Na ważny temat

Rezydent – dziwadło prawne, finansowe, edukacyjne

O możliwościach poprawy sytuacji rezydentów na rynku pracy z Wojciechem Kuncmanem, przewodniczącym Koła Młodych Lekarzy i Lekarzy Dentystów OIL w Łodzi, rozmawia Irina Nowochatko-Kowalczyk

Small wojciech kuncman opt

Wojciech Kuncman

MT: Jednym z najważniejszych postulatów lekarzy rezydentów jest wzrost wynagrodzeń. Pan proponuje rozwiązanie tego problemu na poziomie lokalnym.


Wojciech Kuncman:
Poziom płac jest głównym, ale nie jedynym problemem. Z mojego doświadczenia wynika, że jest to kluczowy powód emigracji absolwentów wydziałów lekarskich za granicę. Pensja lekarza rezydenta jest uregulowana rozporządzeniem ministra zdrowia i wynosi 2,2-2,8 tys. zł netto w zależności od specjalizacji oraz od roku, na którym znajduje się lekarz. Jest to stanowczo poniżej średniej krajowej. Co należy podkreślić, nie jest to stypendium za kształcenie, lecz wynagrodzenie za pełnoetatową pracę. Środki finansowe na ten cel pochodzą bezpośrednio z funduszu pracy. Zatem podmiot leczniczy zatrudniający lekarza rezydenta nie ponosi żadnych kosztów jego pracy. Co więcej, umowa o pracę między lekarzem a placówką jest sztywno uregulowana ministerialnie. W tej sytuacji placówka ochrony zdrowia ma właściwie darmowego pracownika w postaci rezydenta.


MT: Co pan proponuje?


W.K.:
Często słyszymy o placówkach, szczególnie poza głównymi ośrodkami miejskimi, w których brakuje lekarzy. Wielokrotnie są one w stanie zaoferować wyższe wynagrodzenie. Obserwujemy zatem sytuację, w której obie strony mogłyby skorzystać z możliwości współpłacenia. Ministerstwo przekazywałoby nadal podobne środki finansowe, natomiast placówka dopłacałaby do pensji rezydenta. Rozwiązanie dwóch problemów: niskich pensji oraz braków kadrowych wydaje się na wyciągnięcie ręki.


MT: Jeśli to takie proste, dlaczego jest takie trudne?


W.K.:
Niestety zmierzenie się z tymi problemami wymaga wielu zmian legislacyjnych. Należałoby odblokować możliwość modyfikacji umowy między placówką medyczną a lekarzem, szczególnie w kwestii wynagrodzenia, w tym przypadku dopłacanej przez szpital. Podobne rozwiązanie można wprowadzić w poszczególnych szpitalach poprzez modyfikację regulaminów wynagrodzeń, w postaci premii oraz np. dodatków funkcyjnych. Wymaga to jednak dalszej ekspertyzy prawnej. Druga zmiana na poziomie lokalnym to weryfikacja obecnych miejsc prowadzących specjalizację. Dzisiaj wielokrotnie mniejsze jednostki nie mają możliwości prowadzenia młodych lekarzy, natomiast widzimy centralizację wokół 2-3 dominujących szpitali uniwersyteckich. Dużym problemem w realizacji tych założeń mogą się okazać wygórowane wymagania co do procedur realizowanych w trakcie specjalizacji. Mniejsze jednostki nie zawsze będą w stanie temu sprostać. W tym wypadku jedynym rozwiązaniem jest urealnienie stawianych wymagań w programie szkolenia.

Efektem tych działań byłoby również wprowadzenie otwartej rywalizacji o najlepszych lekarzy i podniesienie niskich uposażeń. Umożliwiłoby to regulację rynku pod względem deficytowych specjalizacji. Tam, gdzie lekarze są najbardziej potrzebni, szpitale mogłyby oferować dobrowolnie najwyższe stawki dodatkowe.


MT: Co realnie można zrobić, by miejsc na deficytowe specjalizacje było więcej?


W.K.:
W moim odczuciu brakuje skutecznego narzędzia analitycznego, czegoś w rodzaju mapy zapotrzebowania na kadry medyczne, które zwiększyłoby obiektywne rozdzielanie miejsc specjalizacyjnych.


MT: Jak poprawić jakość kształcenia?


