ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Szkoła pewnego Mistrza
Grzegorz Jaczewski, student IWL WUM
Łukasz Fus, student IWL WUM
Ostatnio wiele się dzieje w sprawie nauczania medycyny w Polsce. Jak podaje Naczelna Rada Lekarska (NRL), lekarzy specjalistów brakuje, a średnia wieku czynnych zawodowo medyków sięga już pięćdziesiątki. W odpowiedzi na te alarmujące sygnały, aby zwiększyć ilość lekarzy na rynku pracy, rząd podjął decyzję o likwidacji stażu podyplomowego. Pojawiają się jednak pytania o jakość wykształcenia przyszłych medyków – czy studia odarte z rocznego stażu wystarczą, aby wykwalifikować w pełni sprawnego lekarza praktyka?
Na łamach sierpniowego wydania „Medycyny po Dyplomie”, w słowie wstępnym redaktor naczelny napisał o inspirującym doświadczeniu, jakim było poznanie letniej szkoły medycyny prof. Jacka Imieli, obozu naukowo-szkoleniowego w Działdowie. Jako studenci medycyny, uczestnicy wspomnianego obozu i uczniowie prof. Imieli chcielibyśmy przybliżyć, na czym polega magia, która tak urzekła naszego gościa, prof. Waldemara Banasiaka.
Uczniowie i Nauczyciele
W tym roku 72-łóżkowy Oddział Wewnętrzny z Pododdziałem Kardiologicznym Szpitala w Działdowie na okres 3 tygodni przejęła grupa 73 studentów z 4 studenckich kół naukowych: Studenckiego Internistycznego Koła Naukowego Warszawa-Międzylesie, Koła Kardiologicznego działającego przy I Katedrze i Klinice Kardiologii WUM, Koła Diabetologicznego działającego przy Katedrze i Klinice Gastroenterologii i Chorób Przemiany Materii WUM oraz Koła Pielęgniarstwa Społecznego WUM. Pieczę nad nami sprawowali opiekunowie poszczególnych kół, zawsze życzliwy studentom ordynator działdowskiego oddziału dr Janusz Reguła oraz stażyści, wieloletni wychowankowie profesora Imieli.
Organizacja pracy
W październikowym wydaniu „Gazety Lekarskiej” ukazał się dwustronicowy artykuł stanowiący relację z obozu pt. „Niezwykłe urlopy profesora” (należy podkreślić, iż prof. Imiela wyjeżdża ze studentami właśnie w ramach własnego urlopu). Każdy dzień obozu to dla nas – studentów – okazja do zmierzenia się z całym zakresem obowiązków lekarza. Począwszy od wstępnego badania i kwalifikacji pacjentów do przyjęcia z Izby Przyjęć (pod okiem i opieką miejscowego lekarza dyżurnego), poprzez zbieranie wywiadów, badanie pacjentów, planowanie i przeprowadzanie diagnostyki, proponowanie terapii oraz na prowadzeniu dokumentacji i przygotowywaniu wypisów skończywszy. Najlepsi studenci mają szansę wykazać się umiejętnościami wykonując czynności i zabiegi zazwyczaj niedostępne dla nich w ramach zajęć, takie jak nakłucie opłucnej czy pobranie szpiku. Jest to wykonywane wspólnie z opiekującymi się nami lekarzami. Pracujemy w 2-3 osobowych zespołach zawsze dobranych tak, aby młodszy student był sparowany ze starszym, bardziej doświadczonym. Każdy zespół zajmuje się dwojgiem chorych i jest za nich w pełni odpowiedzialny wobec profesora i jego lekarzy. Musimy przyznać, iż nie ma nic bardziej motywującego niż poczucie obowiązku, odpowiedzialności i bycia przydatnym. Świadomość, że są to „moi” pacjenci i jeżeli ja się o nich nie zatroszczę, nikt za mnie tego nie zrobi, a i czeka mnie reprymenda, motywuje bardziej niż jakikolwiek egzamin na uczelni.
