ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Choroby zakaźne
Nie do końca znamy strukturę wirusa Ebola
Z prof. dr. hab. med. Andrzejem Gładyszem rozmawia Alicja Giedroyć
O kłopotach badaczy, postępach prac nad szczepionką i lekiem na gorączkę krwotoczną rozmawiamy z prof. dr. hab. med. Andrzejem Gładyszem z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, wieloletnim konsultantem krajowym w dziedzinie chorób zakaźnych
MT: Dlaczego wciąż nie ma szczepionki przeciw gorączce krwotocznej Ebola? Czy wirus, który ją wywołuje, jest tak bardzo specyficzny, czy też naukowcy nie interesowali się nim szczególnie, gdy dotyczył wyłącznie Afryki?
PROF. ANDRZEJ GŁADYSZ: I jedno, i drugie. Poważne prace zarówno nad szczepionką, jak i nad lekiem na gorączkę krwotoczną rozpoczęły się stosunkowo niedawno, gdy wirus zaczął wymykać się z zamkniętych enklaw, a także gdy zaczęli się nim interesować bioterroryści. Do tej pory wirus Ebola, jako jeden z kilku wywołujących gorączki krwotoczne, powodował epidemie w ograniczonych rejonach; były to tzw. ogniska tlące się. Zagrożenie jego rozprzestrzenianiem powstało wraz z pojawieniem się wirusa w dużych aglomeracjach, gdzie jest rozwinięty ruch turystyczny, biznesowy, itp. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że sam wirus jest dla badaczy kłopotliwy, i to z niejednego powodu. Jego rezerwuar jest wciąż nierozpoznany. Według jednej z hipotez, są nim nietoperze owocożerne, według innej niektóre gatunki małp człekokształtnych, o czym miałaby świadczyć stosunkowo duża liczba zakażeń wśród myśliwych spożywających ich mięso. Dużym kłopotem jest fakt, że wirus ma niejednorodną budowę – występują cztery jego podtypy. Jądro jest to samo, ale różnią się niektóre inne elementy genetyczne części składowych wirusa.
Jak uniknąć kontaktu
1 Ebolę podejrzewać należy u osób, które wróciły z terenów endemicznych, nie wykluczają kontaktu z osobą chorą i demonstrują objawy grypopodobne, z wysoką gorączką lub biegunką krwistą, krwawieniem z nosa czy z krwiopluciem. Nasilenie tych objawów koreluje z pogarszaniem się ogólnego stanu zdrowia. Takiego pacjenta należy izolować do czasu wykluczenia gorączki krwotocznej Ebola. Jeśli od powrotu z terenu endemicznego upłynęło 21 dni, zakażenie takie należy wykluczyć. Izolacja pacjenta podejrzanego czy zakażonego wymaga pomieszczenia z ujemnym ciśnieniem powietrza i toalety chemicznie dezynfekowanej. Chorym zajmują się tylko niezbędni lekarze, pielęgniarki i sanitariusze, ale bezwzględnie wyposażeni w kombinezony ochronne z maskami i szczelnymi okularami ochronnymi. Sprzęt używany do pobierania materiału biologicznego musi być najpierw zdezynfekowany, a następnie zutylizowany. Materiał biologiczny może być badany tylko w laboratorium o najwyższym stopniu bezpieczeństwa (III – Instytut Medycyny Wojskowej w Puławach i Narodowy Instytut Zdrowia-PZH).
2 Prewencyjnie, przebywając na terenach endemicznego występowania gorączki krwotocznej Ebola, należy myć ręce tak często, jak tego wymaga sytuacja i na ile istnieją możliwości. Należy unikać kontaktu bezpośredniego z osobami zdradzającymi niecharakterystyczne objawy chorobowe.
