Felieton

Co gryzie profesora Wciórkę?

prof. dr hab. n. med. Jacek Wciórka

przewodniczący Rady Naukowej

I Klinika Psychiatryczna, Instytut Psychiatrii

i Neurologii w Warszawie

Small dsc 3448 kopia opt

prof. dr hab. n. med. Jacek Wciórka

Kiedy piszę te słowa, za oknem dobra nowina. Kwitną jabłonie. Światu przybywa zieleni. Ptaki śpiewają. Noc ustępuje pola dniowi. Przedwczoraj spadł deszcz, więc ziemia oddycha. Naturalny rytm życia udziela się stworzeniu, a rozlewając się szeroko, wkracza przez otwarte okno. Jeśli wyłączyć komunikatory, także między ludzi powraca spokój. Zagrożenia wprawdzie pozostają zagrożeniami, spory sporami, a zmartwienia zmartwieniami, ale rytm natury nadaje im miarę, określa czas i wyznacza przestrzeń, w których łatwiej jest odnajdywać, odczytywać lub zgadywać sens zdarzeń i czynów. Mija wieczór i poranek. Domyślamy się, może nawet ufamy, że to jest dobre.

Chwilami wydaje się, że wobec dobrego rytmu życia nawet świadomość pandemii i jej niepokojących konsekwencji jakby oddala się, cichnie i więdnie. Tak jak nasze przepełnione pychą roszczenia wobec innych i siebie. Jak słabość odbierająca zaufanie. Jak troski przesłaniające nadzieję i jak lęki demolujące wyobraźnię. Jak iluzje, którymi zapełniamy pustkę, i rojenia, którymi przysłaniamy prawdę. Nieład, który przywykliśmy nazywać koniecznością. Vanitas vanitatum…

Dlatego, sprzeniewierzając się tytułowemu wyzwaniu tych felietonów, chcę dziś pisać nie o tym, co martwi, ale o tym, co cieszy. Chcę i spróbuję, by w konfrontacji z rzeczywistością nie dać się zagryźć konieczności wątpienia, sprzeciwu czy krytyki.

Tak więc cieszy, że powoli, bardzo powoli, ale jednak rośnie liczba tych, którym głos więźnie lub opada ręka, gdy zamierzają uderzyć piętnującym słowem, spojrzeniem lub gestem kogoś w kryzysie zdrowia psychicznego, że może bliżej nam dziś do zrozumienia bezmyślności takiego naznaczania i wykluczania. Choć ta przywara wydaje się dość uniwersalna, dotyka zarówno zwykłych zjadaczy chleba, jak i koryfeuszy.

Bardzo cieszy rodzący się ruch asystentów zdrowienia, którzy coraz liczniej i śmielej przygotowują się do pomocnego dzielenia się swoim doświadczeniem kryzysu z osobami będącymi aktualnie pod jego ciśnieniem. Podziwiam, jak mimo swych często trudnych doświadczeń z instytucjonalną psychiatrią nie skupiają się na walce z nami, lecz szukają form współdziałania. Podejmują nową rolę, łamią stereotyp, dodają otuchy i nadziei.

Cieszy wzrastająca liczba, dojrzewająca aktywność i dostrzegalny przyrost uznania dla centrów zdrowia psychicznego, pierwszego kroku do realnej odmiany organizacji i funkcjonalności systemu opieki psychiatrycznej, po kilku dekadach starań, niepowodzeń i lekceważenia jego interesariuszy, mimo biernego i czynnego oporu wielu przeciwników.

Cieszą osobowości rezydentów, najmłodszych wybrańców psychiatrii, bo to – wbrew ich mniemaniu – ona ich wybrała, a nie oni ją. Z radością przyglądam się żywej ciekawości wielu z nich, dociekliwości, a nawet ofiarności, z jaką wydają się realizować swoje zawodowe powołanie. Serce rośnie, ale i niepokój, byśmy tej młodej energii nie zagłuszyli, nie wygasili profesjonalnymi szablonami i rutyną albo nie pozwolili ulec instytucjonalnej demoralizacji.

Cieszy kiełkująca w psychiatrii nieśmiało myśl, że zdrowie psychiczne nie jest wyzwaniem jednowymiarowym, na które da odpowiedź jakaś kolejna rewolucja naukowa. Zwiastują to pojawiające się tu i tam powroty do pytań i odpowiedzi już znanych, ale zapomnianych czy odłożonych na półkę. Czasem wbrew narzucanym procedurom, kryteriom, miarom, pospiesznym dowodom albo obok nich. Psychiatria żyje, nie skamieniała.

Cieszy krystalizujące się w wielkim świecie przekonanie, że ani nauka, ani praktyka psychiatrii nie dadzą się uprawiać bez świadomości i uznania dla aksjologii. Zdrowie i niezdrowie psychiczne są zanurzone w wartościach i wartościowaniu. Wiele nieszczęść wynikło i niestety nadal wynika z ich ignorowania.

Wreszcie cieszę się, że jesteście wy, koleżanki i koledzy, którzy z różnym zawodowym przygotowaniem próbujecie w różny sposób pomagać potrzebującym, wspierać ich w zmaganiach z kryzysami psychicznymi, budzić nadzieję i odtwarzać ich życiowe plany, pomimo przeszkód i poniesionych strat. Uczę się z wami i od was bez przerwy i z wielką radością. Nie raz zaskoczyliście mnie intuicją, trafnością refleksji i celnością decyzji. W dobrych zawodach występujemy, bieg trwa.

A wiosenny zachwyt nad odnawiającym rytmem natury dedykuję przede wszystkim wam. Mimo pandemii i innych trudnych spraw, które przyniósł czas i o których przypomina zgiełk komunikatorów.

Do góry