Felieton

Co gryzie profesora Wciórkę?

Prof. dr hab. med. Jacek Wciórka

Small dsc 3448 kopia opt

Prof. dr hab. med. Jacek Wciórka

W artykule „Konsekwencje trudności diagnostycznych w terapii osób przebywających na detencji” Agnieszka Kałwa, Dorota Parnowska i Magdalena Fritz interesująco przypominają idee organizujące praktykę sądowo-psychiatryczną. Lektura wzbudza też garść niewesołych refleksji i prowokuje do pytań w sprawach – zdawałoby się – już na zawsze rozstrzygniętych przez doktrynę prawa, a wyznaczających klinicznemu powołaniu psychiatrii trudne do akceptacji ograniczenia.

Dlaczego bowiem trzy empatyczne, zaangażowane terapeutki grzęzną po kolana w potrzasku skonstruowanym z tak niepewnie definiowanych pojęć jak – przykładowo – niepoczytalność, choroba psychiczna, środki zabezpieczające, diagnoza. Pojęć, których opresyjna funkcja z trudem skrywa się za humanistycznym przesłaniem pomagania, których konserwatyzm blisko graniczy z archaicznością i których praktyczne stosowanie napotyka na liczne trudności, nierzadko przecież prowadząc do szeroko komentowanych wątpliwości i błędów.

Humanitarna bez wątpienia intencja pojęcia niepoczytalności nie oznacza przecież po ludzku rozumianej niewinności, a jedynie niezawinione sprawstwo, czyli sprawstwo, któremu nie można przypisać winy z powodu ustalonych arbitralnie przesłanek art. 31 § 1 k.k. Pominąwszy napotykane tu niemałe trudności orzecznicze, uznanie niepoczytalności może utrudnić lub uniemożliwić – z powodu umorzenia postępowania – rozpatrzenie rzeczywistego sprawstwa czynu, a także utrudnić podejrzanemu odniesienie się do jego emocjonalnych konsekwencji, ważnych także dla jego dalszego życia, miejsca w społeczeństwie i ryzyka ponowienia czynu.

W przepisach karnych ciągle obowiązuje mętne pojęcie choroby psychicznej, które z klasyfikacji psychiatrycznych zniknęło jakieś 40-50 lat temu właśnie z powodu swojej klinicznej, społecznej i metodologicznej niejednoznaczności. Nie zdarzyło mi się uczestniczyć w dyskusji nad tym pojęciem, która zakończyłaby się uzgodnieniem wspólnego stanowiska. Można więc sądzić, że jego dzisiejsze znaczenia, konotacje i praktyczny użytek silniej definiowane są przez pozornie przebrzmiałe szablony i uprzedzenia moralne niż przez racjonalną myśl i wiarygodne standardy wiedzy naukowej.

Z kolei rola i znaczenie środków zabezpieczających skomplikowały się w ostatnich latach za sprawą narzucenia polskiej psychiatrii zadań związanych z reagowaniem wobec czynów związanych z przemocą i ekscesami seksualnymi, tj. zadań wykraczających poza jej realne powinności i możliwość oddziaływania. Te legislacyjno-ideologiczne wymuszenia zaludniają „zakłady psychiatryczne” ludźmi ujawniającymi zachowania wprawdzie dysfunkcjonalne, których jednak trudno bez uproszczeń traktować jako osoby z zaburzeniami psychicznymi, a zwłaszcza zaproponować im jakąkolwiek uzgodnioną ścieżkę „terapii” lub raczej korekty zachowania. Zapewne z tych powodów tu i tam odżywa zaniechane już pojęcie psychopatii.

Ale nawet w obrębie tradycyjnej detencji sprawców niepoczytalnych zapisane w kodeksie ich „umieszczanie na pobyt w zakładzie psychiatrycznym” można traktować jako realizację fałszywej przesłanki działania – ponieważ celem interwencji wobec osoby chorej jest jednak leczenie, nie zaś pobyt. W dodatku w praktyce często pobyt bezterminowy, zależny od subiektywnych ocen kierownika zakładu i zależnego od tych ocen, choć nominalnie niezawisłego, sądu. Jak bowiem wiarygodnie prognozować ryzyko niebezpiecznych zachowań w przyszłości? Zasadność takich wątpliwości potwierdzają ujawniane ostatnio przypadki wieloletnich, bezpodstawnych pobytów detencyjnych.

No i owo namaszczone „stawianie” diagnozy, podnoszenie do rangi ostatecznego aktu, niemal wyroczni, a w istocie – zawodnej czynności, która jest jedynie zapisem rozpoznanej, ale tylko ograniczonej i tymczasowej wiedzy na temat intencji, motywów, uczuć i zachowań pacjenta. Które bywa pomocne w wyborze terapii, ale relatywnie łatwo przeradza się w bezduszny i stygmatyzujący, ograniczający szablon.

Wydaje się, że te kluczowe pojęcia zasługują na więcej krytycznego zainteresowania i dyskusji.

Do góry