Pan minister w Żurawicy

Oczywiście nie jest tak, że narodowy program wcale nie jest realizowany. Mamy przykłady, że w wielu miastach i powiatach dzieje się dużo dobrego. Choćby w powiecie kołobrzeskim, nowotarskim czy wielickim – żeby wymienić kilka konkretnych przykładów. Powstają spółdzielnie socjalne, ośrodki, jak hotel U Pana Cogito, współprowadzone przez osoby chorujące, gdzie kształcą się przyszli lekarze. To jest reforma „od dołu”. Niestety, ten proces hamowany jest przez lobby części wielkich szpitali, na które powołuje się, dla zatuszowania własnej bierności, Ministerstwo Zdrowia. To przypomina putinowskie zakłamanie – wykorzystać wielkie instytucje broniące swojej racji bytu dla uzasadnienia potrzeby modyfikacji, przerabiania, a wreszcie zarzucenia uchwalonego, nowoczesnego programu. A tu potrzeba światłej decyzji politycznej i chęci realizacji własnych rozporządzeń. Nie może być tak, że przez dwa lata z 31 zadań, do których został zobligowany, resort realizuje zaledwie trzy. Zamiast być koordynatorem transformacji i motorniczym tej kluczowej ustawy, jest jedynie wielkim hamulcowym. Myślę, że minister zdrowia potrafi ocenić, jak wielki potencjał społeczny środowiska jest marnowany. Jeśli ma wątpliwości, to proponuję na chwilę zamieszkać na nieremontowanym od 70 lat oddziale psychiatrycznym, zaczynając od Żurawicy, Świecia, Radecznicy – i tak przez całą Polskę. Wówczas będzie mógł szybko zrozumieć sens reformy i stać się gorącym orędownikiem wdrożenia psychiatrii środowiskowej. Tylko czy pan minister na taki eksperyment się zgodzi?


Opracowała Magda Szrejner

Do góry