Sonda

Czy dostęp do kształcenia na kierunku lekarsko-dentystycznym powinien być bardziej ograniczony?

Zebrał Jerzy Dziekoński

Przedstawiciele samorządu lekarskiego twierdzą, że stomatologów jest za dużo, dlatego jednym z wysuwanych przez nich postulatów jest wprowadzenie restrykcji w dostępie do bezpłatnej nauki zawodu. Zapytaliśmy, czy limity przyjęć na kierunek lekarsko-dentystyczny powinny być zmniejszone. Czy mają uzasadnienie pomysły typu zniesienie finansowania z kasy publicznej studiów na wspomnianym kierunku? A może lepsze byłoby uwolnienie zawodu stomatologa?

Dr n. med. Agnieszka Ruchała-Tyszler, wiceprezes NRL, przewodnicząca Komisji Stomatologicznej NRL

W Polsce zawód lekarza dentysty wykonuje ok. 34 250 osób, co oznacza, że na jednego specjalistę przypada 1123 mieszkańców. Z danych Rady Europejskich Lekarzy Dentystów wynika, że w państwach Unii Europejskiej stosunek stomatologów do mieszkańców wynosi przeciętnie 1 do 1500, a więc w Polsce liczba lekarzy dentystów jest zdecydowanie wyższa niż średnia unijna. Jednocześnie należy stwierdzić, że w odróżnieniu od niektórych innych zawodów medycznych, w Europie nie brakuje stomatologów, co wyraźnie potwierdza m.in. Komisja Europejska. Oczywiście są tzw. puste miejsca na mapie, ale są też takie, gdzie rynek jest przesycony. W małej miejscowości, z wysokim poziomem bezrobocia, utrzymanie lekarza dentysty opiera się jedynie na świadczeniu usług w ramach NFZ. Niestety nasz narodowy płatnik płaci marnie, a czasem poniżej kosztów, więc lekarz musi mieć dodatkowe źródło utrzymania – na rynku prywatnym. Dlatego stomatolodzy najczęściej wybierają na lokalizację swoich gabinetów duże miasta. Pojawia się więc problem z nadmiarem lekarzy, np. w Szczecinie na jednego stomatologa przypada zaledwie 500 mieszkańców. Problem jest poważny i wymaga szczegółowej analizy i wypracowania rozsądnych rozwiązań.

Jakub Łada, prezydent Polskiego Towarzystwa Studentów Stomatologii

Rynek stomatologiczny w Polsce jest mocno nasycony. Kształconych jest dużo więcej lekarzy dentystów, niż wynikałoby z zapotrzebowania. To zdecydowanie nie ułatwia absolwentom wydziałów lekarsko-dentystycznych dobrego startu zawodowego, gdyż muszą zmagać się z ogromną konkurencją, nie wspominając o braku możliwości nabycia doświadczenia. Proces ten szczególnie jest widoczny w miastach uniwersyteckich, w których część młodych lekarzy decyduje się pozostać i rozpocząć pracę w zawodzie. W mniejszych miejscowościach nie jest to aż tak zauważalne. W mojej ocenie najlepszym rozwiązaniem byłoby ograniczenie przez państwo liczby miejsc na kierunku lekarsko-dentystycznym. Zmniejszenie liczby studentów z pewnością spowodowałoby podniesienie poziomu ich kształcenia. Studenci pracowaliby w mniejszych grupach, co pozwoliłoby na styczność z większą liczbą przypadków. Ponadto uważam, iż ograniczenie finansowania studiów stomatologicznych ze środków publicznych nie spełniłoby swojej roli. Sprawiłoby tylko, iż uczelnie rekrutowałyby większą liczbę osób na studia w trybie niestacjonarnym (płatnym). Chętnych na takie rozwiązanie wciąż nie brakuje. Corocznie na uniwersytetach medycznych w Polsce kończy naukę około 700-900 przyszłych stomatologów. Stąd pojawia się pytanie: czy chcemy mieć dużo dentystów, czy też chcemy mieć ich mniej, lecz lepiej wykształconych?

Prof. nadzw. dr hab. med. Wiesław Kurlej, prodziekan ds. studenckich, przewodniczący Komisji Rekrutacyjnej UM im. Piastów Śląskich we Wrocławiu

Dotychczasowe ograniczenia są moim zdaniem wystarczające – limity przyjęć zatwierdza ministerstwo i konsultują Izby Lekarskie. Zainteresowanie kierunkiem lekarsko-dentystycznym jest bardzo wysokie: ponad 2,5 tysiąca kandydatów na 55 miejsc. Jeszcze większe ograniczenie limitu przyjęć na studia może podważyć zasadność funkcjonowania kierunku, wydziału, uczelni, które realizują nie tylko dydaktykę, ale również usługi w zakresie leczenia pacjentów na najwyższym uniwersyteckim poziomie. Pomysły typu zniesienie publicznego finansowania nauki studentów na kierunku lekarsko-dentystycznym mogą mieć liczne niekorzystne skutki – wiązać się z prywatyzacją kierunku, wydziału, uczelni, nieść niekonstytucyjny, nierówny dostęp do nauki. Oznaczałoby to również zwiększenie odpłatności za studia niestacjonarne, które i tak są bardzo kosztowne (35 tys. zł rocznie) i negatywną selekcję kandydatów na studia.

