Prawo
Praktyczny poradnik dla zniesławionych
Krzysztof Izdebski
Adam J. jest lekarzem pracującym w jednym z większych szpitali na północy Polski. Miał on na ogół poprawne relacje z pacjentami. Był jednak pewien wyjątek od tej zasady, a nazywał się Andrzej M. Mężczyzna wymagał regularnego dializowania, przebywał więc w szpitalu często. Jego pobyt wiązał się zazwyczaj z dość dużą dawką adrenaliny – kłótnie z lekarzami uważane były za oczywisty znak obecności pana Andrzeja.
Pewnego dnia dr. Adamowi J. puściły nerwy – przysłowiowa czara goryczy, i tak już przepełniona, właśnie się przelała. Jak zawsze w trakcie obchodu chwilę rozmawiał z każdym z pacjentów. Kiedy przyszła kolej na Andrzeja M., wiedział, że ta rozmowa nie skończy się dobrze. Mężczyzna miał pretensję do lekarza, że zmienił mu lek, do którego był przyzwyczajony. Wyjaśnienia nie wywarły większego wrażenia na pacjencie, który postanowił zakończyć tę rozmowę (a w zasadzie swój monolog) okrzykiem: „Spadaj stąd, konowale!”. Nie trzeba dodawać, że okrzyk ten usłyszeli wszyscy wokół. Całe to wydarzenie sprawiło, że lekarz, mając już serdecznie dosyć wysłuchiwania ciągłych obelg, postanowił tym razem nie pozostawić sprawy bez dalszego biegu i skorzystać z drogi przewidzianej przez prawo karne – napisać przeciwko pacjentowi prywatny akt oskarżenia z zarzutem popełnienia przestępstwa zniesławienia.
Mediacja i sąd
Postępowanie rozpoczęło się od próby mediacji. W spotkaniu wziął udział pacjent, lekarz wraz ze swoim pełnomocnikiem oraz mediator sądowy. Chodziło o to, aby skłonić pacjenta do przeprosin, co zakończyłoby sprawę. Niestety stopień zrozumienia dla całej sytuacji wykazany przez pacjenta był, delikatnie mówiąc, niewielki. Nie odpowiadała mu także osoba mediatora, którą oskarżył o stronniczość, złą wolę i dodatkowo o bycie ważnym ogniwem „mafii prawniczo-lekarskiej”. Wobec powyższego jasne stało się, że sprawa znajdzie swój finał w sali sądowej.
Postawa pacjenta przed sądem w tej sprawie również należała do specyficznych i nieszablonowych. Po pierwsze, nie zaprzeczał, że nazwał lekarza konowałem, lecz, jak się wyraził, nikogo nie obraził, ponieważ: „Powiedziałem prawdę, bo ten lekarz jest konowałem”, a poza tym owe słowa zostały wypowiedziane w „obronie własnej, bo lekarz był nieuprzejmy”. Po przeprowadzeniu postępowania sąd wydał wyrok, w którym uznał pacjenta za winnego popełnienia przestępstwa zniesławienia, którego dopuścił się wobec lekarza, i skazał go na karę grzywny (w najmniejszym jej możliwym wymiarze) oraz co najważniejsze – nakazał, aby pacjent przeprosił lekarza za obelgi.
Niezbadane ścieżki sprawiedliwości
Pacjent postanowił odwołać się od wyroku. Napisał apelację, w której w zasadzie powtórzył całość prezentowanej wcześniej argumentacji. Ale omawiana sprawa ilustruje w sposób podręcznikowy pogląd, iż niezbadane są wyroki sądowe.
Sąd odwoławczy zamknął sprawę na jednym posiedzeniu – więc w tym przypadku o przewlekłości postępowania mówić wręcz nie wypada – i wydał w sprawie wyrok ostateczny – a więc prawomocny. Jakież było zdziwienie lekarza, gdy zagłębił się w lekturę zarówno sentencji, jak i uzasadnienia wyroku.
Okazało się bowiem, że sąd odwoławczy podzielił w stu procentach zdanie sądu pierwszej instancji, przyznając, że słowo „konował” jest obraźliwe, że lekarz miał prawo czuć się urażony i ogólnie mówiąc, wszystkie ustalenia poczynione przez sąd pierwszej instancji sąd odwoławczy podziela. Sąd poczynił jednak istotne zastrzeżenie – otóż wskazał (lekko chyba urażony), że w tej sprawie wymiar sprawiedliwości został potraktowany instrumentalnie (ciekawe sformułowanie w orzeczeniu sądowym), bo całą sprawę należało zakończyć w sposób polubowny. Pomijając zatem specyficzne uczucie instrumentalnego potraktowania, należy odnotować, że sądowi najwyraźniej umknęła spora część akt postępowania, która zawierała wiele dowodów wskazujących na nieustanną wolę lekarza, aby zakończyć sprawę polubownie, bez angażowania do tego organów wymiaru sprawiedliwości.
Najbardziej jednak zaskakująca była konkluzja wydanego przez sąd odwoławczy wyroku, w którym, co prawda, utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji, z tym jednak „małym” zastrzeżeniem, iż postanowił usunąć nałożony na pacjenta obowiązek przeproszenia lekarza.
Czym jest zniesławienie, a czym zniewaga
Kilka słów należy poświęcić zasadom postępowania karnego prowadzonego w trybie prywatnoskargowym – a więc w trybie, w którym ścigać można sprawców przestępstwa zniesławienia czy zniewagi, oraz odpowiedzieć na pytanie, kiedy możemy mówić o tym, że dotykające nas zachowanie stanowi takie właśnie przestępstwo.
Przestępstwo zniesławienia określone jest w art. 212 Kodeksu karnego (k.k.), który mówi, iż podlega karze ten, kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności.
Pomawiać to „bezpodstawnie zarzucić, niesłusznie przypisać coś komuś, posądzić, oskarżyć kogoś o coś” („Uniwersalny słownik języka polskiego”, red. S. Dubisz, t. 3, Warszawa 2003). Sprawca tego przestępstwa pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej. Inna osoba to jakakolwiek osoba fizyczna, z tym zastrzeżeniem, że może to być wyłącznie osoba żyjąca (cyt. za M. Kalitowski, Komentarz do art. 212 kk, Wolters Kluwer 2014).
Przestępstwo zniesławienia określone jest w art. 216 k.k., który stanowi, iż podlega karze ten, kto znieważa inną osobę w jej obecności albo choćby pod jej nieobecność, lecz publicznie lub w zamiarze, aby zniewaga do osoby tej dotarła.
Za zniewagę uważa się zatem zachowanie uwłaczające godności, wyrażające lekceważenie lub pogardę. O tym, czy zachowanie to ma charakter znieważający, decydują dominujące w społeczeństwie oceny i normy obyczajowe. Najczęściej zniewaga ma formę wypowiedzi słownej (użycia słów wulgarnych, epitetów), może być też wyrażona w piśmie lub za pomocą wizerunku (np. list o obraźliwej treści, karykatura) albo obraźliwym gestem demonstrującym pogardę dla danej osoby. Podobnie jak w przypadku zniesławienia, także w przypadku zniewagi możemy o niej mówić jedynie w odniesieniu do osoby żyjącej, a nie zmarłego, chyba że poprzez obelżywe wypowiedzi o osobie zmarłej sprawca zmierza do znieważenia osoby żyjącej, co zwłaszcza dotyczy osoby najbliższej zmarłemu (cyt. za: A. Marek, Komentarz do art. 216 kk, Lex 2010).
Postępowanie z oskarżenia prywatnego
Postępowanie prowadzone w trybie z oskarżenia prywatnego ma swoją specyfikę. Należy wskazać, iż korzystając z tego trybu, musimy być, ogólnie mówiąc, aktywni – co oznacza, że po naszej stronie będzie leżała chociażby inicjatywa dotycząca wszczęcia postępowania.
Najbardziej typowym sposobem wszczęcia postępowania jest napisanie prywatnego aktu oskarżenia. Tutaj rodzi się pytanie, czy jesteśmy w stanie napisać taki prywatny akt oskarżenia samodzielnie, czy też wskazane jest, abyśmy skorzystali w tym zakresie z pomocy prawnika. Odpowiedź wydaje się jednoznaczna – z pewnością bez większego problemu poradzimy sobie z napisaniem takiego aktu, ponieważ został on mocno „odformalizowany”. Z jego treści powinno wynikać, kogo i o co oskarżamy, jakie mamy dowody na poparcie naszych twierdzeń, w tym określenie świadków zdarzenia z podaniem ich adresów, co jest wymagane, aby można było wezwać ich na posiedzenie.
Rodzi się pytanie o świadków. Czy jeśli ich nie mamy, powinniśmy rezygnować z dochodzenia naszych roszczeń? Namawiam, aby nie rezygnować z obranej drogi. Jasne jest, iż im więcej mamy świadków, tym nasza pozycja jest lepsza. Pomimo że starożytni Rzymianie mawiali „unus testis, nullus testis” (jeden świadek, żaden świadek) – sytuacja, gdy będziemy mieć jednego świadka, również jest obiecująca. O świadków możemy zadbać we własnym zakresie. Jeśli np. pacjent zachowuje się wobec nas agresywnie w gabinecie, możemy np. uchylić drzwi, choć zwracam uwagę na tajemnicę lekarską, poprosić o asystę pielęgniarkę, możemy też włączyć nagrywanie w telefonie lub połączyć się z numerem alarmowym 112 – tam wszystkie rozmowy są nagrywane, a w sytuacji, gdy operator słyszy krzyki, podniesione głosy, nie powinien się rozłączać. Świadkiem będzie także osoba, której wzburzeni opowiemy o całym zdarzeniu bezpośrednio po wyjściu pacjenta. Oczywiście pamiętajmy, że każde zachowanie wymykające się standardom należy odnotować w dokumentacji medycznej. Wszystko to przyda się w postępowaniu sądowym.