Na ważny temat

Kiedy seks nie służy realizacji pożądania

O rozpoznaniu i leczeniu zespołu hiperseksualności z lek. med. Łukaszem Müldnerem-Nieckowskim, psychiatrą, seksuologiem i psychoterapeutą z Katedry Psychoterapii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, rozmawia Małgorzata Stańczyk.

PpD: Przypomnijmy, czym jest zespół hiperseksualności.

Lek. Łukasz Müldner-Nieckowski: To między innymi uzależnienie od instrumentalnej aktywności seksualnej. Instrumentalnej to znaczy takiej, która służy czemuś innemu niż realizacja popędu płciowego. Jest różnica między np. współżyciem w parze, kiedy seks służy realizacji wielu potrzeb psychologicznych, takich jak poczucie bliskości, bezpieczeństwa, ekscytacji, a także daje możliwość odreagowania, zrelaksowania się, przeżycia przyjemności, a zachowaniami seksualnymi, które służą tylko np. uciekaniu od napięcia i wewnętrznych trudności.

Nie można powiedzieć, że zawsze umawianie się z kimś przypadkowym na seks albo masturbowanie się, nawet jeśli robi się to często, świadczy o uzależnieniu od seksu. Jeśli natomiast mężczyzna ma partnerkę, która jest dla niego dostępna, a zamiast tego z reguły wybiera pornografię, to jest znak, że coś się na tym polu dzieje niepokojącego. To ucieczka od bliskości emocjonalnej w seks odcięty od relacji. Żeby jednak stwierdzić uzależnienie, które jest głównym elementem hiperseksualności, muszą być spełnione kryteria, takie jak zaabsorbowanie seksualnością, trudność w zatrzymaniu takich zachowań, ich dominowanie nad innymi dziedzinami życia. Znamienne jest też to, że u osób uzależnionych aktywność seksualna staje się najpierw jedną z możliwości regulowania swoich emocji, potem podstawową i główną, aż w końcu jedyną. 


PpD: Zdarzają się opinie psychoterapeutów i seksuologów, że seksoholizm nie istnieje, że te zachowania, jak masturbacja czy oglądanie filmów pornograficznych, to moda obyczajowa, że nie można się od tego uzależnić, bo nie ma potencjału uzależniającego takiego jak w przypadku alkoholu czy papierosów…


Ł.M.-N.: Wielu badaczy (Carnes, Coleman, Reymonds, Kafka) twierdzi co innego. Jak wcześniej wspomniałem, same wymienione wyżej zachowania nie są równoznaczne z hiperseksualnością. Sam też niezbyt chętnie używam określenia „seksoholizm”, ponieważ nie oddaje ono złożoności tego zjawiska i sugerowałoby jego redukcję do zespołu uzależnienia, a ten stanowi jedynie jeden z kilku mechanizmów omawianego zaburzenia. O tym, czy coś jest, czy czegoś nie ma, w kategoriach klinicznych, można stwierdzić przez praktykę – wtedy warto mówić raczej o kazuistyce – a w tym zakresie mogę stwierdzić, że zjawisko nieradzenia sobie pacjentów z ich nadmierną aktywnością seksualną istnieje, na podstawie doświadczeń własnych, kolegów i superwizantów. Można też oprzeć się na wynikach badań, których w populacji polskiej było niewiele, ale w innych krajach oceniono, że to narastający problem.

Do góry