Felieton
Co gryzie profesora Wciórkę?
Prof. dr hab. med. Jacek Wciórka
Często powracam do interesującego wątku dyskusji, jaka przez chwilę zapłonęła w czasie jednego ze zjazdów psychiatrów. Mówca przytoczył pogląd Karla Jaspersa wskazujący na niezrozumiałość, niewytłumaczalność urojeń jako kryterium ich przynależności do kręgu zaburzeń schizofrenicznych. Niemożność ich humanistycznego (psychologicznego) „rozumienia” (Verstehen) wymagałaby od diagnosty skorzystania w postępowaniu klinicznym z innej perspektywy poznawczej, tej mianowicie, jaką tworzy przyrodnicze (biologiczne) „wyjaśnianie” (Erklären), które odnosi znaczenie obserwowanych faktów do porządku poznania opartego na innych przesłankach niż ich bezpośredni wyraz, znaczenie i kontekst. Ten pogląd odpowiadał bardzo duchowi tamtych czasów – przełom XIX i XX stulecia – i uzasadniał wcześniejsze i późniejsze poszukiwanie owej definitywnej, biologicznej odmienności, która „wyjaśni”, dlaczego u niektórych osób zaczyna się, powraca lub trwa schizofrenia.
Zastanawiająca w tamtej dyskusji była deklaracja jednego z dyskutantów, znanego psychoanalityka, który ogłosił, że ten pogląd jest już nieaktualny, bo on swoich chorych z takim rozpoznaniem rozumie. Ktoś złośliwy powiedziałby, że mało jest zjawisk, o których psychoanalitycy mogliby powiedzieć, że ich nie rozumieją. Ale zostawmy złośliwcom ich wątpliwą satysfakcję. Dyskusja, jak to bywa na zjazdach naukowych, płonęła tylko chwilę i zgasła, bo czas był krótki, a i podniesiony problem zbyt abstrakcyjny dla większości słuchaczy spragnionych wiedzy gotowej, wyłuskanej już z wątpliwości.
Dlaczego wspominam tu to epizodyczne w końcu wydarzenie? Ponieważ z punktu widzenia wrażliwego poznawczo psychiatry temat „rozumieć czy wyjaśniać” trudno uznać za zamknięty. Jedni próbują „rozumieć”, inni poprzestają na próbach „wyjaśniania”. Ów dyskutant zwrócił uwagę na to, że nasza zdolność rozumienia zależy od narzędzi, którymi się w rozumieniu posługujemy. Powracająca fala zainteresowań fenomenologią, podmiotowością, hermeneutyką, dialogicznością, konstrukcjonizmem zdaje się świadczyć, że wspomniana relacja nie musi być wykluczająca, lecz może brzmieć bardziej pojednawczo: „rozumieć i wyjaśniać”, a nawet wskazywać na pewne przewagi „rozumienia”. Dominująca dziś w naukowym myśleniu klinicznym tendencja do obiektywizacji, standaryzacji, operacjonalizacji postępowania klinicznego odrywa spreparowany dzięki nim przedmiot poznania od jego podmiotowego źródła, a co gorsza – odrywanie zaburzenia czy choroby od osoby pacjenta stwarza ryzyko odrywania lekarza od tego, któremu ma pomagać. Wybierają wszak czasem dość różne języki, inaczej konstruują swoje opowieści i inaczej formułują wzajemne oczekiwania. Spotykałem pacjentów, którzy świetnie recytowali psychoedukacyjne lekcje o objawach negatywnych i pozytywnych, ale nie odczuwali najmniejszej woli przymierzania ich do siebie. Także uczonym ten dychotomiczny szablon wyjaśniający powoli się przejadł.
Z drugiej strony dopiero co wybrzmiał manifest grupy brytyjskich terapeutów postulujących poluzowanie nozologicznego gorsetu i skupienie uwagi raczej na sygnalizowanych przez pacjenta trudnościach (np. słyszeniu głosów) niż na ich nozograficznej kwalifikacji. Dla przykładu, opublikowane ostatnio obiecujące doniesienia o terapii z awatarem pokazują, że być może lepiej odpowiada ona na potrzeby chorych niż częsta w takich okolicznościach politerapia farmakologiczna. Terapia ta oferuje osobom przewlekle doświadczającym „słyszenia głosów” intensywną interakcję z nimi w obecności i przy współudziale wirtualnego awatara. Jej istotą jest raczej kontekstowe „rozumienie” niż uniwersalne „wyjaśnianie”.
Może więc istotą zadania psychiatry jest raczej wysiłek rozumienia i w konsekwencji po-rozumienia się z szukającym pomocy pacjentem niż jakiegoś ostatecznego i uniwersalnego z-rozumienia? Może taki wybór chroniłby nas od omnipotentnych złudzeń i deprymujących porażek, jakich żywe doświadczenie psychotyczne nie szczędziło i nie szczędzi naukowym wyjaśnieniom?