Wywiad pod pretekstem
Gdy lekarz staje się celem
Nożownik wchodzi do szpitala, zabija ortopedę. Pacjent łamie ręce specjalistce psychiatrii. Kilka miesięcy wcześniej – ginie ratownik. Czy to regularna wojna z medykami? O tym, co zawiodło i jak się bronić, z Grażyną Ferrą-Kopocińską, ekspertką ds. bezpieczeństwa, rozmawia Iwona Dudzik
Medical Tribune: Ortopeda w szpitalu w Krakowie, wcześniej ratownik podczas interwencji pod Siedlcami. Lekarka psychiatra w gabinecie. Czy mamy do czynienia z incydentami, czy falą brutalnych napaści na personel medyczny?
Grażyna Ferra-Kopocińska: To już nie są incydenty, tylko wręcz morderstwa. Widać wyraźnie, że ataków jest więcej niż w poprzednich latach i są coraz groźniejsze. Napastnicy coraz częściej używają niebezpiecznych narzędzi: noży, maczet.
MT: To porażka państwa, że medycy umierają na dyżurze. Dlaczego nie potrafi ich chronić?
G.F.-K.: Przede wszystkim procedury bezpieczeństwa okazały się niedostosowane do obecnej rzeczywistości, pełnej przemocy wobec pracowników ochrony zdrowia. Brakuje też systemów sygnalizowania agresji i szkoleń z technik deeskalacji konfliktu – wiemy od medyków, że nie są ich uczeni. Tragiczne zdarzenia, do których doszło w ostatnim czasie, powinny nas obudzić i pilnie powinniśmy zająć się bezpieczeństwem personelu.
MT: Co się stało, że lekarze, którzy dotąd cieszyli się szacunkiem, stali się obiektem ataków? Jak specjaliści od bezpieczeństwa oceniają tę ewolucję nastrojów społecznych?
G.F.-K.: Agresja rodzi się z frustracji spowodowanej długim oczekiwaniem na przyjęcie, badanie, leczenie. Jeśli ktoś z naszych bliskich nie może się dostać do specjalisty, to nasza złość narasta. Rozprzestrzenia się na rodzinę, społeczeństwo. Do tego brakuje edukacji o tym, kim jest lekarz, że ma konkretną specjalizację, a jego wyszkolenie trwa często kilkanaście lat. Że będzie starał się pomóc, ale nie jest cudotwórcą i nie może odpowiadać za wszelkie problemy zdrowotne pacjenta i za cały system ochrony zdrowia.
MT: Specjalizuje się pani w bezpieczeństwie kobiet. Jak wygląda przemoc wobec lekarek?
G.F.-K.: Niestety, lekarki i pielęgniarki są narażone na ataki werbalne i fizyczne tak samo jak mężczyźni, a dodatkowo jeszcze spotykają się z przemocą seksualną. Zwykle badanie pacjenta odbywa się w bezpośrednim kontakcie, przy odkrytym ciele. Kobiety często dostają propozycje o podtekście seksualnym, dochodzi do nadużyć takich jak dotyk czy wręcz molestowanie.
Dodatkowo pojawiają się obraźliwe komentarze i groźby: „Jak mi nie dasz recepty, to pożałujesz”. Niejednokrotnie zdarza się blokowanie drzwi, po czym napastnik nie chce wypuścić lekarki z pomieszczenia. To są sytuacje, z którymi raczej lekarze mężczyźni się nie spotykają. Rozmawiałam również z medyczką pracującą w szpitalu, która była stalkowana. Otrzymywała niechciane maile, listy do domowej skrzynki, pukano do jej drzwi. To bardzo niebezpieczna sytuacja, która została zgłoszona organom ścigania.
MT: Jak rozpoznać, że osoba, która przyszła do lekarza, może za chwilę zaatakować? Czy są tzw. czerwone flagi, które lekarz może wychwycić?
G.F.-K.: Na przykład zbyt częste próby kontaktu. Jeśli rejestratorka zauważa, że ktoś zanadto natarczywie próbuje się dostać do lekarza, usiłuje wtargnąć do jego gabinetu – to sygnał alarmowy. Takie właśnie incydenty poprzedziły śmiertelny atak na ortopedę w Krakowie. Ten pacjent dużo wcześniej podnosił na lekarza głos. Próbował go zdominować. Ponadto, kiedy analizujemy ataki w ochronie zdrowia, to często widzimy, że frustracja pacjentów narastała przez dłuższy czas. Cichy z pozoru człowiek zaczyna zmieniać się w nieobliczalnego demona. Tylko ułamki sekund mogą go dzielić od wybuchu. Nie jesteśmy w stanie się na to przygotować, ale na pewno możemy odczytać wcześniej sygnały: żądania kontaktu, podniesiony głos.
Rejestratorki powinny zgłaszać takie zachowania. Niestety, ze względu na obciążenie pracą często to bagatelizujemy. Nie wpisujemy do dokumentacji i nie monitorujemy.
MT: Jak traktować takiego pacjenta podwyższonego ryzyka?
G.F.-K.: Próby przejęcia kontroli nad innymi są charakterystyczne dla osób przemocowych. Taki człowiek chce decydować, kto, kiedy i jak będzie go leczył. Przychodzi niezapisany i oczekuje, że będzie przyjęty. Lekarz w żadnym wypadku nie powinien zostawać z nim sam na sam. Zapewnienie doktorowi wsparcia może być trudne, gdy mamy braki kadrowe. Ale jeśli chcemy chronić siebie nawzajem, musimy uzbroić się w procedury. Ostatnie ataki wyraźnie pokazały, że nie może już być tak samo, jak było.
MT: Które techniki deeskalacji konfliktu mogą się sprawdzić w praktyce lekarskiej?
G.F.-K.: Jeśli napięcie pacjenta wzrasta, a lekarz nie ma drogi ucieczki, to powinien jak najszybciej zmienić temat rozmowy. Nie poruszać już tych kwestii, które spotkały się z niezrozumieniem. Wyjść z roli tego, który wie lepiej. Spytać: „Co mogę dla pana zrobić?”. Nawet jeśli w danej chwili nie jesteśmy w stanie spełnić oczekiwań, to dopóki groźna sytuacja nie minie, nie możemy agresorowi odmawiać. Musimy go uspokajać aż do chwili, gdy wyjdziemy za drzwi i poczujemy się bezpiecznie.
Ważna jest otwarta postawa – nie możemy wbijać oczu w komputer, pisząc wciąż na klawiaturze. Należy wszystko zostawić i z otwartą postawą proponować: „Jakie pan widzi rozwiązanie?”, „Spójrzmy na to realnie”, „Może napijmy się wody”, „Pan mnie posłucha, ja pana posłucham”. Zawsze pamiętajmy o dystansie – co najmniej metr odległości. To umożliwi nam reakcję w razie ataku.
MT: Co można zrobić, gdy napastnik wyciąga rękę z niebezpiecznym narzędziem?