Błędne koło terapii
Kancerofobia, czyli skutki nieprawidłowego leczenia
Prof. dr hab. med. Andrzej Dąbrowski1
Opracowała Olga Tymanowska
Można by ich nazwać pacjentami po przejściach. Leczą się od miesięcy, czasem lat. Wędrują od specjalisty do specjalisty. Gdzieś na początku tej drogi postawiono im diagnozę, potem ją zweryfikowano, wreszcie wrócono do pierwotnej. Różnie bywa. A samopoczucie pacjenta przez ten czas przypomina sinusoidę: lepiej, gorzej. Wreszcie jest tylko gorzej. I wtedy pacjent trafia na autorytet w swojej dziedzinie, który stawia nową diagnozę. Namówiliśmy takich specjalistów, by opowiedzieli, w jaki sposób doszli do prawidłowego rozpoznania. Powstały historie nie tylko medyczne, ale też pełne emocji, jak zwykle, gdy cierpienie miesza się z nadzieją.
Błędne ścieżki diagnozy prowadzą nie tylko do wykonania wielu niepotrzebnych badań i konsultacji specjalistycznych. Skutkiem braku diagnozy, źle przeprowadzonych badań i przewlekłego leczenia przyczynowego jest też lęk pacjenta przed tajemniczym schorzeniem. I to ten lęk często jest znacznie trudniejszy do zniesienia niż sama choroba.
Portret pacjentki, która się do mnie zgłosiła
Pięćdziesięciodwuletnia chora z dziesięcioletnim wywiadem niedokrwistości mikrocytarnej, wielokrotnie leczona preparatami żelaza bez uzyskania trwałej odpowiedzi klinicznej, została skierowana do przyklinicznej przychodni gastroenterologicznej.
W wywiadzie niedoczynność tarczycy w przebiegu zapalenia tarczycy Hashimoto, z powodu której pacjentka przyjmowała preparaty L-tyroksyny. Sześć lat temu wykonano u niej łyżeczkowanie jamy macicy z powodu metrorrhagia climacterica. Masa ciała stabilna (BMI 25). Wywiad rodzinny bez znaczenia klinicznego. Dodatkowo badanie podmiotowe ujawniło, że pacjentka od 12 lat pali papierosy, średnio 15 dziennie. Alkohol spożywa sporadycznie. Okresowo zgaga i regurgitacje. Badanie przedmiotowe nie wykazało istotnych odchyleń od normy.
Historia poprzedniej, nieudanej terapii
Dziesięć lat wcześniej pacjentka zgłosiła się do lekarza POZ z powodu utrzymującego się od kilku tygodni osłabienia, któremu towarzyszyły zawroty głowy, mroczki przed oczami i łatwe męczenie się. Lekarz zlecił wykonanie morfologii (Hb 11 g/dl, MCV 71 fl) i oznaczenie stężenia żelaza w surowicy (żelazo 11 µg/dL, UIBC 500 µg /dL). Dodatkowo badanie wykazało mikrocytozę i hipochromię. Lekarz rozpoznał niedokrwistość mikrocytarną i włączył miesięczną kurację preparatami żelaza.
Po zakończonej terapii chora zjawiła się ponownie, nie zgłaszając poprawy. Lekarz podjął decyzję o dalszej suplementacji żelaza. Wykonana po trzech miesiącach morfologia krwi wykazała nieznaczną poprawę, lecz nadal utrzymywały się cechy niedokrwistości.
Lekarz wysunął przypuszczenie, że przyczyną niedokrwistości z niedoboru żelaza może być utrzymujące się krwawienie w przebiegu klimakterium. Skierował pacjentkę do ginekologa. Specjalista potwierdził wstępne rozpoznanie metrorrhagia climacterica i zdecydował o konieczności przeprowadzenia zabiegu łyżeczkowania jamy macicy.
Po zabiegu chora nadal zgłaszała osłabienie.
Lekarz POZ zlecił ponownie wykonanie badań krwi, które nadal wykazały obniżone parametry (Hb 11 g/dl, żelazo 49 µg /dL, UIBC 408 µg /dL). Uwagę zwracała też podwyższona liczba płytek krwi (PLT 438 000/µl).
Zalecono dalsze wyrównywanie niedoborów żelaza. Po sześciu miesiącach, wobec braku poprawy klinicznej, lekarz POZ uznał, że przyczyną niedokrwistości jest pierwotna choroba układu krwiotwórczego i skierował pacjentkę do hematologa. Po roku oczekiwania na specjalistyczną konsultację kobieta została przyjęta przez hematologa, który na podstawie przyniesionych wyników badań krwi stwierdził, że nie widzi cech pierwotnej choroby układu krwiotwórczego. Zalecił dalsze wyrównywanie niedoborów żelaza i konsultację z gastroenterologiem.
Po kolejnych 10 miesiącach oczekiwania chora zgłosiła się do poradni specjalistycznej, gdzie wykonano badania endoskopowe przewodu pokarmowego. Kolonoskopia nie uwidoczniła żadnych nieprawidłowości. W trakcie gastroskopii pobrano wycinek z antrum na test ureazowy. Dodatni wynik testu wskazał na zakażenie Helicobacter pylori. Wycinki pobrane z drugiej części dwunastnicy ujawniły zapalenie błony śluzowej dwunastnicy małego stopnia. Kosmki jelitowe nie wykazywały odchyleń od normy – na tej podstawie wykluczono chorobę trzewną.
Ostatecznie uznano, że przyczyną niedokrwistości i niskich wartości żelaza jest zakażenie H. pylori. W celu eradykacji bakterii wdrożono siedmiodniową kurację omeprazolem, amoksycyliną i metronidazolem.
Pacjentka została poinformowana, że zakażenie H. pylori może prowadzić do rozwoju niedokrwistości z niedoboru żelaza. Zalecono jej, by po zakończonej terapii wykonała kontrolne badanie krwi.
Kobieta nadal miała objawy niedokrwistości. Zaczęła się obawiać, że ma ciężką, nieuleczalną, tajemniczą chorobę, której nikt nie potrafi rozpoznać i leczyć. Razem z mężem szukali w internecie schorzeń o zbliżonej manifestacji klinicznej. W końcu trafili na nowotwór. Uznali, że to musi być właściwy trop, bo ona, tak jak i dziesiątki innych pacjentów wypowiadających się na forum, miała obniżone wartości parametrów krwi, czuła się osłabiona i nikt nie potrafił jej pomóc. Z czasem doszła do wniosku, że lekarze wiedzą, na co choruje, ale z jakiegoś powodu ukrywają przed nią tę informację. Czuła się coraz gorzej – i fizycznie, i psychicznie.
Postanowiła podzielić się swoimi obawami z lekarzem POZ. Wysłuchał ją i zapewnił, że podejrzenia są niesłuszne, a przy regularnej suplementacji preparatami żelaza problem ustąpi.
Chora uznała, że lekarz, tak jak i inni specjaliści, z którymi się kontaktowała, ukrywają przed nią chorobę. Żyła w poczuciu zagrożenia. Lęk uniemożliwiał jej normalne funkcjonowanie. Uznała, że nie ma już dla niej ratunku. Wtedy mąż zdecydował o konsultacji onkologicznej.
Lekarz onkolog wykluczył jednak nowotwór. Zalecił ponowny kontakt z gastroenterologiem.