ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Bez reszty
Jakoś dziwnie
Dr Krzysztof Kuszewski
Czytam ciągle, jak zły jest program onkologiczny. Wszystko jest źle. To znaczy, że wszystko przedtem było dobrze? Dlaczego więc od pierwszych objawów do rozpoznania mijało 196 dni? Badałem to siedem lat temu. Wniosek był taki, że trzeba znieść kolejki dla osób z podejrzeniem choroby nowotworowej. Nikt tego nie słuchał. Teraz wreszcie to zmieniono. To jest źle? Dano szansę, by wcześniej rozpoznawać chorobę nowotworową, likwidując oczekiwanie do specjalistów i badań.
Czy przedtem nie podejrzewano i nie rozpoznawano choroby nowotworowej? Oczywiście, że tak, jednak trwało to średnio 196 dni od pierwszych objawów. Sami pacjenci też nie byli bez winy. Lęk i brak wiedzy powodował, że zgłaszali się często po 60 dniach, czyli po dwóch miesiącach. Jednak reszta straty czasu wynikała z niewrażliwości systemu. Ktoś kiedyś wpadł na genialny pomysł, że do onkologa idzie się bez skierowania. Tam powstała pierwsza kolejka. Potem kolejki do badań obrazowych itp. Lekarze rodzinni nie badali per rectum przy krwawieniu z odbytu (jeden na 226), ale kierowali do szpitali powiatowych lub onkologów (patrz kolejka). W szpitalach przeważnie robiono operację „modo seppuku”, bo był to już zaawansowany nowotwór jelita grubego, pobierano materiał do badania histopatologicznego, które wykonywał ten, kto wygrał przetarg na najniższą cenę, choć wzrok miał już marny. Część materiału wysyłano jednak do innych ośrodków. Przykładowo z Zakopanego do Szczecina, bo był taki bezpośredni pociąg nocny.
Nie będę dalej opisywał tej wspaniałej organizacji systemu wczesnego rozpoznawania nowotworów. Takiej organizacji po prostu nie było. Zasada była taka, że do centrów onkologii przyjmuje się pacjentów z rozpoznaną chorobą nowotworową. To właśnie średnio trwało 196 dni. Potem epatowano fatalnie krótkimi okresami przeżycia polskich pacjentów na tle Europy, że nie wspomnę o Stanach. Wszyscy udawali, że nie wiedzą, iż polski pacjent trafiał do leczenia w zupełnie innym zaawansowaniu choroby, gdy szanse na wyleczenie były dużo mniejsze, a koszty znacznie wyższe. Część pacjentów w moim badaniu kierowana była a priori do leczenia paliatywnego. To właśnie był i chyba jest nadal główny problem polskiej onkologii, ale również całego systemu ochrony zdrowia.
Pakiet onkologiczny jest niezbędny, choć wymaga poprawek.