Prawo – dziecinnie proste
Znaczenie dobrej komunikacji w relacjach z pacjentem
Krzysztof Izdebski, prawnik, specjalista prawa medycznego
Przepisy prawa jasno określają obowiązek lekarza udzielenia pacjentowi lub jego przedstawicielom ustawowym przystępnej informacji o jego stanie zdrowia, rozpoznaniu, proponowanych oraz możliwych metodach diagnostycznych, leczniczych, dających się przewidzieć następstwach ich zastosowania albo zaniechania, wynikach leczenia oraz rokowaniu.
Kwestia właściwej komunikacji lekarza z pacjentem jest jednym z istotniejszych warunków skutecznego leczenia. Nie trzeba przecież nikogo przekonywać, jak ważne jest, aby pacjent zrozumiał, co lekarz do niego mówi oraz jakie są rozpoznanie i zalecane przez lekarza metody leczenia. Należy pamiętać, że – co wielokrotnie podkreślają sądy w sprawach medycznych – w relacji między pacjentem a lekarzem trudno mówić o równości stron, bowiem to lekarz dysponuje wiedzą medyczną i doświadczeniem. Nie można wymagać, aby pacjent weryfikował postępowanie lekarza, na przykład przez konsultację z innym lekarzem. Z tych kwestii wynika obowiązek udzielenia pacjentowi odpowiednich informacji, w tym o zakresie leczenia, ewentualnie o konieczności zgłoszenia się do innego specjalisty. Informacje te muszą być podane wyraźnie, w sposób zrozumiały dla przeciętnie inteligentnej osoby.
Sprawa, którą przedstawię poniżej, dotyczy głównie problemów wynikających z zakłócenia przepływu informacji między lekarzem a rodzicami małej pacjentki – Kamili B. Niestety, problemy z komunikacją spowodowały w tym przypadku poważne negatywne konsekwencje dla dziecka.
Sprawa ta może być jednocześnie przykładem, jak w praktyce działa dwuinstancyjny system rozpoznawania spraw w sądzie. Lektura niniejszego przypadku może także wlać w nasze serca nadzieję, że nawet jeśli otrzymaliśmy skrajnie dla nas niekorzystny wyrok w I instancji, jest jeszcze sąd odwoławczy. Nie wszystko zatem stracone. Można i trzeba walczyć, szczególnie gdy sprawa jest skomplikowana, a jej okoliczności wcale nie takie oczywiste, jak twierdzi druga strona.
Początek historii
Powódką (w jej imieniu w sądzie występowała matka – Anna B.) była dziewczynka, Kamila B. Pozwany został lekarz, Adam S. Powódka domagała się zasądzenia kwoty 56 000 zł oraz miesięcznej renty w wysokości 1000 zł. Podstawą odpowiedzialności pozwanego lekarza miało być jego zachowanie, w czasie gdy sprawował opiekę medyczną nad Kamilą B. Jego działania doprowadziły u dziecka – przez niedołożenie należytej staranności – do ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Postępowanie sądowe w I instancji zakończyło się, ogólnie mówiąc, po myśli rodziny Kamili. Sąd zasądził: zadośćuczynienie w kwocie 51 000 zł oraz rentę w wysokości 500 zł miesięcznie. Od tego wyroku odwołała się zarówno matka dziecka, jak i pozwany lekarz. Matka domagała się zasądzenia zadośćuczynienia oraz renty w pełnej dochodzonej pozwem wysokości, pozwany lekarz żądał natomiast oddalenia powództwa jako bezzasadnego.