3 Osoby z kontaktu z chorymi poddaje się kwarantannie na okres trzech tygodni. Niczego się nie przyjmuje w kwarantannie, a leki zleca lekarz, ale już chorym. Jednak największe znaczenie mają fartuchy, maseczki z pierwszego kontaktu i ich utylizacja wg procedur. Natomiast kombinezony w placówkach specjalizacyjnych podlegają dezynfekcji chemicznej i utylizacji zgodnej z procedurami.
MT: Jakie ma to konsekwencje w pracach nad szczepionką?
A.G.: To dodatkowa trudność. Naukowcy muszą dokładnie wiedzieć, jakie podtypy wirusa występują na danym terenie, a także odpowiedzieć na pytanie, na ile przeciwciała uzyskane dla jednego z podtypów będą skuteczne w innym. Szczepionka musi być tak skomponowana, by obejmować wszystkie warianty genetyczne. Ponadto fakt występowania kilku odmian wirusa powoduje większą możliwość mutacji, czyli wytwarzania tzw. paraszczepów. Trzeba to podkreślić: uczeni uczciwie mówią, że nie do końca znają strukturę tego wirusa.
MT: Może przynajmniej dokładnie określone są drogi zakażenia?
A.G.: Przyjmuje się, że transmisja wirusa ogranicza się do bezpośredniego kontaktu z chorym lub zmarłym, zwłaszcza jego wydalinami i wydzielinami. Nie można jednak zupełnie wykluczyć drogi kropelkowej. O takiej możliwości może świadczyć przypadek lekarza z Sierra Leone – Umara Khana, który zmarł pod koniec lipca po zakażeniu ebolą. To był specjalista wirusolog, który z nadzwyczajną pieczołowitością stosował wszelkie środki ostrożności. Fotografował się często w kombinezonie i podkreślał, jak bardzo jest to ważne w kontaktach z chorymi, a zajmował się chorymi skrajnymi. Jednak nie uniknął zakażenia. Mogło być tak, do czego osobiście się skłaniam, że w kombinezonie pojawiły się niezauważalne gołym okiem uszkodzenia, które stały się drogą dla wirusa. Jednak być może to poszlaka, świadcząca o możliwości przeniesienia eboli drogą powietrzną. Wydaje się, że taką ewentualność biorą pod uwagę także zwolennicy hipotezy o nietoperzach jako rezerwuarze wirusa. Przecież z nietoperzami na ogół ludzie nie mają bezpośrednich kontaktów. W każdym razie trudno będzie opracować szczepionkę czy lek na ebolę bez dokładnego poznania dróg jej szerzenia się.
MT: Czy ten wirus jest wyjątkowo zjadliwy, czy też raczej budzi przerażenie opinii publicznej z powodu koszmarnych skutków, kojarzących się z thrillerami medycznymi?
A.G.: Na pewno nie ginie łatwo. Pośrednim tego dowodem jest duża liczba zakażeń wśród osób, które miały bezpośredni kontakt ze zwłokami zmarłych na ebolę – zajmowały się ich myciem lub uczestniczyły w rytuałach związanych z pochówkiem. A trzeba dodać, że w krajach objętych epidemią pożegnanie zmarłych jest niezwykle (w porównaniu z naszą kulturą) intensywne, ludzie nie tylko całują swoich bliskich, ale wręcz się kładą na ich ciałach. Łatwość, z jaką dochodzi w ten sposób do zakażenia, świadczy, że mamy do czynienia z wirusem o dużych predyspozycjach do przetrwania. I powodującym dużą śmiertelność. Ocenia się ją średnio na ok. 60 proc., ale w niektórych rejonach endemicznych dochodzi ona do 90 proc.
MT: Czy w ogóle jest możliwe opracowanie skutecznego leku na tę gorączkę krwotoczną?
