MT: Czy rzeczywiście musi zakazić się większość populacji, żeby epidemia samoograniczyła się?

J.Z.: Staramy się na wszelkie sposoby spowodować wypłaszczenie krzywej epidemii poprzez ograniczenie transmisji między ludźmi, tzw. social distancing. Stąd wynikają działania prewencyjne w postaci zamknięcia szkół i restauracji. W takim wariancie pojawi się mniej zakażeń, ale dłużej utrzymujących się.

Ocieplenie pogody będzie sprzyjało szybszemu wysychaniu zakaźnego aerozolu, co także zmniejszy zakaźność.

Na pewno jednak epidemia po osiągnięciu szczytu przez jakiś czas będzie się tliła. Widzimy to w Chinach. Mimo podjętych bardzo drastycznych środków i wycofania się epidemii, pojedyncze przypadki nadal się pojawiają, a związane są z osobami przyjezdnymi.

MT: Co nas czeka?

J.Z.: Gdybyśmy robili na masową skalę badania przesiewowe na SARS-CoV-2, wiedzielibyśmy, ile osób jest bezobjawowych potencjalnie zakażających i łatwiej byłoby prognozować, co będzie dalej. Zostały uruchomione kolejne laboratoria, żeby badań było jak najwięcej, i to powinno nam pomóc w podjęciu dalszej strategii.

A rozwój wypadków? Myślę, że analogii trzeba szukać w pandemiach grypy. W zależności od wirusa jedne kończyły się szybciej, inne, jak słynna hiszpanka, trwały dłużej i zebrały ogromne żniwo.

To, czy w Polsce czeka nas scenariusz włoski, czy niemiecki, zależy od tego, czy będziemy w stanie przerwać drogi transmisji, jak jesteśmy zdyscyplinowani w utrzymywaniu dystansu z innymi i rygorów kwarantanny, aby spowolnić rozwój epidemii.

MT: Oblicze koronawirusa może się jeszcze zmienić?

J.Z.: Wirusy, które istnieją w przyrodzie (szczególnie gdy krążą wsród zwierząt), nabierają nowych cech. Na przykład wirus zika był znany od co najmniej 30 lat. Wywoływał łagodne choroby grypopodobne i właściwie nie budził wielkiego niepokoju. Ale wirusy mają to do siebie, że dochodzi do ich mutacji i na pewnym obszarze geograficznym powstał taki wirus zika, który okazał się niebezpieczny dla komórek nerwowych u płodów. W efekcie zakażenie kobiety ciężarnej powodowało urodzenie dzieci z małogłowiem.

Z koronawirusem też może być tak, że np. utraci zdolność wchodzenia do komórek nabłonkowych górnych dróg oddechowych albo nabędzie zdolności wykorzystywania receptora zlokalizowanego w innym miejscu. Wirusy to potrafią.

MT: Czy jeśli koronawirus z nami zostanie, nauczymy się z nim żyć, tak jak na przykład z grypą sezonową?

J.Z.: Koronawirus na pewno pozostanie w rezerwuarze zwierzęcym, skąd pochodzi, i będzie stanowił także zagrożenie dla człowieka. Możemy jednak przerwać transmisję między ludźmi, a także jeżeli powstanie szczepionka i się nią zaszczepimy.

MT: Jak przebiegają prace nad nią?

J.Z.: Wirus został wyizolowany bardzo wcześnie i kilka laboratoriów, m.in. z Chin i Włoch, od razu chwaliło się, że ma materiał genetyczny i prowadzi intensywne prace. Wyprodukowanie szczepionki jednak wymaga badań na zwierzętach i badań klinicznych, zanim zostaną udostępnione społeczeństwu. W tym przypadku sytuacja pandemii światowej z pewnością te prace przyspieszy.

MT: Czy jest prawdopodobne, że zagrożenie wygaśnie i zapomnimy o szczepionce?

Lekcja w stanie zakaźnym

Epidemia koronawirusa przypomniała o specjalności z chorób zakaźnych i epidemiologii, mało popularnej wśród młodych lekarzy. Nie ma zachęt do kształcenia się i rozwijania w tej dziedzinie, możliwości zatrudnienia są ograniczone. Szkoda, bo przecież epidemiolodzy wykonali fantastyczną pracę po wojnie, kiedy mieliśmy wiele przypadków duru brzusznego, gruźlicy i polio. Inspekcja Sanitarna i Instytut Higieny wdrożyli programy szczepień, dzięki którym udało się wyeliminować te niebezpieczne choroby zakaźne. Może to nas pozornie uspokoiło i sprawiło, że nie doceniamy tych dziedzin.

Epidemia zwróciła nam też uwagę, że jesteśmy częścią natury i nie możemy tego bagatelizować.

Ludzie uświadomili sobie, jak ważna jest prewencja chorób. Nie tylko odpowiednie leczenie, gdy pojawi się choroba, ale przygotowanie się na nią. Praca nad lepszą kondycją immunologiczną, zdrowy tryb życia wpływają na to, jak poradzimy sobie podczas epidemii. Myślę, że na dłużej pozostanie z nami nawyk mycia rąk po powrocie z miasta, duża uważność podczas przygotowywania jedzenia, higiena kaszlu i kataru, kichanie w łokieć.

To wszystko jest ważne także w zapobieganiu rozszerzaniu się szczepów bakterii wieloopornych, które są bardzo dużym zagrożeniem współczesnego człowieka.

J.Z.: Myślę, że Chińczycy będą jednak dążyć do wyprodukowania szczepionki, ponieważ wirus obecny jest w ich środowisku i na pewno jeszcze długo będzie się utrzymywał. Może Europejczycy także przełamią niechęć do szczepień. Na pewno wielu przekona się, że na choroby, na które nie ma leczenia przyczynowego, najlepiej się uodpornić poprzez szczepienie.

MT: Słyszymy o eksperymentalnym leczeniu. Przynosi ono zadowalające rezultaty?

J.Z.: Nie ma leku przeznaczonego konkretnie do walki z koronawirusem. Wymienia się protokoły leczenia hydrochlorochiną, tamiflu, kaletrą, ale nie ma badań, które by potwierdziły jednoznacznie ich skuteczność, w związku z tym nie ma rekomendacji, jedynie zalecenia. Leczenie przede wszystkim pozostaje objawowe.

Do góry