ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Absolwenci
Nie tylko o politykach, którzy odlatują wraz z nadejściem lata
Lek. Artur Drobniak
Nadszedł czas wakacji, okres, w którym wielu z nas wreszcie ma możliwość spędzenia czasu z najbliższymi i najchętniej zabiera ich w odległe strony, jak najdalej od miejsca pracy. Ci, którzy są indywidualistami, oddają się w wir rozrywkowego życia lub przeciwnie – błogiego lenistwa nic nierobienia. Odpuszczamy codzienne problemy i napięcia, cieszymy się z urlopów. Część z nas od dawna planuje każdą godzinę wyczekiwanego wyjazdu, inna grupa wie, gdzie jedzie, wie kiedy, ale w natłoku obowiązków zwykle nie zdążyła kupić nawet przewodnika i korzysta z dobrodziejstwa internetu na dziś. Ci, którzy nie wyjeżdżają i zostają w pracy, mają nieco więcej obowiązków, ale przecież za chwilę sami wyjadą, a inni koledzy będą musieli ich zastąpić. A wtedy czar wakacji pryska błyskawicznie i najczęściej bezpowrotnie. W końcu nieobecność w pracy z powodu urlopu jest wystarczającym powodem, by nadrobić zaległości trzema dyżurami w ciągu tygodnia. Niedawno wróciłem z urlopu i przekonałem się na własnej skórze o zjawisku „przywracania do formy”.
Minister będzie kiedyś byłym ministrem
W tym wszystkim nieco z boku naszego prywatnego życia, w wielkim świecie polityki bez wielkiego medialnego boomu (choć z przytupem) został zdymisjonowany minister zdrowia. Minister swoim zachowaniem zdążył skłócić się ze środowiskiem lekarskim jak żaden z poprzedników. Pan Bartosz Arłukowicz zostanie zapamiętany jako ojciec klapy ścieżki onkologicznej czy niezbyt udanych negocjacji z lekarzami rodzinnymi (a to tylko osiągnięcia z ostatniego roku). Jego następca, postać, która stała się ostatnio niezwykle znana szerokiej grupie Polaków dzięki hitowi kinowemu „Bogowie”, ma postawione przez rząd zadanie chyba niewykonalne. Musi zmienić zdanie Polaków i ich podejście do ochrony zdrowia w trybie przyspieszonym, jeśli nie ekspresowym, tak by zyskał wizerunek partii rządzącej. Jednocześnie pokazać pełną gotowość do reform w wiecznie reformowanej i udoskonalanej ochronie zdrowia.
Panie profesorze Zembala, trzymamy kciuki, choć będzie to nieporównywalnie trudniejsze zadanie nawet od przeszczepu serca. Początki profesora na stanowisku ministerialnym były ciężkie. Słuszne i zasadne żądania protestujących pielęgniarek okazały się niełatwym problemem do rozwiązania. Kolejne miesiące z pewnością nie będą łatwiejsze. Jeśli już jesteśmy przy temacie podwyżek. Nie ma co ukrywać, że płace w ochronie zdrowia pozostają zamrożone od ośmiu lat. I jako pierwsze w kolejce po wzrost wynagrodzeń ustawiły się pielęgniarki. Wkrótce jednak na pewno do protestów dołączą się ratownicy, fizjoterapeuci i rehabilitanci, a na koniec zapewne lekarze. Wynagrodzenie lekarza rezydenta też pozostaje niezmienne od kilku lat. Praca za kilkaset złotych na ćwierć etatu lub za darmo na wolontariacie, podczas gdy spędzamy w pracy więcej niż pełen etat, też jest częsta.
Panie ministrze, ileż można to znosić?
Trzeba wreszcie rozwiązać ten gordyjski węzeł wolontariatu. Jednocześnie należy uczciwie przyznać, że działania ostatniego rządu w kwestii kształcenia młodych lekarzy poprawiły sytuację absolwentów medycyny.
Warszawska izba lekarska: Tak trzymać!
