MT: Dlaczego więc nie zawsze w porę reaguje?


B.W.:
Ludzie, w tym również lekarze, zbyt często nie potrafią rozmawiać na takie tematy zawczasu. Dopiero jak coś niedobrego się zdarzy. Przykład. Zgłosił się do mnie kiedyś lekarz z deklaracją, że on już, natychmiast chce zacząć się leczyć. Co się okazało? Zdarzało mu się przyjeżdżać do pracy na lekkim rauszu. Pewnego dnia, wjeżdżając na teren szpitala, uderzył w bagażnik samochodu stojącego przed nim, a z tego auta wysiadł dyrektor szpitala. Zobaczył go i powiedział: „Albo natychmiast idziesz się leczyć, albo tracisz pracę”. I on zgłosił się do mnie. Po prostu nie ma zwyczaju rozmawiania na ten temat. Jest za to przyjmowanie obietnic. Tyle że osoba uzależniona coś obiecuje, ale nie wie, że nie będzie w stanie tego spełnić. Jest przekonana, że sobie poradzi. A przyjmujący obietnicę nie rozumie specyfiki tej choroby, nie wie, że powstrzymywanie się od picia bez dodatkowego wsparcia, np. terapii czy Anonimowych Alkoholików, nie potrwa długo.

Niektórym udaje się nie pić przez jakiś czas. Ale później znowu wracają do picia. A przełożeni nie mają wystarczającej wiedzy, że jak ktoś jest uzależniony, to samo powstrzymywanie się od picia nie daje efektu na dłuższą metę. Człowiek zaczął pić z jakiegoś powodu, z czymś sobie nie radził. Miał jakieś deficyty. I te deficyty uzupełniał alkoholem. To, że odstawi alkohol, nie zmieni tego, że nadal nie umie sobie z pewnymi sytuacjami radzić. Leczenie z uzależnienia uczy poznawania siebie, dowiadywania się czegoś o sobie. Polega na poznawaniu choroby, na uczeniu się sposobów, jak nie dopuścić do jej postępu. Terapia polega na zmienianiu siebie, swoich relacji z ludźmi, reagowania na różne sytuacje. I jak one się zmienią, a to się dzieje podczas terapii, alkohol przestaje być potrzebny. Zdrowiejący alkoholik wie, jaki deficyt wypełniał alkoholem. Koledzy czy przełożeni alkoholika myślą niestety, że wystarczy dobre słowo. Tymczasem ten człowiek musi się nauczyć od kogoś. Od terapeuty, czyli od osoby, która jest w tej dziedzinie profesjonalistą, albo od innych alkoholików, którzy na sobie wypróbowali sposoby radzenia sobie z sobą samym.


MT: Co jest najważniejsze w procesie leczenia z uzależnienia?


B.W.:
Zauważenie, że alkohol wpływa na nasze życie niekorzystnie, i danie sobie szansy, później – uświadomienie sobie, że jest się osobą uzależnioną, że jest się chorym. Później uczciwe i szczere realizowanie programu zdrowienia.


MT: Jak skutecznie możemy pomóc takiej osobie w zauważeniu problemu?


B.W.:
Osoba uzależniona, tak jak każdy inny dorosły człowiek, powinna ponosić konsekwencje swoich zachowań. Dopóki przed ponoszeniem ich będą chronili ją koledzy, szefowie czy rodzina, ona ma prawo nie być świadoma, że ma problem. Często przez długi czas myśli, że pije, bo lubi, że pije towarzysko. Problem jest jeszcze taki: jak zwrócić uwagę koledze, z którym sam od czasu do czasu wypiję? Pierwszą rzeczą jest przeprowadzenie koleżeńskiej rozmowy, zwrócenie uwagi na jego niepokojące zachowania. Gdy widzisz, że ktoś popełnia błędy, stwarza zagrożenie, to powiedz: „Albo idziesz porozmawiać ze specjalistą, bo może potrzebne jest leczenie, albo będę musiał porozmawiać z szefem”.

Często uzależnieni to jednocześnie bardzo dobrzy lekarze, wspaniali fachowcy. Tyle że nie radzą sobie ze sobą, ze stresem, z tym, co się dookoła nich dzieje. I sami z problemem alkoholowym sobie nie poradzą. Otoczenie alkoholika może skorzystać z metody interwencji.


MT: Na czym ona polega?


B.W.:
Przygotowuje się spotkanie z pijącym, w którym biorą udział osoby dla niego ważne. Na takim spotkaniu bliscy, koledzy takiej osoby mówią w jego obecności o konkretnych wydarzeniach, faktach, których byli świadkami i które dotyczyły sytuacji związanych z piciem alkoholu. Mówią o tym w atmosferze przyjacielskiej, życzliwości, żeby chory zobaczył, że są to osoby mu życzliwe, które autentycznie się o niego martwią, które go szanują. Efektem takiego spotkania powinno być podjęcie decyzji o pójściu do specjalisty, który zdiagnozuje problem i ewentualnie skieruje chorego na leczenie.


MT: Dokąd ten chory ma się udać?


B.W.:
Jeżeli ma wątpliwości, czy jest uzależniony, powinien przyjść do takiego pełnomocnika jak ja. Taka wizyta jest dyskretna i nieodpłatna. Rolą pełnomocnika jest wstępne zdiagnozowanie problemu alkoholowego (albo natury psychicznej, jak np. depresja, bo tym też się zajmujemy) i informowanie, dokąd chory ma się udać. Pełnomocnik nie prowadzi terapii.


MT: Funkcja pełnomocnika ds. zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów istnieje od 2007 roku. Jak doszło do jej powołania?


B.W.:
W 2007 roku przekonałem ówczesnego prezesa NIL, obecnie ministra zdrowia, Konstantego Radziwiłła, żeby samorząd lekarski zajął się problemem pijących kolegów lekarzy. Uchwała izby sugerowała powołanie pełnomocnika ds. zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów w każdej izbie lekarskiej. I tak się stało w większości izb.


MT: Dlaczego nie we wszystkich?


B.W.:
Niektórzy dowcipkują, że być może niektórzy decydenci obawiają się, że pełnomocnik wykryje, że są uzależnieni. A poważnie, to niestety nie wszyscy lekarze, działacze samorządu lekarskiego, zdają sobie sprawę z wagi problemu, a do tego chyba zbyt wielu nie rozumie specyfiki uzależnień i dlatego nie widzi potrzeby wspierania swoich uzależnionych kolegów już od pierwszych objawów tej choroby. Wielu nie zdaje sobie również sprawy, że poszukujący sensacji dziennikarze są niezwykle wyczuleni na wyłapywanie naszych potknięć, a z racji naszego zawodu jesteśmy stale wystawieni na widok publiczny i dlatego powinniśmy działać, żeby „zdążyć przed kamerami”. Wierzę jednak, że to w najbliższych latach zmieni się na lepsze. Od pewnego czasu na terenie warszawskiej izby wprowadzam stopniowo podstawowe założenia Programu Zdrowotnego dla Lekarzy, którego projekt przygotowałem w ubiegłym roku i przedstawiłem kolegom z innych izb. Liczę, że za naszym przykładem również inne izby opracują własne programy. Głęboko w to wierzę. Wierzę też we wsparcie ze strony ministra zdrowia, który bardzo aktywnie uczestniczył w początkowym okresie przygotowywania tego programu.

Chcę jeszcze zwrócić uwagę na znamienny fakt, że to my, lekarze, jesteśmy pierwszą w Polsce korporacją zawodową, która zajęła się tym problemem, a nie jest chyba tajemnicą, że podobne programy przydałyby się w innych korporacjach.

Do góry