Każdego dnia, o godzinie 8:15 rozpoczyna się odprawa. Czytany jest raport z dyżuru – oczywiście sporządzony przez dyżurujących studentów (każdy zespół musi odbyć przynajmniej jeden całodobowy dyżur). Profesor komentuje, wyłapuje błędy, radzi, jak pisać i jak raportować (mała rzecz, a jednak – czy w 6-letnim programie studiów przewidziane jest samodzielne sporządzenie raportu z dyżuru?). O godzinie 9:00 rozpoczyna się obchód. Tutaj każdy z nas ma okazję się wykazać. Nasz Nauczyciel nie przejdzie obojętnie obok żadnego ze studentów. Każdemu poleci krótko omówić chorego i zada pytanie „co proponujesz?”. I jeżeli nasz tok rozumowania diagnostycznego czy terapeutycznego jest poprawny, a propozycja badań dodatkowych oraz leczenia właściwa, zostają one zlecone. Stanowi to źródło niezmiernej satysfakcji, gdyż de facto sami diagnozujemy i leczymy chorych. Jeszcze na studiach! Brak, albo niedostatecznie przemyślana koncepcja jest powodem do zażenowania, ponieważ oznacza zaniedbanie z naszej strony; albo nie dość dokładnie zbadaliśmy chorego, albo zabrakło nam wiedzy i nie zadbaliśmy, żeby ją uzupełnić. Podstawowym założeniem, na którym opiera się cała nasza działalność jest to, że mamy prawo czegoś nie wiedzieć i nie musimy się tego wstydzić. Ale mamy też książki oraz nauczycieli służących radą, więc jesteśmy zobowiązani na bieżąco doczytywać i w razie potrzeby zadawać pytania. Nie wolno poddać się niewiedzy.
Oczywiście praca ze studentami i kontrolowanie ich poczynań na porannym obchodzie się nie kończą. Żaden z zespołów nie może opuścić szpitala, dopóki nie zreferuje swoich pacjentów profesorowi lub jednemu z lekarzy. Jeżeli decydujemy się na jakieś badanie, rozpoznanie czy wreszcie terapię, musimy je uzasadnić odpowiadając w rozmowie na wiele pytań dotyczących naszego pacjenta. Jest to prawdziwy sprawdzian umiejętności praktycznych i teoretycznych, zdolności formułowania wniosków diagnostycznych, popierania ich trafnymi argumentami i podejmowania decyzji. Rozmowy te uczą przede wszystkim myśleć. Uczą właściwego, uporządkowanego i logicznego toku rozumowania w prowadzeniu pacjenta od momentu przyjęcia do szpitala do ustalenia rozpoznania i rozpoczęcia leczenia.
Po godzinach
Dewiza profesora brzmi „robota ma być zrobiona!”, toteż czas pracy jest uzależniony od sprawności danego zespołu. Niektórzy uwijają się do 14:00, inni muszą pozostać w szpitalu dłużej. Kiedy zakończymy pracę, mamy jednak czas na odpoczynek, wspólny relaks i integrację. Nie jest ważne, z którego jesteś roku, wydziału czy z której grupy. Pracujemy razem, pomagamy sobie nawzajem, a po zajęciach spędzamy wspólnie wolny czas. Organizujemy np. wycieczki rowerowe, zawody sportowe, wieczorki filmowe czy też zabawy taneczne. Dzięki niesamowitej atmosferze akceptacji i wzajemnego zrozumienia nawiązują się wieloletnie znajomości, przyjaźnie, a nawet małżeństwa!
To już tradycja
Był to już 28. obóz organizowany przez Studenckie Internistyczne Koło Warszawa – Międzylesie, działające przy I Oddziale Chorób Wewnętrznych i Nefrologii Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie. Przez ponad ćwierć wieku Działdowo wraz z profesorem Imielą odwiedziło ponad 2 tysiące studentów. Wielu z nich posiada już tytuł doktora, część jest na progu habilitacji. A wychowanków tej niezwykłej szkoły można spotkać w wielu częściach Polski jako specjalistów w różnych dziedzinach – interny, chirurgii, pediatrii itd. Warte zacytowania jest zdanie lekarza, którego spotkaliśmy przypadkiem przy okazji wykonywania rutynowych badań, a który okazał się być jednym z dawnych działdowiczów: „Kto nie był ani razu na obozie w Działdowie, to tak, jakby nie skończył studiów medycznych”.