W.K.:
Sytuacja jest zróżnicowana nawet w obrębie jednego szpitala. Najwięcej zależy od lekarzy pracujących i kierujących danym oddziałem oraz od dyrekcji szpitala. Najlepszym sposobem poprawy byłoby stworzenie systemu ewaluacyjnego prowadzonego przez izbę lekarską we współpracy z Wydziałem Zdrowia Urzędu Wojewódzkiego. Informacja od lekarzy w trakcie specjalizacji umożliwiłaby nagradzanie najlepszych opiekunów szkolenia oraz wychwytywanie patologicznych sytuacji. Warto podkreślić rolę opiekunów, którzy poświęcają lata na wykształcenie podopiecznych, a nie otrzymują za to żadnego wynagrodzenia. Uważam, że ta sytuacja powinna się jak najszybciej zmienić, szczególnie jeśli chodzi o najbardziej zaangażowanych nauczycieli.

Obecnie nie ma jasnych kryteriów akredytacji miejsc specjalizacyjnych w konkretnych jednostkach. Zgodnie z moją wiedzą placówka ochrony zdrowia może się ubiegać o specjalizantów, jednak decyzja jest podejmowana subiektywnie, bez odgórnych uregulowań.

A pomyślmy, jak pozytywnie wprowadzenie prostej regulacji określającej maksymalną liczbę lekarzy szkolonych przez jednego specjalistę mogłoby wpłynąć na jakość oraz decentralizację kształcenia.


MT: Czy dyrektorzy szpitali chętnie decydują się na zmiany w wewnętrznych regulaminach placówek, np. w przypadku współpłacenia?


W.K.:
Znam wielu dyrektorów szpitali zaangażowanych w poprawę sytuacji. Wierzę, że chętnie będą uczestniczyć w dalszych zmianach. Obecnie jesteśmy na etapie szukania prawnego rozwiązania. Gdy prawnikom uda się znaleźć konstrukcję umożliwiającą wewnętrzne współpłacenie, będę mógł coś więcej zaproponować. Obecnie wiele wzorowych szpitali oferuje rezydentom dodatki w postaci dobrze płatnych nadgodzin lub dyżurów. Dobrym rozwiązaniem zachęcającym szpitale do prowadzenia szkolenia byłoby wsparcie punktowe tych jednostek w kontraktowaniu NFZ.


MT: Jakie są największe nieprawidłowości w szkoleniach specjalizacyjnych?


W.K.:
Jest ich wiele i są różne, jednak dotyczą tylko części jednostek. Najczęściej słychać o nieprzestrzeganiu czasu pracy, obowiązkowych dyżurach za 1 zł, łamaniu prawa pracy, blokowaniu możliwości realizacji specjalizacji czy nieopłacaniu delegacji służbowych na obowiązkowe szkolenia specjalizacyjne. Konflikty są liczne, jednak problem tkwi gdzie indziej. Lekarz rezydent jest w nietypowej sytuacji. Z jednej strony ma zagwarantowane zatrudnienie podczas specjalizacji, z drugiej nie ma możliwości zmiany miejsca lub rodzaju specjalizacji. Lekarz przez 4-6 lat jest silnie związany z konkretną jednostką, wie, że jeśli zrezygnuje z obecnego miejsca pracy, nie będzie miał innej możliwości ukończenia specjalizacji. Ze względu na to większość lekarzy, nawet w trudnej sytuacji, zaciska zęby i kończy specjalizację, nie zgłaszając nigdzie problemu. Rozwiązaniem mógłby być system ewaluacji w trakcie i po specjalizacji, o którym wspominałem wcześniej.


MT: Lekarzom zależy na łatwiejszej zmianie specjalizacji oraz zmianie samego sposobu jej wyboru. Czy wskazanie dwóch specjalizacji – pierwszego i drugiego wyboru – jest jedynym rozwiązaniem tego problemu?


W.K.:
Zmiana miejsca specjalizacji jest często kluczowa dla normalnego funkcjonowania w zawodzie, szczególnie jeśli występują nieprawidłowości w miejscu pracy lub zmienia się sytuacja osobista lekarza. Umożliwi to promowanie najlepszych miejsc. Wskazanie dwóch specjalizacji wydaje się również skuteczniejszym rozwiązaniem niż dzisiejszy system odwoławczy. W tej kwestii konieczne są jednak zmiany ustawowe.

Do góry