Small image003 opt

Ryc. 3. Obraz ultrasonograficzny przepony i zwężenia poddanego przezskórnej angioplastyce balonowej.

. Zastosowanie balonu o zbyt dużej średnicy może doprowadzić do perforacji tętnicy płucnej. A należy pamiętać, że mówimy o naczyniach o średnicy 3-5 mm, w których krew płynie pod ciśnieniem 100 mmHg.

– Jeśli nadciśnienie płucne przewyższa trzy-czterokrotnie dopuszczalne wartości, jak to było u naszej pacjentki pani Jadwigi, to gdy zbyt mocno otwieramy zwężone naczynie, grozi nam gwałtowne zalanie potężną ilością krwi krążenia płucnego z rozszerzonym zwężeniem i spowodowanie lokalnego obrzęku płuc, co jest typowym powikłaniem tej procedury i może skutkować nie tylko krwiopluciem, ale również ciężką, zagrażającą życiu niewydolnością oddechową – ocenia dr Roik.

Dlatego obecnie nie dąży się do pełnego poszerzenia naczynia, świadomie zostawiając zwężenie resztkowe i ograniczając w ten sposób powikłania. Można zmierzyć zwężone naczynie w czasie arteriografii i oszacować możliwości. Ta metoda jest jednak obarczona większą możliwością popełnienia błędu – twierdzą kardiolodzy.

– W wielu ośrodkach, także w naszej klinice, pomiar tętnicy wykonuje się pod kontrolą ultrasonografii wewnątrznaczyniowej, wprowadza się cewnik zakończony przetwornikiem ultradźwiękowym i dokładnie mierzy średnicę naczynia – mówi dr Roik.

Obecnie najlepszym rozwiązaniem wydaje się optyczna koherentna tomografia (OCT) – bardziej precyzyjna metoda, pozwalająca z rozdzielczością do kilkunastu mikrometrów zmierzyć naczynie oraz precyzyjnie wyliczyć, jakiej średnicy powinien być cewnik balonowy, i wykonać plastykę tego miejsca.

300 metrów w sześć minut

Chory z nadciśnieniem płucnym o etiologii zakrzepowo-zatorowej ma wiele zwężonych naczyń, niekiedy nawet kilkadziesiąt. W czasie jednej sesji, trwającej ok. dwóch godzin, rozszerza się dwa-trzy naczynia segmentarne lub subsegmentarne. By osiągnąć pożądany efekt, zazwyczaj potrzebne są trzy-cztery sesje. Po zabiegu, z czasem, ciśnienie spada.

– Oczekujemy przede wszystkim poprawy parametrów hemodynamicznych w tętnicy płucnej po trzech miesiącach od zabiegu, co później przekłada się na poprawę wydolności prawej komory serca i na przeżycie. Ale niektórzy pacjenci nas zaskakują – opowiada prof. Pruszczyk.

Pani Jadwiga już po pierwszym zabiegu poczuła się lepiej. Potwierdziły to testy wysiłkowe. Jednego dnia przeszła w ciągu sześciu minut 190 m, dwa dni później już ponad 300 m, co przed zabiegiem było niemożliwe. Obecnie jej samopoczucie i kondycja intelektualna mówią same za siebie. Pacjentkę czeka jeszcze jedna wizyta, gdyż są to zabiegi wieloetapowe.

Każdy z zakwalifikowanych pacjentów przechodzi około pięciu sesji przezskórnej plastyki tętnic płucnych. Później dla podtrzymania efektów musi przyjmować do końca życia leki przeciwkrzepliwe.

– Myślę, że zapotrzebowanie na tę procedurę będzie rosło, bo społeczeństwo się starzeje. Na pewno powinno się tym zajmować kilka ośrodków referencyjnych w kraju. Ideałem byłaby sytuacja, gdzie chory, zanim będzie miał wykonaną plastykę tętnic płucnych, zostanie odpowiednio zdiagnozowany, poprzez przeprowadzenie szeregu różnych badań, i najważniejsze – będzie skonsultowany przez kardiochirurga, który zdecyduje o możliwości wykonania trombendarterektomii tętnic płucnych. Jak wspomniano, plastyka balonowa dotychczas zarezerwowana jest dla chorych, u których nie ma możliwości leczenia kardiochirurgicznego. Wtedy decyzja i wykonanie plastyki będzie uwieńczeniem całego procesu diagnostyczno-terapeutycznego – stwierdza prof. Pruszczyk.

Do góry