ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Felieton
Co gryzie profesora Wciórkę?
Prof. dr hab. med. Jacek Wciórka
Gdy stawiałem pierwsze, niezbyt śmiałe kroki na polu psychiatrii, można było jeszcze słyszeć opinie o psychopatologii jako o via regia psychiatrii. Karl Jaspers był jeszcze postacią o żywym oddziaływaniu, a jego „Allgemeine Psychopathologie” (I wydanie, 1913), choć mało czytana, budziła zainteresowanie i podziw. Specjalizując się, studiowaliśmy psychopatologię Tadeusza Bilikiewicza i przepisywaliśmy słabo dostępne fragmenty wykładów psychopatologicznych Jana Jaroszyńskiego. Panowało przekonanie, że bez dobrze przyswojonej i zrozumianej psychopatologii ogólnej nie można z powodzeniem wejść do tajemnic psychiatrii, a zwłaszcza zdać egzaminu specjalizacyjnego. I chyba tak było.
Potem przyszły nowe nadzieje i zadurzenia psychiatrii związane z postępem psychofarmakologii i neuronauki. W tych nowych okolicznościach psychopatologiczna wnikliwość i refleksja traciły – jak wielu sądziło – znaczenie, ustępując pola zachwycająco prostej, „ateoretycznej”, obiektywnej, intersubiektywnie sprawdzalnej diagnostyce, coraz bardziej podporządkowanej standaryzowaniu i operacjonalizowaniu, oraz uniwersalnym schematom nozograficzno-klasyfikacyjnym, proponowanym przez wpływowe, choć przecież nie bezinteresowne gremia eksperckie. Analiza psychopatologiczna przypominała w tej sytuacji – zdaniem krytyków – coraz bardziej wysiłek kucharza operującego umowną recepturą, zestawem ingrediencji i oczekiwanym przez restauratora jadłospisem. Czy można się dziwić, że z czasem bardziej wymagający klienci zaczęli wnosić reklamacje, a restauratorowi zagrażało odebranie licencji?
Towarzyszące tym wyborom uproszczenia poznawcze byłyby może opłacalnym ustępstwem wobec niemal już wydawało się dokonanego odkrycia bezpośredniego i wzajemnego, „interoperacyjnego” związku między symptomatologiczną ekspresją a somatycznym podłożem zaburzeń psychicznych. A jednak im bliżej, tym dalej. Rosnącemu wyrafinowaniu narzędzi oraz osiągnięć poznawczych neuronauki nie towarzyszy analogiczny czy choćby komplementarny postęp w psychiatrii. Co więcej, nie brak opinii, że współczesne pojęcia diagnostyczne i schematy nozograficzno-klasyfikacyjne psychiatrii mogą stanowić realną barierę dla jej rozwoju, jeśli nadal miałaby aspirować do roli nauki dysponującej swoistym paradygmatem. Bowiem, rozwiązując problem rzetelności diagnozowania, omijają problem jego trafności. A nawet idealne wskaźniki rzetelności diagnostycznej (zgodność, powtarzalność i wewnętrzna spójność decyzji diagnostycznych) nie oddalają nas od złudzeń i błędów, jeśli bazują na nietrafnych przesłankach.
Stulecie wydania Jaspersowej psychopatologii przyniosło na świecie sporą porcję refleksji nad historyczną i aktualną doniosłością jego dzieła. Przypomniano jego pluralizm metodologiczny, uznanie subiektywności, inspirację fenomenologiczną, perspektywę egzystencjalną, a zwłaszcza akcentowanie doniosłości bariery epistemologicznej, jaką każdy sumienny i krytyczny diagnosta musi odczuć, próbując translacji pierwszoosobowego, żywego doświadczenia (lived experience) osoby chorującej na trzecioosobowe doświadczenie osoby badającej.
Współczesna fenomenologia psychiatryczna dostarcza sporo interesujących argumentów na temat mocy i ograniczeń wspomnianej translacji, co może (albo powinno) mieć znaczenie także dla sposobu uprawiania psychopatologii. Pokazuje jej kontekstualność, precyzuje postać (Gestalt), dobiera język, a diagnoście zanurzającemu się w strumieniu podmiotowej świadomości podpowiada możliwe punkty skupienia – intencjonalność, czasowość, samoświadomość, ucieleśnienie, intersubiektywność. Unaocznia granice i płycizny, odrzuca schematyzm, wyznacza horyzont poznania.
Dostrzegalny w ostatnich latach renesans fenomenologii w myśleniu psychopatologicznym nasuwa przypuszczenie, że psychiatria ponownie krzyżuje dziś swą drogę rozwoju nie tylko z empirycystyczną metodologią neuronauki, ale także z refleksją filozoficzną. Klarowna myśl powinna poprzedzać badanie empiryczne, odwrotny kierunek jest bez wątpienia ryzykowny.