A.G.: Prace prowadzone przez Amerykanów są już zaawansowane, a FDA (amerykańska Agencja Żywności i Leków) pozwoliła na skrócenie procedury obowiązującej w badaniach nad lekiem przed jego zastosowaniem u ludzi. Podano go już dwóm osobom – lekarzowi i pielęgniarce. Jednocześnie zauważono, że im wcześniej od wystąpienia objawów lek jest podany, tym skuteczniej zdaje się hamować namnażanie wirusa. Przypuszczam, że w niedługiej perspektywie uda się ograniczyć skalę epidemii. Ważne będą obserwacje dokonane u kolejnych pacjentów. Niewykluczone, że będzie tak jak w przypadku leków stosowanych u zakażonych HIV – nie ma możliwości całkowitej jego eliminacji, ale skutecznie udaje się hamować jego namnażanie. To też już będzie sukcesem, jeśli uwzględnimy patomechanizm zakażenia – szybkie rozprzestrzenianie się w organizmie i atakowanie wszystkich narządów, z centralnym układem nerwowym włącznie.
MT: Także w Europie mamy się bać?
A.G.: Na pewno nie można wykluczyć ani zawleczenia wirusa, ani jego szybkiego przemieszczania. Nie da się administracyjnie zakazać ludziom podróżowania. Można za to, a nawet trzeba, wprowadzić szybko pewne procedury, choćby na lotniskach, jak zrobiono już w Wielkiej Brytanii. Wracający z rejonu epidemii, którzy poczują się źle, mają możliwość badania lekarskiego natychmiast, gdy wysiądą z samolotu. Tak samo powinno być wszędzie, także na Okęciu i w innych portach lotniczych. Jeśli lekarz uzna, że objawy są niepokojące, należy wdrożyć wszystkie procedury związane z izolacją pacjenta i jego transportem do specjalistycznego ośrodka. Wprawdzie wiadomo, że chory jest źródłem zakażenia dopiero gdy wystąpią objawy, ale można sobie wyobrazić sytuację, że ktoś wsiada do samolotu w świetnej formie, ale kiedy z niego wysiada, czuje się źle. I należy być na to przygotowanym.
MT: Jakie są pierwsze objawy gorączki krwotocznej Ebola?
A.G.: Najczęściej w ciągu dwóch-czterech dni od zakażenia, a najdłużej – w ciągu trzech tygodni pojawia się gorączka i bóle mięśniowo-stawowe, podobnie jak przy grypie. Około piątej doby dochodzą pęcherzykowe wykwity na błonie śluzowej jamy ustnej, które szybko zaczynają krwawić. Potem powstają sińce, wybroczyny, krwawienie – zajęte są wszystkie narządy, także centralny układ nerwowy, co daje zaburzenia neurologiczne i psychiczne. Choroba ma przebieg wielonarządowy, bo wirus uszkadza błonę wewnętrzną naczyń włosowatych.
MT: We Wrocławiu obserwowaliśmy burzę medialną w związku z pobytem w Liberii grupy licealistów. Organizatorom wyjazdu (szkole) zarzucono skrajną nieodpowiedzialność; w niektórych mediach wręcz domagano się, by po powrocie uczniowie zostali poddani kwarantannie. Czy także pańskim zdaniem ta sytuacja była niebezpieczna?
A.G.: Nie popadajmy w histerię. Z tego, co mi wiadomo, ten wyjazd był dobrze przygotowany, organizatorzy konsultowali się w tej sprawie z GIS, uczestnicy mieli świadomość zagrożenia i znali procedury postępowania po powrocie. Wiedzieli, że w razie wystąpienia najmniejszych objawów chorobowych mają się zgłosić do lekarza, a część zrobiła to, mimo że u żadnego z nich objawy się nie pojawiły. Nie ma potrzeby poddawania kwarantannie każdego, kto wraca z kraju objętego epidemią. Podkreślam: ebolą nie można się zarazić od kogoś, kto nie ma objawów chorobowych.
MT: Wrocławscy licealiści zostali zbadani przez zakaźnika w specjalistycznym ośrodku. Zakładam, że znał on wszelkie procedury. Ale nie można wykluczyć, że ktoś po powrocie np. z Sierra Leone, gdy źle się poczuje, uda się do swojego lekarza rodzinnego. Jak lekarz ma postąpić z takim pacjentem?