Zarządzanie praktyką
Metody coachingowe, czyli jak sprawić, by pracownik wiedział, że gracie do jednej bramki
Mariusz Oboda
Justyna Pająk
W jednym z artykułów w „Medical Tribune Stomatologia” („Skuteczny lider zespołu – czym jest przywództwo sytuacyjne i jak przekłada się na działanie kliniki?”, „MTS” 10/2019) pisaliśmy o zarządzaniu sytuacyjnym, zwracając uwagę na fakt, że w przypadku pracownika, który znajduje się na wysokim poziomie umiejętności, niezbędne jest zastosowanie stylu zarządzania opartego na zachowaniach wspierających. Na czym to jednak polega? Na przysłowiowym klepaniu po plecach? Absolutnie nie. Jednym z przejawów stosowania przez szefa stylu wspierającego jest użycie w codziennym zarządzaniu metod coachingowych. O tym, czym tak naprawdę są i czy warto je stosować w gabinecie, piszemy dzisiaj.
Z pojęciem coachingu spotkał się prawie każdy z nas. Nie każdy jednak wie, że wywodzi się ono ze sportu. Jako pierwsi zastosowali tę metodę trenerzy amerykańskich tenisistów w latach 70. XX wieku. Okazało się, że podejście, w którym sportowcy mają skupiać się nie tylko na wynikach, ale także na pokonywaniu wewnętrznych barier, zaczęło przynosić bardzo dobre rezultaty. Stąd już krótka droga prowadziła do biznesu. Coaching na początku osiadł na stałe w USA, a potem zadomowił się w pozostałych rejonach świata. Jak zwracają uwagę Robert Zych i Wojciech Badura w fenomenalnej książce „Szef w roli coacha”, podstawowym założeniem coachingu jest to, że ma on służyć rozwojowi człowieka w różnych kontekstach, także tym zawodowym, który stanowi podstawę naszych zainteresowań.
Co z tym coachingiem?
Wyobraź sobie sytuację: od roku współpracujesz z bardzo dobrą, w twoim odczuciu, higienistką. Jest dokładna, sprawna manualnie i wciąż uśmiechnięta. Czujesz, że jeśli będzie miała więcej czasu dla poszczególnych pacjentów i własne dni przyjmowania w ramach higienizacji, może naprawdę rozkręcić gabinet higieny. Co więcej, zależy ci na tym, by czuła, że tutaj ma możliwości rozwoju. W związku z tym umawiasz się z nią na rozmowę, prezentujesz zmiany organizacyjne oraz informujesz ją, że celem funkcjonowania gabinetu higieny jest teraz to, by 80 proc. pacjentów regularnie wracało na wizyty kontrolne. Higienistka niewiele mówi, kiwa głową i zgadza się na ustalenia.
Po pół roku analizujesz sytuację i widzisz, że ku twojemu niezadowoleniu niewiele się zmieniło. Higienistka, mimo ogólnego zaangażowania w swoją pracę, nie prowadzi statystyk, nie wie, ilu pacjentów do niej wraca, nie dzwoni do nich z przypomnieniem. Na twoje zarzuty odpowiada, że postawione cele były nierealne, ma za dużo obowiązków, lekarze nie rekomendują gabinetu higieny, a czasem nawet przeprowadzają zabieg higienizacyjny sami.