ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Opinie
Punktuję przyczyny dehumanizacji medycyny
O zagrożeniu przedmiotowym traktowaniem pacjenta i pogorszeniu relacji lekarz-pacjent z dr. n. med. Jackiem Kozakiewiczem, prezesem Okręgowej Rady Lekarskiej w Katowicach, organizatorem pierwszej, regionalnej debaty, rozmawia Wojciech Skowroński
Śląscy lekarze domagają się ogólnopolskiej debaty poświęconej dehumanizacji medycyny. Pierwsze spotkanie na ten temat zorganizowali w Katowicach.
MT: Dehumanizacja to choroba naszych czasów. Jak pan ją definiuje?
Dr Jacek Kozakiewicz: Dehumanizacja to pojęcie, które dotyka zarówno lekarzy, jak i chorych i im przede wszystkim zagraża. Odbieram ją m.in. jako prymat pieniądza, zalew biurokracji, z którą bezskutecznie walczymy, i patologię języka poprzez wprowadzanie nowych, bezosobowych i bezdusznych terminów. Chory staje się świadczeniobiorcą, a lekarz świadczeniodawcą. Jest to nic innego jak odzieranie medycyny z jej humanistycznych aspektów, a one przecież przez wieki pomagały jej trwać. Determinanty współczesnego świata, takie jak komercjalizm i materializm, zmieniają aksjologię, w tym także odwracają pojęcie i znaczenie godności. Dziś jest ona traktowana w sposób przedmiotowy. Godność brzmi dumnie, gdy ma wydźwięk propagandowy, ale w codziennej pracy i lekarza, i lekarza dentysty godność zarówno tych, którzy pomagają chorym, jak i tych, którzy tej pomocy wymagają, stała się podrzędną zysku.
MT: Czy stanowi ona zagrożenie dla przysięgi Hipokratesa?
J.K.: Przysięga Hipokratesa pomagała nam dotrzymać podstawowej zasady powołania lekarskiego: Dobro chorego jest najwyższym prawem. Nasza wiedza, doświadczenie, sumienie, ale i nasze serca nakazują stanowcze przeciwstawienie się wszelkim zjawiskom, które uniemożliwiają dochowanie przysięgi Hipokratesa, bo najwyższym nakazem etycznym dla lekarza jest dobro chorego – salus aegroti suprema lex esto. Mechanizmy rynkowe, naciski społeczne i wymagania administracyjne nie zwalniają lekarza z przestrzegania tej zasady. Dobro chorego najwyższym prawem – to jest fundament pracy każdego lekarza i lekarza dentysty.
W dzisiejszych czasach, kiedy medycyna jest rozliczana głównie z pieniędzy i kiedy to zysk staje się jej podstawowym wskaźnikiem efektywności, a nie jakość, pacjent automatycznie spychany jest na dalszy plan. Zaczyna dominować priorytet sprawozdawczości, zestawień i wyliczeń finansowych, a w konsekwencji my, lekarze, wypełniamy coraz więcej rubryk kosztem czasu, który powinniśmy przecież poświęcić chorym! Nie muszę dodawać, jak może się to odbić na wywiadzie medycznym, postawieniu prawidłowej diagnozy i całym procesie leczenia.
Przyczyn dehumanizacji medycyny można doszukiwać się także w szybkim rozwoju technik medycznych. Często zdarza się, że lekarzowi więcej o chorobie powie komputer niż sam pacjent, a z taką formą dehumanizacji trudno walczyć.
Nowoczesne techniki mają pomóc człowiekowi – i pomagają – więc jesteśmy za ich rozwojem, ale chcemy też, by pacjent był podmiotem naszego postępowania, bo przecież procedury są dla ludzi, a nie odwrotnie.
Natomiast to wspomniane liczenie pieniędzy i oszczędzanie na medycynie wywołuje wśród chorych frustrację, są zdezorientowani, zagubieni, zdenerwowani, bo nie wiedzą, jak się poruszać w skomplikowanym systemie. Co więcej, pojawiają się reakcje agresywne, skierowane na lekarzy i cały personel medyczny, bo oni są najbliżej, a wcale nie odpowiadają za niedostatki czy ograniczenia. Tymczasem podstawą prawidłowej relacji lekarz-chory jest wzajemny szacunek, empatia, a przede wszystkim zaufanie.
Chciałbym podkreślić, że to nie lekarze, tylko nasi decydenci powodują, że mamy taką organizację polskiej ochrony zdrowia. My jesteśmy jedynie wykonawcami, obarczonymi konsekwencjami niełatwych i często dramatycznych decyzji, jakie lekarz podejmuje w codziennej pracy w zderzeniu z wieloma barierami.
Dziś coraz częściej słyszymy takie pojęcia jak procedura, kontrakt, świadczenie. Pacjenci chyba już się przyzwyczaili…
Nasi lekarze uczestniczą w wielu międzynarodowych konferencjach i gdybyśmy w czasie takich spotkań mówili, że „wykonaliśmy produkt”, nikt nie wiedziałby, o co chodzi. Dla nas pojęcie „chory” jest zobowiązaniem, jakie lekarz podejmuje na całe zawodowe życie, jest to cały system pojęć związany z fundamentalnymi wartościami. Wprowadzając do medycyny nowomowę, trzeba się liczyć z jej konsekwencjami, bo przecież, jak pokazuje historia, patologie języka dawały początek patologiom społecznym. Nie chcę bronić wszystkich lekarzy i każdej mogącej się pojawić negatywnej postawy z osobna, ale trzeba zawsze starać się znajdować prawdziwą przyczynę.
MT: Wspomniał pan, że dziś w zarządzaniu medycyną jakość nie jest najważniejsza. Jak to rozumieć?
J.K.: Często zdarza się, że jeśli lekarze nie oszczędzają, są szykanowani przez swoich pracodawców, a w tej atmosferze nacisków pojawiają się pacjenci, którzy po uprzedniej lekturze zaczerpniętej np. z internetu domagają się wypisania skierowania na odpowiednie badania diagnostyczne. Lekarz musi więc dokonywać dramatycznych wyborów, bo decydentów praktycznie nie interesuje jakość leczenia czy nawet ogromne starania lekarza, by pomóc choremu. Królują wyznaczniki, są procedury, są założenia finansowe.
MT: Diagnozę już znamy. Jak leczyć?
J.K.: Musimy zorganizować cykl debat społecznych i przypominać fundamentalne w medycynie wartości. W te rozmowy o dehumanizacji medycyny powinny włączyć się różne środowiska, by nie zarzucono lekarzom, że mają w tym własny interes. My dziś zaczynamy głośno zadawać pytania: czy lekarz ma stać się automatem wypełniającym procedury, a chory dostawcą punktów i statystyczną liczbą? Medycyna dotyka sedna życia, więc humanizm w medycynie to też humanizm życia społecznego.
MT: W jaki sposób będziecie docierać do środowisk medycznych i społecznych w kraju?
J.K.: Uważam, że to m.in. zadanie dla mediów. Warto, by skupiły się nie tylko na niepokojących i niewłaściwych incydentalnych wydarzeniach w środowisku medycznym, ale by próbowały, jak pan to ujął, także postawić diagnozę, a przede wszystkim pomogły nam podjąć ten społeczny dialog w ogólnopolskim wymiarze. Śląsk to nie tylko przemysł, ale region, gdzie rozpoczyna się debatę o humanistycznych aspektach życia. Liczymy, że dołączy do nas sporo środowisk.