Słowo wstępne

Słowo wstępne

prof. dr hab. n. med. Dariusz Moczulski

Redaktor Naczelny

Small moczulski prof pn (9) opt

prof. dr hab. n. med. Dariusz Moczulski

Zawsze z zainteresowaniem przysłuchuję się rozważaniom na temat niedoboru witaminy D w Polsce. Z wielu stron płyną do nas informacje, że powinniśmy zlecać naszym pacjentom kapsułki z witaminą D oraz sami je zażywać. Rozważania na ten temat przypominają mi pewien paradygmat medyczny sprzed 50 lat. Twierdzono wtedy z pełnym przekonaniem, że karmienie noworodka mlekiem przygotowywanym z proszku jest o wiele lepsze niż karmienie go mlekiem matki. Z perspektywy czasu okazało się to nieprawdą. Johann Wolfgang Goethe powiedział kiedyś: „Miej nawet nieduży rozum, ale swój”. Kierując się więc tą maksymą, najpierw rozważę problem przewagi mleka sztucznego nad mlekiem matki. Zastanawiam się, jak wynalazek mleka w proszku mógł okazać się lepszy niż ponad 100 milionów lat ewolucji, w przebiegu której skład mleka ssaków był modyfikowany od czasu ich pojawienia się na ziemi.

Wracając do witaminy D, warto wspomnieć, że zasiedliliśmy Europę Północną tysiące lat temu. Zasiedlanie tych terenów wiązało się ewolucyjnie z selektywnym doborem osób z jaśniejszym kolorem skóry. Selekcja ta miała między innymi zrekompensować niedobór promieni słonecznych, tak potrzebnych do syntezy witaminy D w skórze. Dodatkowo przystosowaliśmy się do tego niedoboru poprzez jedzenie produktów spożywczych zawierających witaminę D. Zaczęliśmy hodować kury i spożywać ich jajka oraz hodować krowy i pić ich mleko. Ewolucyjnie przewagę zaczęły mieć osoby z zachowaną produkcją laktazy w jelicie cienkim przez całe życie. Mogły one swobodnie spożywać mleko w dowolnej formie bez obawy przed wzdęciami i biegunką. Dzięki tej przewadze doszło do silnej selekcji, której wynikiem jest obecnie o wiele rzadsza nietolerancja laktozy w Europie Północnej niż w pozostałych regionach świata. Przeżyliśmy więc ostatnie kilka tysięcy lat w Europie Północnej bez przyjmowania preparatów zawierających witaminę D. A tu nagle ktoś zaczyna nas przekonywać, że powinniśmy zacząć ją suplementować. Dowiadujemy się po kilku tysiącach lat, że właściwie w Europie Północnej promienie słoneczne nie są wystarczająco silne, aby mogły syntetyzować wystarczającą ilość witaminy D w naszej skórze.

Kierując się powiedzeniem Johanna Wolfganga Goethego, dochodzę do wniosku, że coś mi się tutaj nie zgadza. Jeżeli rzeczywiście mamy niedobór witaminy D, to wynika on raczej z faktu, że spędzamy o wiele mniej czasu na słońcu niż nasi pradziadkowie. Marnujemy go za to, siedząc przed telewizorem czy komputerem. Zamiast więc zachęcać wszystkich do przyjmowania kapsułek zawierających witaminę D, warto zacząć propagować spędzanie większej ilości czasu na świeżym powietrzu. Radę tę należy szczególnie wykorzystać w pojedyncze słoneczne dni w okresie jesienno-zimowym. Postępowanie takie wydaje się zdrowsze, przyjemniejsze i bardziej trafiające w związek przyczynowo-skutkowy potencjalnego niedoboru witaminy D.

Tematem czerwcowego numeru „Medycyny po Dyplomie” są obrzęki kończyn dolnych u chorych otyłych. Często w takich przypadkach ustalamy niewłaściwe rozpoznanie, przez co obniża się skuteczność naszych działań terapeutycznych.

Do góry