G.F.-K.: Gdy niebezpieczny przedmiot znajdzie się w odległości poniżej metra, nie możemy krzyczeć ani wykonywać gwałtownych ruchów. Musimy wyciszyć złość sprawcy, prosząc go o litość i mówiąc wprost, że zrobimy wszystko, czego chce.

MT: Dojdzie do tego, że lekarz będzie musiał zakładać kamizelkę nożoodporną, żeby na dyżurze czuć się bezpiecznie?

G.F.-K.: W kamizelki powinni być bezwzględnie wyposażeni ratownicy. Natomiast nie lekarze w gabinetach bądź szpitalach. Należy zacząć od wdrożenia procedur bezpieczeństwa, poprawy infrastruktury i szkoleń – bo to przyniesie poprawę.

MT: A szkolenia z samoobrony – czy lekarze powinni je przejść?

G.F.-K.: Oni nie mają na to czasu. Nie kształcili się po to, by walczyć z chorymi – ich misją jest leczenie i pomaganie. Więc nie muszą się uczyć sztuki walki. Natomiast jest wiele przydatnych umiejętności, które są dziś lekarzom bezwzględnie potrzebne: to przede wszystkim ocena sygnałów wysyłanych przez pacjenta i reagowanie w razie zagrożenia, np. poprzez użycie narzędzi ochrony (środki ochrony osobistej). Od tego powinniśmy zacząć. Całkiem inaczej pod tym względem wygląda sytuacja ratowników. Oni przyjeżdżają w obce miejsce, mają podczas interwencji bliski kontakt z poszkodowanym i jego rodziną, sytuacja może zmieniać się dynamicznie. Ponadto karetka to niewielka przestrzeń i nie wiadomo, czy ktoś nie wyciągnie noża, czy nie jest pod wpływem narkotyków. System powinien zagwarantować im szkolenia z samoobrony, rozpoznawania zagrożenia i dystansowania się. Zajęcia nie powinny się odbywać w czasie wolnym, tylko w czasie pracy. To jest coś, co będzie procentować, bo ludzie będą bezpieczniejsi.

Medium 13962

MT: Czy projektując szpitale i przychodnie, ktoś myślał o atakach na personel?

G.F.-K.: Każdy obiekt użyteczności publicznej ma procedury bezpieczeństwa na wypadek zagrożeń, takich jak ataki terrorystyczne lub działanie żywiołów. Jednak sama infrastruktura przychodni bądź szpitala nie jest pomyślana tak, by medyk mógł się bezpiecznie czuć w sytuacji konfliktu z pacjentem. Nie ma przycisków alarmowych, często brakuje monitoringu albo możliwości zablokowania drzwi wejściowych. Co gorsza, gabinety nie są zaprojektowane w taki sposób, by lekarz mógł się z nich jak najszybciej wydostać. Ustawienie biurek powoduje, że zazwyczaj to pacjent jest bliżej wyjścia. A to nie on powinien mieć możliwość swobodnego opuszczenia pomieszczenia, tylko lekarz w razie agresji mieć możliwość ucieczki i wezwania pomocy. Jeśli siedzi przy oknie na piętrze, to praktycznie nie ma jak się ratować. Może go nikt nie usłyszeć.

Mam nadzieję, że te problemy zaczną być dostrzegane i będziemy inwestowali w bezpieczeństwo medyków.

MT: Co powinno się zmienić w miejscach pracy lekarzy?

G.F.-K.: Idealnie byłoby, gdyby każdy gabinet miał dwa wyjścia. W starych przychodniach istniały przejścia między pokojami – to nie było złe rozwiązanie. Należy też wdrożyć procedury powiadamiania o zagrożeniu, np. poprzez przycisk alarmowy. W ślad za zakupem alarmów muszą pójść procedury i przeszkolenie personelu. Bo sam alarm nic nie da, jeśli nikt nie będzie wiedział, co to za dźwięk i jak reagować.

MT: Jakie rozwiązania z innych krajów mogą być wdrożone u nas?

G.F.-K.: W Niemczech każdy lekarz nosi w fartuchu przycisk i kiedy coś się dzieje, to alarmuje. System pokazuje, gdzie lekarz się znajduje. Są szkolenia, jak radzić sobie w sytuacjach konfliktowych. Również w Szwecji i Wielkiej Brytanii zapewnia się szkolenia z komunikacji i bezpieczeństwa. W Wielkiej Brytanii agresja wobec medyków od razu jest traktowana jak przestępstwo i karana z urzędu. Czy to skutkuje mniejszą liczbą przestępstw? Niekoniecznie. Natomiast szkolenia z umiejętności komunikacji z trudnym pacjentem – na pewno tak.

MT: Które środki ochrony osobistej są legalne i lekarze mogliby ich użyć w razie ataku?

G.F.-K.: W zawodzie lekarza jest to utrudnione. Jego praca polega na niesieniu pomocy potrzebującym. W sytuacji jeden na jeden użycie jakiegokolwiek środka ochrony osobistej, który może być niebezpieczny dla zdrowia chorego – nawet dla ratowania własnego życia – może być różnie ocenione. Dlatego nie widzę zastosowania dla takich środków jak gaz pieprzowy czy paralizator. W przypadku lekarzy sprawdza się natomiast alarm osobisty. Dobrym rozwiązaniem w szpitalach byłaby latarka ze stroboskopem. Można ją nosić w kieszeni w czasie dyżuru. Jej użycie w obecności agresywnej osoby wprowadzi chwilę dezorientacji. W jednym ze szpitali w nocy mężczyzna zbił lustro i szedł z fragmentem szkła prosto na pielęgniarki. Na szczęście udało się go obezwładnić bez komplikacji. Użycie latarki prawdopodobnie dałoby pielęgniarkom kilka sekund dodatkowych na ucieczkę do miejsca, w którym mogą się schować. Uważam, że tylko takie rozwiązania są możliwe w szpitalach.

MT: Co więc lekarz może zrobić sam od razu, by poprawić swoje bezpieczeństwo?

G.F.-K.: Nie ignorować sygnałów ostrzegawczych: tonu głosu, mimiki, gestów pacjenta. Opisać w dokumentacji, co go zaniepokoiło. Gdy ta osoba zjawi się ponownie, wszystkim powinna zapalić się czerwona lampka. Nie należy normalizować agresji. Trzeba dawać innym dobry przykład, mieć odwagę do działania, zanim będzie za późno. Zadbać o swoją przestrzeń – przestawić biurko i krzesło tak, by mieć możliwość wyjścia z gabinetu. Natomiast w terenie musimy pracować w parach. Idziemy razem, wychodzimy razem. Nie zostawiamy swoich.

Zdjęcie: archiwum prywatne

Do góry