Bez mojej zgody
Czy komisje zajmujące się błędami same błądzą?
O pomysłach zreformowania komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych mówi prof. dr hab. med. Andrzej Obrębowski, specjalista otolaryngolog, członek wojewódzkiej komisji orzekania przy Wielkopolskim Urzędzie Wojewódzkim w Poznaniu
Opracowała: Iwona Dudzik
Instytucje reprezentujące pacjentów zarzucają komisjom ds. orzekania o zdarzeniach medycznych, że nie udało im się osiągnąć podstawowego celu: odciążenia sądów i przyspieszenia rozstrzygnięć. Niektórzy wręcz postulują likwidację tych komisji.
Ponieważ w wojewódzkiej komisji przy Wielkopolskim Urzędzie Wojewódzkim jestem już drugą kadencję, chciałbym odnieść się do tych pomysłów, a także podzielić się swoimi obserwacjami na temat prac komisji. Mam także kilka wniosków i rad dla wszystkich lekarzy.
Zacznę od wyjaśnienia: zadaniem powołanych w 2012 roku wojewódzkich komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych jest umożliwienie chorym dochodzenia roszczeń za zdarzenia medyczne w szpitalu. Zdarzenia te to na przykład zakażenia, uszkodzenia ciała, a nawet śmierć w wyniku nieprawidłowej diagnozy lub leczenia niezgodnego z aktualną wiedzą medyczną.
Komisje orzekają o wystąpieniu bądź niewystąpieniu takiego zdarzenia. Orzeczenie przyznające rację pacjentowi powinno umożliwić uzyskanie odszkodowania lub zadośćuczynienia w czasie dużo krótszym niż w przypadku sprawy sądowej. Jeśli propozycja zadośćuczynienia i odszkodowania ze strony szpitala zostanie przez pacjenta zaakceptowana, zamyka mu to drogę pozwu sądowego przeciwko szpitalowi. Jeśli wnioskodawca propozycji ze strony szpitala nie zaakceptuje, może nadal dochodzić swoich praw na drodze postępowania cywilnego.
Kto w komisji?
Jak w praktyce wyglądają prace komisji? Ta, w której pracuję, liczy około 20 osób. Mniej więcej połowę składu stanowią prawnicy, w różnym stopniu zorientowani w tematyce medycznej. Druga część to przedstawiciele podmiotów leczniczych – lekarze i pielęgniarki – reprezentujący różnorodne specjalizacje medyczne.
Zadaniem naszej komisji jest rozpatrzenie sprawy i zadecydowanie, czy dane postępowanie było właściwe, to znaczy czy lekarz zastosował obowiązującą metodę leczenia. Do rozpatrzenia danej sprawy powoływany jest zespół. Zwykle złożony jest on z czterech osób: dwóch prawników i dwóch lekarzy. W debacie publicznej pada zarzut, że do komisji trafiają osoby bez odpowiednich kwalifikacji. W moim odczuciu te zarzuty nie są uprawnione. Członkowie komisji spełniają ustawowe wymogi, nie widzę potrzeby, aby to zmieniać.
Metoda dobra, ale czy najlepsza?
Jedno z podnoszonych pytań brzmi: jak bardzo komisja powinna zagłębiać się w rozważania medyczne? Co, jeśli pacjent twierdzi, że był operowany inną metodą niż powinien i w wyniku tego poniósł szkodę? To przykładowe pytanie.
Jeśli w aktualnych rekomendacjach funkcjonują obie metody, nie jest sprawą komisji rozstrzyganie, która w danym wypadku byłaby lepsza. Ta zasada budzi kontrowersje w sytuacji, gdy jest szkoda, a mimo to nie możemy nikomu postawić zarzutu. Niektórzy domagają się wprowadzenia zmian, aby w takich okolicznościach także stwierdzane było zdarzenie niepożądane i zasądzane odszkodowanie. Uważam, że to kwestia do dyskusji, w której decydujący głos należeć będzie do prawników. Obecnie przekracza to kompetencje komisji.
Bez biegłego ani rusz
Ze strony pacjentów pojawiają się postulaty, aby w skład komisji orzekających powoływać specjalistów ad hoc, a nie czekać w każdym wypadku na opinię biegłego. Obecnie powołanie biegłego jest konieczne w zdecydowanej większości spraw. Jeśli na przykład rozpatrywana jest sprawa kardiologiczna, a w zespole nie ma kardiologa, wówczas posiłkujemy się opinią biegłego. To jednak wydłuża postępowanie i często ustawowy czteromiesięczny termin orzeczenia nie może być dotrzymany. Oznacza to także wyższe koszty, które ponosi przegrywająca strona.
Powołanie kardiologa do składu komisji, jeśli jest on potrzebny, skróciłoby ten czas. Powstaje jednak dylemat prawny, czy opinia członka komisji może mieć charakter opinii biegłego. Moim zdaniem tak. Opinia dowolnego członka komisji, o ile posiada on specjalistyczną wiedzę z zakresu badanego problemu, powinna obligować komisję tak samo jak opinia biegłego.
Było zdarzenie, a odszkodowania brak
Kolejnym powodem, dla którego funkcjonowanie komisji rozczarowuje, jest fakt, że orzeczenie nie gwarantuje wypłaty odszkodowania. Jeśli komisja stwierdzi zdarzenie medyczne, nie wiadomo co z tym fantem zrobić dalej. Najczęściej szpital nie zgadza się z orzeczeniem i nie proponuje odszkodowania lub proponuje symboliczną złotówkę. Pacjent niczego nie zyskuje, idzie więc do sądu.
Moją propozycją rozwiązania tego poważnego kłopotu jest rozważenie, czy komisje nie powinny mieć kompetencji nie tylko do orzekania, ale także przedstawiania propozycji odszkodowania. Należałoby opracować taryfikator z jasno określonymi kwotami rekompensat. Podmioty lecznicze nie miałyby możliwości proponowania rażąco niskich kwot, a pacjenci poczucia bezradności.
Lawina spraw w sądach
Najbardziej zdumiewa mnie fakt, że w ciągu siedmiu lat działania komisji liczba spraw w sądach wcale się nie zmniejszyła, ale kilkukrotnie wzrosła. To właściwie podważa sens ich istnienia, ponieważ był to jeden z najważniejszych powodów ich powstania. Tymczasem efekt jest odwrotny. Skoro więc i tak pacjenci idą do sądów, po co komisje?