MT: Najczęściej tę chorobę diagnozuje lekarz POZ.


E.S.-M.:
Myślę, że w środowisku lekarskim nie ma pełnej świadomości, że NS jest chorobą poważną i niesie za sobą duże zagrożenia oraz złe rokowanie, jeśli nie jest właściwie leczona. W nowych wytycznych European Society of Cardiology (ESC) podkreśla się, jak ogromne znaczenie ma czas od rozpoznania do podjęcia leczenia, zwłaszcza ostrej NS. Diagnostyka powinna być szybka. Potrafimy dobrze leczyć NS i jeśli uchwycimy ją odpowiednio wcześnie, to przedłużymy znacząco życie pacjenta.

Natomiast z rozpoznaniem bywa różnie. Myślę, że najczęściej jest ono stawiane w szpitalu, gdy pacjent trafia na SOR z rozwiniętymi objawami i wymaga hospitalizacji. Tam łatwiej wykonać diagnostykę – zdjęcie klatki piersiowej, EKG, zbadać peptydy natriuretyczne. Lekarzowi POZ brakuje szybkiej ścieżki diagnostycznej.


MT: Dużo do życzenia pozostawia też dawkowanie leków.


E.S.-M.:
Dawkowanie leków nie jest idealne, bo pacjent rzadko dostaje się do specjalisty, najczęściej prowadzi go lekarz rodzinny, który obawia się modyfikować leczenie wdrożone przez specjalistę, nawet jeżeli ma jakieś wskazówki. Aby temu przeciwdziałać, idealnie byłoby wyrobić utarte ścieżki kontaktów pomiędzy kardiologami a lekarzami POZ oraz internistami. Dziś pacjent może sobie wybrać ośrodek, w którym chce być leczony, np. nasz szpital w Poznaniu przyjmuje pacjentów z wielu regionów. Ale nie mamy kontaktu z lekarzami spod Szczecinka czy Zielonej Góry. To utrudnia prowadzenie chorych. Dobrym modelem byłoby centrum, do którego trafiałyby najtrudniejsze przypadki z NS, choćby na okresową ocenę, jeśli chory jest w stanie stabilnym. Wokół tego ośrodka powinny znajdować się poradnie lekarza rodzinnego, z którymi ośrodek utrzymuje stały kontakt. Lekarz rodzinny wie wtedy, gdzie może skierować chorego. Nie wiem, czy realizacja takiego modelu jest możliwa. Zależy nam, żeby edukować lekarzy rodzinnych tak, by mieli jak najwięcej informacji na temat niewydolności serca i prowadzenia takich chorych. Temu celowi służą wytyczne Sekcji Niewydolności Serca, wydane wspólnie z Kolegium Lekarzy Rodzinnych w oparciu o wytyczne ESC.


MT: Dlaczego chorzy tak często wracają do szpitala?


E.S.-M.:
Ponieważ zbyt często pacjenta hospitalizowanego z zaostrzeniem niewydolności serca wypisuje się ze szpitala, zanim w pełni wyrówna się jego stan kliniczny. Z drugiej strony nie planuje się lub nie wdraża odpowiedniego leczenia. Taki chory po wyjściu ze szpitala znajduje się w przestrzeni, w której nie istnieje system określający dalsze postępowanie – nie ustala się, kiedy i do jakiej przychodni powinien trafić lub że po siedmiu dniach ma zadzwonić do niego pielęgniarka i zapytać, czy bierze leki. W efekcie jedna czwarta chorych wypisanych ze szpitala trafia tam ponownie w ciągu 30 dni. To duże pole do popisu dla lekarzy, by stworzyć odpowiedni system i zaproponować, gdzie i kiedy chory ma przyjść na pierwszą wizytę poszpitalną.

Kolejna przyczyna wynika z faktu, że w szpitalu łatwiej niż w trybie ambulatoryjnym zorganizować zaawansowaną diagnostykę NS, która może odbywać się tylko w poradniach specjalistycznych. Idealnie jest, gdy kardiolog ma w gabinecie aparat ECHO i przeprowadzi badanie w trakcie wizyty. Często jednak pacjent dostaje skierowanie na to badanie dopiero od kardiologa i znowu czeka w kolejce. Proces diagnostyczny się wydłuża do wielu miesięcy, natomiast w szpitalu trwa dwa-trzy dni.

Do góry