Kolejne wydarzenie sezonu przedwakacyjnego, które jest dodatkowo wydarzeniem bez precedensu, miało miejsce również w Warszawie. Zaskoczeniem dla większości członków izby lekarskiej w Warszawie była wiadomość o podpisaniu przez prezesa Andrzeja Sawoniego umowy z PZU o opłacaniu ubezpieczenia OC członkom izby, finansowanego ze składek członkowskich. Dotrzymanie przedwyborczej obietnicy prezesa Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie w zakresie ubezpieczeń grupowych spotkało się z dużym uznaniem nawet wśród sceptyków działań izby (słyszałem to choćby wśród najbliższych współpracowników). Po podwyższeniu składki samorządowej na początku roku przez media przetoczyła się dezaprobata gremium lekarskiego. By ratować tę decyzję czymś więcej niż obietnicami i ogólnikowymi sformułowaniami, potrzeba konkretnych efektywnych działań. Na tle innych izb lekarskich izba w Warszawie wydaje się przykładem pomysłowości, jak te zwiększone kwoty zrealizować. Becikowe dla młodych, teraz grupowe ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej finansowane ze składek. Zapewne w innych izbach już zaczynają się dyskusje nad możliwością wprowadzenia podobnych ruchów. I dobrze. Takie decyzje są dodatkowym bonusem dla każdego przeciętnego lekarza. Kilkaset złotych na OC zostaje w kieszeni, a z perspektywy młodego lekarza suma ta jest niebagatelna. Łącząc ten fakt ze wspomnianym wyżej dodatkiem becikowym, wydaje się, że izba realnie i wymiernie zaczyna wreszcie wspierać nie tylko lekarzy seniorów. Dodatkowo co jakiś czas otrzymuję też drogą mailową zaproszenia na bezpłatne szkolenia organizowane dla młodych lekarzy z izby w Warszawie. Szkolenia dotyczą komunikacji interpersonalnej czy radzenia sobie w stresie. Sam nie skorzystałem, ale na pewno była grupa młodych lekarzy, którym te szkolenia pomogły i ułatwiły rozwój kariery zawodowej. Przechodząc od wydarzeń istotnych z ogólnolekarskiego punktu widzenia, nie sposób nie zauważyć, że czeka nas bardzo ciekawa jesień. Nadchodzące wybory do parlamentu już teraz zaczynają być igrzyskiem obietnic i pozornych ruchów. Najbardziej przykro, gdy oglądamy naszych kolegów po fachu, którzy za wszelką cenę chcą być w obozie władzy. A wystarczy spojrzeć, jak to się skończyło dla poprzedniego ministra! Błędne decyzje, konflikt ze środowiskiem w zasadzie doprowadziły do sytuacji, że jest niewiele miejsc, w których były minister zdrowia znajdzie pracę w zawodzie.
A na koniec chciałem się pożegnać
Artykuł ten jest moim pożegnalnym na łamach „Medical Tribune”. Jako że coraz bardziej oddalam się od nurtu działań na rzecz korzystnych zmian dla absolwentów medycyny i młodych lekarzy, nie czuję się na siłach komentować bieżących wydarzeń, które coraz bardziej są obok mnie. Codzienność lekarskiego życia, przemieszczanie się z pracy do pracy, próba powiązania tego z rozwojem naukowym i zawodowym nie pozwalają na kolejne obowiązki. Na własnej skórze przekonałem się co do słuszności słów starszych kolegów: „Praca, praca, praca”. Mam jednak nadzieję, że te kilkanaście miesięcy w „Medical Tribune” pozwoliło nieco rozszerzyć horyzonty czytelników na problemy młodych lekarzy. Chciałbym czytelnikom podziękować za te miesiące spędzone wspólnie „po obu stronach druku”. Mój następca jest osobą będącą bardziej na bieżąco i zaangażowaną w bezpośrednie działania izby lekarskiej, więc mam nadzieję, że zainteresuje czytelników nowym spojrzeniem i nowymi analizami sytuacji młodych lekarzy.