Lek. dent. Andrzej Cisło, wiceprezes ORL Wielkopolskiej Izby Lekarskiej

Ministerstwo Zdrowia, wydając limity przyjęć na kierunek lekarsko-dentystyczny, powinno kierować się możliwościami dydaktycznymi uczelni oraz zapotrzebowaniem rynku na absolwentów. Tymczasem warto zapytać, ilu stomatologów rynek jest jeszcze w stanie zaabsorbować. Obecnie nie ma warunków, żeby spokojnie prowadzić gabinet, ciesząc się bezpieczeństwem ekonomicznym. I nie chodzi mi tutaj tylko o stomatologów prowadzących już swoje gabinety, lecz również o absolwentów wchodzących na rynek, którzy mają problemy ze zdobyciem specjalizacji, z zatrudnieniem, nie mówiąc już o otworzeniu własnej praktyki, co wiąże się przecież z poniesieniem ogromnych nakładów finansowych na niezbędne wyposażenie. Przy dużej konkurencji niedoświadczony dentysta, który nie ma jeszcze swoich pacjentów, może ich przyciągnąć, stosując ceny dumpingowe, co wcale nie jest korzystne, bo cierpi na tym jakość usług. W zawodach zaufania publicznego nie można zdawać się na wolny rynek. Czy intencją władz jest doprowadzenie do sytuacji, kiedy plomba będzie kosztowała 50 zł? Z racji wykonywanego zawodu mamy same obowiązki. Chciałbym, żeby lekarze stomatolodzy mieli również pewność, że będą mieli pacjentów. Dlatego potrzebne jest przyjęcie swojego rodzaju paktu równowagi, który zapewni ciągłość kształcenia stomatologów, ale też nie doprowadzi do katastrofy na rynku. Limity przyjęć na kierunek lekarsko-dentystyczny muszą być dostosowane do rzeczywistych potrzeb. Dzisiaj tak się nie dzieje.

Lek. dent. Anna Lella, przewodnicząca komisji ds. współpracy międzynarodowej Naczelnej Rady Lekarskiej

Zagadnienie to jest oczywiście bardzo złożone i trzeba je rozpatrywać, uwzględniając szereg czynników takich jak np. potrzeby lecznicze na podstawie badań epidemiologicznych, zapotrzebowanie mieszkańców kraju na świadczenia stomatologiczne, zapewnienie właściwego dostępu do tych świadczeń, poziom finansowania świadczeń, w tym ze środków publicznych, możliwości dydaktyczne uczelni szkolących lekarzy dentystów (zarówno w ramach szkolenia przeddyplomowego, jak i podyplomowego), konieczność zapewnienia odpowiedniej jakości udzielanych świadczeń. W państwach europejskich sytuacja ta przedstawia się różnie. W niektórych lekarzy dentystów jest zbyt wielu, np. we Włoszech. Z danych Rady Europejskich Lekarzy Dentystów wynika, że w Polsce liczba lekarzy stomatologów jest wyższa niż średnia w państwach Unii Europejskiej. Można stwierdzić, że u nas głównym problemem systemu opieki stomatologicznej są zbyt niskie nakłady publiczne na stomatologię oraz nierównomierne rozmieszczenie geograficzne lekarzy dentystów i gabinetów stomatologicznych. To ostatnie dotyczy także innych krajów. Limity przyjęć na kierunek lekarsko-dentystyczny, które określa co roku minister zdrowia, powinny być zgodnie z prawem ustalane na podstawie możliwości dydaktycznych uczelni oraz zapotrzebowania na absolwentów tego kierunku. Wydaje się, że minister zdrowia w ostatnich latach takich rzetelnych analiz nie dokonywał. Potwierdził to m.in. ubiegłoroczny raport Najwyższej Izby Kontroli o dostępności i finansowaniu opieki stomatologicznej ze środków publicznych.

Mówiąc o „uwolnieniu zawodu lekarza dentysty z ram państwowych regulacji” wskazałabym, że ustawowe wymogi, które należy spełnić, aby uzyskać w Polsce prawo wykonywania zawodu lekarza dentysty, mają charakter w pełni obiektywny i wiążą się przede wszystkim z posiadaniem właściwych kwalifikacji zawodowych (dyplom lekarza dentysty, odbycie stażu podyplomowego i pozytywny wynik Lekarsko-Dentystycznego Egzaminu Końcowego), co jest niezbędne dla bezpieczeństwa pacjentów. Takie wymogi obowiązują we wszystkich państwach europejskich, a zapewne i na całym świecie, i trudno sobie wyobrazić, aby dostęp do zawodu lekarza, lekarza dentysty, nie był uzależniony od ich spełnienia.

Co istotne, każdy, kto spełnia te wymogi, uzyskuje na swój wniosek prawo wykonywania zawodu. W Polsce ani samorząd lekarski, ani organy administracji państwowej nie mają uprawnień do ograniczania liczby wydawanych praw wykonywania zawodu z uwagi np. na zbyt wysoką liczbę lekarzy dentystów w kraju. Nie ma także żadnych ograniczeń geograficznych odnośnie do zakładania podmiotów leczniczych oraz praktyk stomatologicznych.■

Do góry