Choroby zakaźne
Podążamy od niewiadomej do niewiadomej
O tym, dlaczego koronawirus wciąż pozostaje zagadką z prof. dr hab. med. Marią Gańczak, kierownikiem Katedry Chorób Zakaźnych UZ, wiceprezydentem Sekcji Kontroli Zakażeń EUPHA, rozmawia Iwona Dudzik
MT: SARS-CoV-2 wciąż zaskakuje?
Prof. Maria Gańczak: Tak, wciąż zaskakuje i wywołuje więcej pytań niż daje odpowiedzi.
Najpierw zaniepokoiło nas to, że osoba zakażona może transmitować wirus jeszcze dzień-dwa dni przed pojawieniem się objawów klinicznych. W przypadku SARS czy MERS nie mieliśmy z tym do czynienia. Oczywiście znacznie utrudnia to kontrolowanie epidemii.
Kolejną niespodziankę przyniosła obserwacja rekonwalescentów. Naukowcy ścierali się w poglądach na temat tego, czy tych, którzy przeszli zakażenie koronawirusem, nie mają już objawów klinicznych, a testy genetyczne dwukrotnie przyniosły ujemny wynik, można uznać za wyleczonych. Okazuje się, że u części jest możliwa ponowna ekspresja materiału genetycznego wirusa w wydzielinach dróg oddechowych i uzyskanie dodatniego wyniku testu. Opisano około 100 przypadków pacjentów z Korei Południowej, którzy po wypisaniu ze szpitala albo wrócili z objawami COVID-19, albo przynajmniej stwierdzono u nich obecność wirusa w testach.
Kolejnym faktem jest to, że część osób, które po przejściu COVID-19 wyzdrowiały, może wykazywać w organizmie bardzo niskie miana przeciwciał przeciwko koronawirusowi. Zatem czy i kiedy możliwa jest reinfekcja? Niestety, choć ozdrowieńców jest już wielu, nie do końca można powiedzieć, jak długo są oni odporni na ponowne zakażenie SARS-CoV-2. W praktyce ma to ogromne znaczenie. Wydawało się nam, że osoby, które zachorowały lub przeszły zakażenie bezobjawowo, będą mogły bezpiecznie wrócić do pracy. W tej chwili nie możemy tego jednoznacznie potwierdzić.
MT: Czy ta nowa wiedza zmusza do zrewidowania dotychczasowych zaleceń?
M.G.: Na razie są to wstępne doniesienia, niektóre z tych publikacji nie przeszły jeszcze recenzji. Na ich podstawie nie zmienia się rekomendacji.
Natomiast moje obserwacje potwierdzają te hipotezy. Mieliśmy na oddziale 23-letniego pacjenta, którego w dobrym stanie wypisaliśmy do domu po dwóch testach ujemnych, po czym po tygodniu wrócił z objawami typowo covidowego zapalenia płuc. Jak wyjaśnić ten przypadek? Testy mogły być fałszywie ujemne, ponieważ żaden test, nawet bardzo dobry, nie jest w stu procentach czuły. Inna możliwość to błąd ludzki, czyli nieprawidłowe pobranie materiału. Można też interpretować to tak, że wirus okresowo przestał się wydzielać do nabłonka górnych dróg oddechowych, ale pozostał w formie latentnej w innych obszarach organizmu. Komórki receptorowe dla wirusa znajdują się nie tylko w tkance płucnej, ale także w sercu, nerkach, jelitach.
W Chinach badano lekarzy, którzy mieli słabo nasilone objawy zakażenia. Lekarze ci po uzyskaniu w dwóch testach wyników ujemnych nadal byli badani, co było wyjątkowe na początku epidemii. Okazało się, że mimo wcześniejszych ujemnych wyników testów wykrywających materiał genetyczny wirusa, po dwóch-trzech dniach znowu mieli wyniki dodatnie, a potem znowu ujemne.
MT: Jaka była tego przyczyna?
M.G.: Nie wiemy. Prawdopodobnie nawet jeśli wirus już nie zakaża, fragmenty jego materiału genetycznego mogą ciągle pozostawać w komórkach. Wtedy nie mamy do czynienia z reaktywacją wirusa, tylko z obecnością fragmentów jego materiału genetycznego w wymazach, aczkolwiek pacjent nie jest już zakaźny.
Ciągle za mało przeprowadzono badań klinicznych ozdrowieńców, więc te zagadnienia trzeba dalej eksplorować. W tej chwili priorytetem jest, aby system ochrony zdrowia był wydolny i aby pacjentów skutecznie leczyć. Pozostałe kwestie schodzą na nieco dalszy plan.
MT: Na jakie pytania nauka jeszcze musi odpowiedzieć?
M.G.: Nie wiemy na przykład, jak zakażenie wpływa na płody. Wydaje się, że skoro wirus nie jest obecny w płynie owodniowym, to nie dochodzi do transmisji z matki na dziecko. Są jednak pojedyncze doniesienia, że noworodki urodzone przez kobiety, które zakaziły się w ciąży, mogą wykazywać materiał genetyczny wirusa, mogą też chorować. Pojedyncze doniesienie nie jest jednak dowodem, konieczne są dalsze badania.
Jak mówiłam, niektóre zakażone osoby nie wytwarzają przeciwciał w wysokim mianie. Ale jest także kłopot z tymi, którzy przeciwciała wytwarzają, ponieważ nie potrafimy jeszcze powiedzieć, jak długo się one u nich utrzymują, gdyż epidemia trwa dopiero około sześciu miesięcy. Chcielibyśmy, aby odporność po zakażeniu trwała przynajmniej kilkanaście miesięcy, jak w przypadku niektórych sezonowych zakażeń koronawirusowych, a nawet kilka lat, jak w przypadku SARS czy MERS.
Nie wiemy też, jaką rolę odgrywa utrzymywanie się wirusa w kale. U co trzeciego zakażonego wirus jest obecny w stolcu już od piątego dnia i utrzymuje się około miesiąca. Czy i jaką rolę odgrywa w dalszej transmisji? Czy osoby, które opuściły szpital, mogą zakażać tą drogą domowników? Aerozol, który powstaje podczas spłukiwania wody w toalecie, unosi się przez godzinę. Nie wiemy, czy może być zakaźny. To też wymaga badań.
MT: Trwają poszukiwania leków i szczepionki. Z którymi pracami należy wiązać największe nadzieje?
M.G.: Jeśli chodzi o leki, prace nie są prowadzone w kierunku opracowania profilaktyki pomagającej uniknąć zakażenia, ale terapii łagodzącej objawy u chorych, aby nie dopuścić do ciężkiej niewydolności oddechowej i zgonu.