Felieton
Nowy Rok 2015
Prof. dr hab. med. Andrzej Kawecki
Zbliżający się w szybkim tempie nowy, 2015 rok, ma przynieść wręcz rewolucyjne zmiany w systemie opieki onkologicznej. Celowość optymalizacji procesu diagnostycznego i podwyższenia standardów leczenia poprzez usankcjonowanie roli interdyscyplinarnego podejmowania decyzji terapeutycznych nie budzi wątpliwości. Jednakże planowane zmiany i tryb ich wprowadzania są kontrowersyjne i budzą wątpliwości oraz, co tu dużo ukrywać, niepokój w środowisku onkologicznym. Omówienie wszystkich problemów wiążących się z pakietem kolejkowo-onkologicznym w krótkim felietonie jest niemożliwe. Skupię się na jednym aspekcie, czyli karcie diagnostyki i leczenia onkologicznego (KDLO), która w założeniu ma stanowić rodzaj „mapy drogowej” usprawniającej choremu poruszanie się w systemie opieki i zapewniającej koordynację działań medycznych.
Idea KDLO jest jak najbardziej słuszna, pod warunkiem że głównym beneficjentem będzie pacjent. Skąd więc wątpliwości? Dotyczą one przedstawionego projektu KDLO. Jest to dokument niesłychanie rozbudowany, zawierający wiele szczegółowych informacji, które w rezultacie czynią go formą duplikatu historii choroby. Trudno stwierdzić, kto ma być odbiorcą tych szczegółowych danych. Z punktu widzenia pacjenta, a więc głównego beneficjenta, wystarczyłby skrócony zasób informacji, obejmujący rozpoznanie, decyzje o wyborze postępowania i terminy oraz miejsca przeprowadzania procedur medycznych. To by w zupełności wystarczyło. Z projektem KDLO wiąże się jeszcze wątpliwość, moim zdaniem, ale również wielu kolegów, o kluczowym znaczeniu. Otóż KDLO ma być wydawana głównie przez lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej na podstawie jedynie podejrzenia choroby nowotworowej. A jakimi narzędziami diagnostycznymi ważnymi z punktu widzenia podejrzenia nowotworu dysponuje lekarz rodzinny? Odpowiedź jest prosta: praktycznie żadnymi, poza, choć niekoniecznie, ultrasonografią. Wymienione w projekcie badania, które lekarz rodzinny ma dołączyć do KDLO, nie mają praktycznego znaczenia w rozpoznawaniu nowotworu, no chyba że w bardzo zaawansowanym stadium, a przecież nie o to chodzi. Posłużę się przykładem raka piersi. Podejrzewając nowotwór, konieczne jest wykonanie mammografii, czasem ultrasonografii, a przede wszystkim biopsji aspiracyjnej, choćby cienkoigłowej. Lekarz rodzinny dostępu do tych procedur nie ma, co więcej, nie są one uwzględnione na tym etapie w KDLO. Jaki będzie efekt? Każda zgłoszona przez kobietę zmiana w zakresie piersi czy choćby dolegliwości bólowe, często fizjologiczne, interpretowane będą przez lekarza rodzinnego jako podejrzenie nowotworu. Inaczej nie będzie mógł on zrobić, z obawy przed przegapieniem choroby nowotworowej, ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami. W efekcie KDLO otrzyma bardzo wiele kobiet mających zmiany dysplastyczne, włókniakogruczolaki czy po prostu zagęszczone utkanie gruczołowe piersi w drugiej fazie cyklu miesiączkowego. Wszystkie one obligatoryjnie trafią do dalszej diagnostyki, której przeprowadzenie będzie konieczne, bo przecież otrzymały KDLO. Sytuacja taka może przybrać formę niekontrolowanego badania przesiewowego. Dotyczy to oczywiście również innych nowotworów, których podejrzenie będzie opierało się wyłącznie na zgłoszeniu lekarzowi rodzinnemu niespecyficznych objawów. Końcowym efektem może być zalanie ośrodków specjalistycznych pacjentami, u których trzeba będzie wykluczyć chorobę nowotworową, mimo że przesłanki co do jej istnienia często będą iluzoryczne. W czarnym scenariuszu może to doprowadzić do paraliżu systemu diagnostyki onkologicznej, którego możliwości są i tak ograniczone.
Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłoby wydawanie KDLO wyłącznie pacjentom, u których nowotwór złośliwy zostałby już rozpoznany i potwierdzony badaniem histopatologicznym. To oni i tylko oni mogą być rzeczywistymi beneficjentami KDLO.
I na koniec – wszystkim Czytelnikom składam serdeczne życzenia świąteczne i noworoczne. W tym przede wszystkim zdrowia i optymizmu.