Felieton

Co gryzie profesora Wciórkę?

Jacek Wciórka

Small dsc 3448 kopia opt

Jacek Wciórka

Wydaje się, że związana z Narodowym Programem Ochrony Z drowia Psychicznego (NPOZP) reforma opieki psychiatrycznej rozpoczyna się. Rozporządzenie ministra zdrowia dotyczące pilotażu centrów zdrowia psychicznego ogłoszono na początku maja. Projekt zarządzenia prezesa NFZ regulujący techniczne aspekty pilotażu został ogłoszony i jeśli nie sprowadzi jakichś dramatycznie krytycznych uwag, pewnie za kilka dni otworzy ostatnie już drzwi do jego realizacji. Centra – ze względu na swe cechy organizacyjne i sposób finansowania – staną się systemowym rozwiązaniem dla podstawowej opieki psychiatrycznej, oby szybko upowszechnionym. Ramy ich działania mają zapewnić chorym blisko i łatwo dostępną kompleksową pomoc, o możliwie dobrym i dostosowanym do potrzeb standardzie. Szpitale psychiatryczne powoli uwolnią się od swych ponurych konotacji, stając się ważnym narzędziem pomocy, nie zaś miejscem zsyłki. Przestaniemy zabiegać o sprzedaż wyprodukowanych osobodni, wizyt i sesji oraz o wypełnianie procedur i harmonogramów, a zaczniemy myśleć o dostosowaniu oferty do realnych potrzeb pacjentów i lokalnej wspólnoty społecznej, owej community, w której przyszło im żyć. Poczujemy realną odpowiedzialność za ich zdrowie psychiczne, bez spychania jej na decyzje i działania innych.

Jeśli dynamika wydarzeń pozwoli rzeczywiście przejść do realizacji tego zaczątku reformy, zakończy to długotrwały proces polskiej reformy opieki psychiatrycznej. Zaczęty mniej więcej 100 lat temu, gdy Chodźko i Radziwiłłowicz, po odzyskaniu niepodległości, planowali scalenie trzech tradycji i trojakiego rodzaju instytucji rozwijanych przez zaborców. Kontynuowany w niełatwym okresie powojennej odbudowy, w zmaganiu z niewyobrażalnymi stratami wojennymi i zagładą chorych dokonanymi przez totalitaryzm niemiecki oraz z ideologicznym zniewoleniem ze strony totalitaryzmu sowieckiego.

A kiedy w latach 70. czas małej stabilizacji pozwolił na nieśmiałą recepcję reform dokonywanych w wolnym świecie, przyszedł cios, który powinien stanowić dla reformy psychiatrycznej symboliczny i polityczny przełom. W nocy z 31 października na 1 listopada 1980 roku spłonął zaniedbany oddział w Górnej Grupie, a w jego płomieniach 54 chorych. Czy ktoś z was, drodzy czytelnicy, pamięta dziś i czuje znaczenie tej tragedii, która przez krótki czas ogarnęła swą grozą klimat społeczny w Polsce (vide song Jacka Kaczmarskiego: „A my nie chcemy uciekać stąd”)? Ta niemal bezimienna ofiara stała się motywem pośpiesznie przygotowanego projektu zmian, który ostatecznie jednak podzielił los wielu pogrążonych w stanie wojennym reform czasu „Solidarności”.

Transformacja ustrojowa lat 90. zaowocowała (1994) ustawą o ochronie zdrowia psychicznego, która postulowała reformę, ale jej ostatecznie nie zrealizowała. Mało kto pamięta dziś jej artykuł 55, który stanowił, że sieć publicznych zakładów psychiatrycznej opieki zdrowotnej będzie przygotowana w ciągu sześciu miesięcy, a w ciągu dziesięciu lat zrealizowana. Termin przedłużano i w końcu artykuł wykreślono. Kolejne projekty reformy lądowały w politycznej próżni. Ostatni z nich, zredagowany jako NPOZP, przebijał się przecież z niemałym trudem od roku 2006! Jeśli dziś możemy mówić o realnym początku zmian, to pewnie ze świadomością znaczenia obudzonej nadziei oraz niemałych oporów, z jakimi przyjdzie się jeszcze mierzyć.

Część tych oporów pochodzi z zewnątrz – to dziedzictwo wielowiekowych uprzedzeń, zakorzenionych w obyczaju, kulturze, prawodawstwie i polityce. Ale znaczna ich część wynika też z postaw i nawyków profesjonalnych bezrefleksyjnie dziedziczonych albo nabywanych w wyniku kolejnych „rewolucji” psychiatrycznych, a także zmian wymuszanych przez wyzwania kulturowe i gospodarcze. Czy wzniesiemy się ponad konflikty wartości i interesów podsuwane za ich pośrednictwem?

Reforma to nie tylko zmiana organizacji i finansowania. To także – a może przede wszystkim – zmiana wartości orientujących system ochrony zdrowia psychicznego. To znaczy nas!

Do góry