Studenci stali się już stałym elementem wakacyjnego krajobrazu Działdowa. Nasze przybycie nikogo tu nie dziwi, co krok spotykamy się z miłymi komentarzami i, co jest faktem, pacjenci specjalnie zabiegają o przyjęcie na oddział w czasie pobytu studentów, ponieważ „dokładnie przebadają, bardzo się przejmują i przykładają”. Ponadto jesteśmy tu uczeni dostrzegania w pacjencie człowieka, który nie tylko musi być leczony, ale którym trzeba się zaopiekować, biorąc pod uwagę jego wrażliwość, lęki, nadzieje i całą złożoność jego psychiki. Uczymy się rozmawiać z chorymi ludźmi oraz ich rodzinami nierzadko na tematy bardzo trudne. Na studiach nikt nas tego nie uczy, a z książek takich umiejętności nabyć się zwyczajnie nie da.
Zawsze coś nowego
Działalność koła pod opieką prof. Imieli cały czas ewoluuje. Każdy kolejny obóz niesie ze sobą coś nowego. Tzy lata temu po raz pierwszy studenci pod okiem swojego Mistrza zorganizowali konferencję pt. „Postępy w chorobach wewnętrznych”. W zeszłym roku ten wyczyn powtórzyliśmy, organizując konferencję pt. „Problemy internistyczne w ciąży”. W tym roku zaś profesor Imiela zorganizował dla nas oraz dla lekarzy działdowskiego szpitala cykl sympozjów szkoleniowych o tematyce rozciągającej się od kardiologii po seksuologię, zapraszając wiele sław polskiej nauki. Nasi goście odwiedzali nas też podczas pracy w szpitalu, czynnie włączając się w leczenie pacjentów poprzez udzielanie im konsultacji, a nam rad. Odwiedzili nas m.in. Rektor WUM prof. dr hab. med. Marek Krawczyk, prorektor ds. dydaktyczno-wychowawczych WUM Prof. dr hab. med. Marek Kulus, profesorowie Franciszek Kokot, Waldemar Banasiak, Grzegorz Opolski, Krzysztof J. Filipak, Piotr Zaborowski, Wiesław Jędrzejczak, Adam Torbicki, Stefan Zgliczyński, Wojciech Zgliczyński, Zdzisław Wójcik, Bolesław Samoliński, Irena Wrońska.
Inną tegoroczną nowością jest zorganizowanie studenckich zespołów terapeutycznych. Wspomnieliśmy, że w tym roku w obozie uczestniczyli studenci z Koła Pielęgniarstwa Społecznego. Pracowali oni w zespołach razem ze studentami wydziałów lekarskich, a zakres ich obowiązków w żaden sposób nie odbiegał od tego, który obejmował przyszłych medyków. Idea zespołów terapeutycznych jest przyszłością, choć niestety często niemożliwą do zrealizowania, a to ze względu na przepaść i animozje, jakie powstają między przyszłymi lekarzami a przyszłymi pielęgniarkami czy ratownikami jeszcze na studiach. Eksperyment ten pokazał, że jeżeli tylko odpowiednio wcześnie (jeszcze na studiach) zacznie się integrować personel medyczny, w przyszłości może on stworzyć doskonałe, wielokierunkowo wykwalifikowane i sprawnie działające zespoły. A pacjent na tym tylko zyska.
Wracając do pytania z początku, czy można jeszcze na studiach wykształcić pełnowartościowego lekarza? Można!Pprzepis na to został odkryty już dawno temu. Nam, młodym, potrzeba Mistrzów. Osobowości barwnych, energicznych a jednocześnie mogących stanowić autorytet, źródło rady i wzór do naśladowania, zarówno w kategoriach profesji jak i charakteru. Nauczycieli pałających pasją do medycyny, a jednocześnie chcących i potrafiących dzielić się tą pasją. Ludzi z talentem dydaktycznym, którzy nie boją się wrzucić młodego adepta na głęboką wodę. Naszym Mistrzem jest prof. Imiela.