. Jednak pacjent nie zmienił zdania. W związku z tym poproszono go o podpisanie oświadczenia, że odmawia hospitalizacji. Według lekarza pacjent oświadczenie podpisał – w historii choroby pod zapiskiem: „Pacjent odmawia hospitalizacji i leczenia szpitalnego” znajdował się nieczytelny podpis.
Wszystko zgodne z prawem
Przykład ten obrazuje szereg sytuacji konfliktowych, które powstają w relacjach lekarz-pacjent i lekarz-rodzina pacjenta w przypadku podejmowania leczenia osób uzależnionych od alkoholu.
Jean-François Raffaëlli, „Kowale sięgający po kieliszki”, olej na płótnie, 1884, Musée de la Chartreuse, Douai
Uwagę zwraca niezrozumienie istoty choroby alkoholowej przez członków rodziny osób uzależnionych oraz brak świadomości w kwestii praw pacjenta i prawnych możliwości podejmowania leczenia wbrew woli. Według żony rozpoznanie alkoholizmu „nie miało nic do rzeczy, ponieważ mąż nie był pijany”. Jednocześnie oczekiwała, że mężczyzna zostanie w szpitalu zatrzymany niezależnie od swojej woli, bo według niej „nie miał świadomości” i „nie mógłby nic podpisać”. Twierdziła również, że mimo rozpoznania uzależnienia i wyniszczenia organizmu w przebiegu tej choroby – mąż „nigdy nie chorował, na nic się nie leczył, nie chodził po lekarzach”. Znamienna jest również informacja wynikająca z zeznań syna, który miał być przez matkę ostrzegany, aby „nie chodził do szpitala, bo mu znowu ojca wydadzą”.
Z powyższego wyłania się dość typowy obraz, w którym głównym celem rodziny uzależnionego od alkoholu nie jest skłonienie go do leczenia, ale „pozbycie się kłopotu”, czyli konieczności sprawowania opieki.
Opisany pacjent nie był osobą ubezwłasnowolnioną i lekarze nie mieli prawa pomijać jego woli przy podejmowaniu decyzji o hospitalizacji i leczeniu. Jednocześnie, mimo istnienia „zespołu zależności alkoholowej”, nie wykazywał zaburzeń świadomości, które pozwalałoby na potraktowanie go jak osoby „niezdolnej do świadomego wyrażenia zgody” i podjęcie leczenia bez zgody – w trybie art. 32 i 33 Ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty.