Procesy
Zapłacisz, jeśli zwolnisz pracownika po terminie
Robert Horbaczewski
Syn ordynatora, student pierwszego roku fizjoterapii czynnie uczestniczył w operacjach chirurgicznych. Dyrektor szpitala zwolnił ordynatora dyscyplinarnie z powodu ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych. Zrobił to jednak z naruszeniem ustawowego terminu i musi mu zapłacić odszkodowanie.
Bernard Ż. pracował w jednym z lubelskich powiatowych szpitali od 1992 roku. Ordynatorem oddziału chirurgii ogólnej i urazowej z pododdziałem dziecięcym był od 2007 roku. Cieszył się opinią dobrego specjalisty, sprawnego organizatora.
Na początku grudnia 2013 roku do dyrektora szpitala wpłynęła skarga przeciwko niemu, podpisana ogólnie „pracownicy oddziału chirurgii”. Wynikało z niej, że miał on stosować wobec pielęgniarek i instrumentariuszek mobbing. Skarżący donosili też, że ordynator zapraszał na operacje swego syna Jakuba, studenta I roku fizjoterapii, który na oddziale fizjoterapii szpitala odbywał praktyki.
Dyrektor zażądał dokumentów dotyczących odbywania praktyk przez syna ordynatora i znalazł dowody potwierdzające możliwości jego czynnego uczestnictwa w operacjach chirurgicznych. W tej sytuacji zawiesił Bernarda Ż. w obowiązkach ordynatora i powołał zespół do wyjaśnienia, czy na oddziale, którym kierował, miały miejsce przypadki mobbingu i nieprawidłowości w zarządzaniu.
Do 17 grudnia zespół zapoznał się z dokumentacją 19 przypadków, które w okresie od 28 sierpnia do 9 listopada 2013 roku uwzględniały udział syna ordynatora w zabiegach. Komisja przesłuchała pracowników. Doszła do wniosku, że ordynatorowi nie można postawić zarzutów mobbingu, choć stwierdziła jego złe relacje z personelem. Potwierdził się natomiast zarzut czynnego uczestnictwa syna ordynatora w zabiegach operacyjnych. W protokołach prowadzonych przez pielęgniarki i instrumentariuszki wielokrotnie pojawił się on jako pierwsza (cztery przypadki) lub druga asysta (11), a kilka razy jako gość. W zdecydowanej większości przypadków głównym operatorem był jego ojciec. Dyrektorowi przedstawiono też oświadczenia anestezjologa, pielęgniarki anestezjologicznej i trzech instrumentariuszek, które oświadczyły, że Jakub Ż. podczas zabiegów trzymał haki, szył skórę, zakładał cewnik oraz przyszywał dren do powłok skórnych. Dyrektor szpitala uznał, że syn ordynatora, odbywając praktyki w szpitalu, nie był uprawniony do obecności na oddziale chirurgii, a tym bardziej do czynnego uczestniczenia w jakimkolwiek zabiegu operacyjnym.
7 stycznia 2014 roku dyrektor zwolnił dyscyplinarnie ordynatora, wskazując ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych polegających na dopuszczeniu do obecności i uczestnictwa w zabiegach operacyjnych osoby nieuprawnionej. Pismo nadane listem poleconym zwolniony odebrał dopiero 20 stycznia.
Bernard Ż. nie zgodził się z zarzutami. Przed sądem pracy zażądał odszkodowania w wysokości trzykrotnego wynagrodzenia z powodu niezgodnego z prawem rozwiązania umowy o pracę. Dowodził, że podane przyczyny są nieprawdziwe albo niekonkretne. Nie zaprzeczał, że jego syn jako student fizjoterapii pierwszego roku odbywał praktyki studenckie w szpitalu. Wynikało to z umowy szpitala z uczelnią. Miał prawo przebywać na sali operacyjnej i przyglądać się czynnościom wykonywanym przez lekarzy. Ordynator podnosił, że nie był opiekunem praktyk. Zaprzeczał, aby zlecał obecność czy aktywne uczestnictwo syna w zabiegu operacyjnym i aby syn asystował przy zabiegach. Kwestionował prawdziwość dokumentacji sporządzonej przez pielęgniarki. W szpitalu brak jest regulacji wewnętrznych określających sposób organizacji praktyk studenckich w placówce. Nie może więc odpowiadać za nieszczelność kontroli nad praktykantami.
Przed sądem pracy dyrektor szpitala bronił swojej decyzji. Twierdził, że ordynator, dopuszczając syna do tego typu czynności, naruszył art. 22 ust. 2 ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta. Skutek? Potencjalne narażenie zdrowia i życia pacjentów, a więc i poniesienie konsekwencji finansowych. Z pozwami przeciwko placówce wystąpiło bowiem pięciu operowanych pacjentów, którzy domagają się łącznie kilkuset tysięcy złotych zadośćuczynienia, a jako podstawę roszczeń wskazują m.in. asystowanie przy zabiegu osoby bez wykształcenia medycznego.
Dyrektor kontaktował się w tej sprawie z towarzystwem ubezpieczeniowym, w którym szpital ma wykupioną polisę od odpowiedzialności cywilnej, i usłyszał, że w przypadku przegrania procesu ze względu na udział w operacji osoby nieuprawnionej ubezpieczyciel nie pokryje kosztów zasądzonego zadośćuczynienia.
Skandaliczne przypadki
Wydział Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Rejonowego w Zamościu potwierdził, że na oddziale chirurgii doszło do niedopuszczalnych praktyk. O czynnym udziale syna ordynatora w kilkunastu operacjach (jako asysta) świadczyły protokoły operacyjne sporządzone przez pielęgniarki bezpośrednio po zabiegu, protokoły wydania mu bielizny operacyjnej, oświadczenia pielęgniarek i lekarza anestezjologa.
Sąd wskazał, że to ordynator oddziału lub operator decyduje, czy student może brać udział w zabiegu. Zgodę na obecność Jakuba Ż. na sali operacyjnej wydawał jego ojciec. Ordynator jako osoba odpowiedzialna za funkcjonowanie oddziału kieruje praktykantów do konkretnych lekarzy lub pielęgniarek. Jakub Ż., przebywając na oddziale chirurgicznym, pozostawał pod opieką swego ojca ordynatora. Tyle fakty.
Sąd wskazał, że syn ordynatora obecny był przy zabiegach, które odbywały się w dni wolne od pracy oraz po godzinach praktyk. Przez swego ojca był umieszczany w grafiku zabiegów operacyjnych przeprowadzanych przez innych lekarzy. I to on informował pracowników, że jego syn będzie uczestniczył w zabiegach.
Lekarze na pytanie, dlaczego dopuszczali Jakuba Ż. do zabiegów, odpowiadali, że nie wiedzieli, co studiuje syn ordynatora i na którym jest roku. Jako gołosłowne sąd ocenił zeznania jednej z lekarek anestezjologów, że Jakub Ż. był tylko obserwatorem, a jego nazwisko jako asystę wpisywała, „aby czuł się zauważony i doceniony”.
Sąd stwierdził, że podana przez pracodawcę przyczyna rozwiązania umowy o pracę jest prawdziwa. Wykonywanie przez niego takich czynności medycznych jak zszywanie powłok skórnych, trzymanie haków, cewnikowanie bez wątpienia przekraczało zakres obowiązków studenta fizjoterapii (do takich zabiegów dopuszczani są studenci IV roku medycyny). Sąd przypomniał, że zgodnie z art. 22 ust. 2 ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta osoby wykonujące zawód medyczny, inne niż udzielające świadczeń zdrowotnych, uczestniczą przy udzielaniu tych świadczeń tylko, gdy jest to niezbędne ze względu na rodzaj świadczenia lub wykonywanie czynności kontrolnych na podstawie przepisów o działalności leczniczej. Uczestnictwo, a także obecność innych osób wymagają zgody pacjenta, a w przypadku pacjenta małoletniego, całkowicie ubezwłasnowolnionego lub niezdolnego do świadomego wyrażenia zgody jego przedstawiciela ustawowego i osoby wykonującej zawód medyczny, udzielającej świadczenia zdrowotnego. Ordynator nie zwrócił się do pacjentów o wyrażenie takiej zgody, naruszając wymieniony przepis.
Sąd odniósł się też do twierdzeń ordynatora, że syn w dokumentacji wpisany był jako gość, brak jest zatem podstaw, aby uznać, że czynnie uczestniczył w zabiegach. Uzasadniono, że w systemie komputerowym nie było możliwości innego wpisania osoby, która nie jest lekarzem oddziału. Taka możliwość była w odręcznych protokołach pielęgniarek operacyjnych, i to one wskazują na czynny udział Jakuba Ż. jako pełniącego obowiązki pierwszej lub drugiej asysty.
Słusznie, lecz za późno
Sąd stwierdził, że choć dyrektor szpitala miał prawo zwolnić dyscyplinarnie ordynatora, zrobił to z uchybieniem art. 52 par. 2 Kodeksu pracy, który określa miesięczny termin na reakcję pracodawcy na zachowanie pracownika uzasadniające rozwiązanie umowy o pracę.
Dyrektor o praktykach ordynatora dowiedział się 3 grudnia. Na podstawie zebranej dokumentacji był już poinformowany o udziale w operacji osoby nieuprawnionej. Od tego dnia biegł miesięczny termin dyscyplinarnego zwolnienia. Nawet gdyby przyjąć jako termin zakończenie prac komisji (17 grudnia), miesięczny termin także nie został dotrzymany, bo zwolniony lekarz pismo odebrał dopiero 20 stycznia. Bernard Ż. otrzyma więc 20 tys. 460 zł odszkodowania.
Słuszność stanowiska sądu pierwszej instancji potwierdził Sąd Okręgowy w Zamościu (sygn. Pa 413/15).