ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Na ważny temat
Niezadowolenie sięga szczytu
O tym, czy drastyczne zmniejszenie liczby studentów na kierunkach lekarsko-dentystycznych i wprowadzenie płatnych specjalizacji doda rozpędu polskiej stomatologii, z lek. dent. Leszkiem Dudzińskim, przewodniczącym Komisji Stomatologicznej Naczelnej Izby Lekarskiej, rozmawia Iwona Dudzik.
MTS: Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł rozwiązał problem zalewu rynku przez absolwentów stomatologii, zmniejszając liczbę miejsc na tym kierunku na wszystkich uczelniach medycznych o 5 proc. Czy to dobre posunięcie?
Lek. Leszek Dudziński: Według naszych obliczeń ograniczenie powinno być większe – minimum 10 proc. W przeciwnym wypadku konkurencja między stomatologami będzie zbyt duża. W tej chwili w Polsce jest ponad 36 tys. praktyk lekarskich, co oznacza, że na dentystę przypada tysiąc pacjentów. Modelowo powinno być półtora tysiąca. To powoduje, że właściciele nie są w stanie utrzymać swoich praktyk, szukają niekonwencjonalnych rozwiązań.
Prezydium NRL zwróciło się do ministra, aby przeprowadził analizę możliwości dydaktycznych uczelni i potrzeb epidemiologicznych pacjentów, czego – jak wiemy – przed podjęciem decyzji nie zrobił.
MTS: Odgórna interwencja jest konieczna?
L.D.: Tak, ponieważ jeśli odpowiednio ograniczymy liczbę studentów stomatologii i dofinansujemy uczelnie, będzie można podnieść jakość kształcenia, wprowadzić do programów nowoczesne metody leczenia, np. procedury implantologiczne czy zastosowanie technik 3D. Niektórzy konsultanci krajowi dla swoich specjalności opracowali nowe programy, ale nie są one wdrażane, bo uczelni na to nie stać. Często studenci nie mają zapewnionej realizacji programów już obowiązujących, ćwiczeń na fantomach czy klinicznych. To naprawdę ogromne koszty – ząb do fantomu kosztuje 80 zł, a po wykorzystaniu jest wyrzucany. Student w trakcie kształcenia musi wykonać protezę podpartą, której refundacji NFZ nie przewiduje, więc uczelnia musi wykładać własne pieniądze. Braki pieniędzy oznaczają także to, że uczelniom trudno jest zatrzymać najlepszych naukowców, a to oni powinni uczyć studentów. Luka pokoleniowa to wielki problem.
Nie może być też tak, że nauczyciele akademiccy wykonują zadania kliniczne i w ten sposób zarabiają dla uczelni. To państwo powinno finansować procedury wykonane w ramach nauki.
Uregulowania wymaga także kwestia dostępu studentów do pacjentów i rozliczania z NFZ świadczeń przez nich udzielanych.
MTS: Podczas Konferencji Okrągłego Stołu Nałęczów-Warszawa przedstawiciel resortu nauki zapowiedział, że uczelnie medyczne będą miały nowe szanse pozyskania dodatkowych pieniędzy. Jakie?
L.D.: W zapowiadanej przez resort nauki ustawie o szkolnictwie wyższym planowane jest podzielenie wszystkich uczelni na trzy rodzaje i uzależnienie finansowania od tego, jaki charakter ma ośrodek: badawczy, dydaktyczny czy badawczo-dydaktyczny. Nad szczegółami pracują ministerialne zespoły. We wrześniu będą pokazane wskaźniki dla poszczególnych rodzajów uczelni, a od października ustawa ma wejść w życie.
MTS: W jaki sposób poprawi się sytuacja?
L.D.: Spodziewamy się, że liczba uczelni otrzymujących finansowanie z budżetu państwa się zmniejszy. Mniej pieniędzy trafi do szkół niepublicznych, które kształcą np. dietetyków, fizjoterapeutów czy pielęgniarki, za to więcej do uczelni publicznych.
Uważamy, że kształcenie dentystów powinno się odbywać wyłącznie w strukturach uniwersytetów. Dlatego bardzo ważne jest, aby przy okazji nowelizacji ustawy pojawił się zapis, że kształcenie na wydziale lekarsko-dentystycznym ma charakter akademicki. Obecnie takiego zapisu brak, zapisano go tylko dla kierunków ogólnolekarskich. Istnieje więc realne zagrożenie, że powstaną uczelnie zawodowe na wzór tych, które istnieją w wielu państwach. Kształcą one dentystów, ale nie lekarzy dentystów.
Nowym pomysłem są też plany utworzenia Narodowego Instytutu Technologicznego, który także finansowałby zadania związane z badaniami naukowymi. Będą też nowe możliwości pozyskania środków z funduszy europejskich oraz z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
MTS: Część stomatologów domaga się wprowadzenia specjalizacji odpłatnych. Dotychczas NRL była przeciwna takim inicjatywom.
L.D.: Zainteresowani tym są m.in. ortodonci. Domagają się oni, aby wprowadzić rozwiązania prawne, które dawałyby ośrodkom akredytowanym, posiadającym miejsca szkoleniowe, możliwość kształcenia za pieniądze.
Obecnie lekarze i tak płacą ogromne kwoty za kursy komercyjne, nie zawsze najwyższej jakości. Mogą się szkolić nawet kilka lat, wydać 100 tys. zł, a i tak nie uzyskują uprawnień, które daje tylko specjalizacja. MZ nie powiedziało uzupełniającemu kształceniu specjalizacyjnemu „nie”, dyskusja trwa.
Rozstrzygnięcia powinny zapaść jeszcze w tym roku przy okazji nowelizacji ustawy o zawodzie lekarza. Jako samorząd chcemy mieć wpływ na kształt zapisów, jednak sprawę utrudnia to, że po stronie MZ nie ma partnera do rozmów. Zagadnienia dotyczące stomatologii są rozproszone po różnych departamentach.
MTS: Trwa konkurs na świadczenia stomatologiczne finansowane przez NFZ. Stomatolodzy go bojkotują?
L.D.: Jako stomatolodzy jesteśmy niezadowoleni z rozporządzenia ministra w sprawie szczegółowych kryteriów wyboru ofert oraz zarządzenia prezesa NFZ dotyczącego warunków zawierania i realizacji umów.