Przebieg pooperacyjny nie był powikłany, ale rekonwalescencja trwała blisko cztery miesiące. Ten czas potrzebny był do unormowania rytmu wypróżnień. Trzeba jednak pamiętać, że wypróżnienia po tego typu operacji, często poprzedzonej radioterapią przedoperacyjną, nigdy nie są takie, jak przed chorobą. Pacjent nie ma odbytnicy, a jego własne jelito, które jest potem przyszywane do pozostałości odbytnicy, nie spełnia swoich funkcji.

W rezultacie sytuacja w pierwszych tygodniach po operacji niewiele się różni od sytuacji przed zabiegiem. Pacjent miał częste parcie na stolec, wypróżnienia nie były regularne i nie dawały ulgi. Po zakończonym leczeniu przez kolejne miesiące pacjent był wyłączony z możliwości wykonywania pracy. Przeszedł na rentę, co znacząco odbiło się również na jego kondycji finansowej.

Wcześniej popełnione błędy

W tym przypadku nie popełniono żadnego istotnego błędu. Każdy z lekarzy na swoim etapie robił to, co mógł. Co nie znaczy, że droga do postawienia rozpoznania nie mogła być krótsza i mniej uciążliwa dla pacjenta. Co można było zrobić lepiej?

1. Pierwszy błąd leżał po stronie pacjenta, który bagatelizował objawy i podejmował próby samodzielnego leczenia.

2. Drugi jest błąd systemu, który uniemożliwia przeprowadzenie pełnej diagnostyki na poziomie POZ nawet tak częstych chorób, jak choroba hemoroidalna. Wystarczyłoby uzupełnienie badania fizykalnego chociażby o najprostsze badanie endoskopowe, co umożliwiłoby szybkie postawienie właściwego rozpoznania.

Potrzebne są zmiany systemowe, które skrócą drogę pacjenta do prawidłowej diagnozy. A szybsze rozpoznanie to skuteczniejsze i bardziej oszczędzające leczenie.

Jaka jest lekcja z tej historii?

  • Być może gdyby pacjent szybciej zgłosił się do lekarza, można by uniknąć rozległej operacji, a choremu zaoszczędzić cierpienia.
  • Gdyby badanie endoskopowe zostało wykonane wcześniej, prawdopodobnie guz byłby mniejszy, a wtedy moglibyśmy myśleć o leczeniu oszczędzającym. Tego dziś nie wiemy. Z takimi sytuacjami często spotykamy się w naszej praktyce, gdy opóźnienie od momentu pojawienia się pierwszych objawów do chwili, gdy faktycznie możemy rozpocząć leczenie, sięga kilku lub kilkunastu tygodni. W niektórych przypadkach są to miesiące. A to rzutuje nie tylko na sposób leczenia, ale również na perspektywę dalszego życia pacjenta.
  • Na przykładzie tego chorego chciałem powiedzieć, jak istotne jest, aby już na pierwszym etapie, kiedy chory trafia do lekarza, niezależnie, czy to będzie chirurg, czy lekarz POZ, została przeprowadzona najprostsza diagnostyka, która pozwoliłaby na skrócenie czasu do ustalenia ostatecznego rozpoznania i wdrożenia leczenia.

U tego chorego, biorąc pod uwagę polskie realia, trudno uznać, że popełniono jakikolwiek błąd. Czas oczekiwania na poszczególne etapy wcale nie był bardzo długi. Oczywiście chcielibyśmy, by droga do prawidłowej diagnozy była krótsza, by chorzy trafiali do nas z nowotworami w znacznie mniej zaawansowanym stadium.

Jak skrócić tę drogę?

Jest jeden podstawowy warunek – trzeba rozszerzyć uprawnienia lekarzy POZ i poprawić diagnostykę na etapie pierwszego kontaktu pacjenta z lekarzem.

W tym przypadku lokalizacja zmiany była dość trudna do zdiagnozowania. Guz był trochę za wysoko od brzegu odbytu, żeby wyczuć go palcem, a jednocześnie na tyle nisko, że proste badanie endoskopowe, które powinno być wykonane w gabinecie POZ, dawałoby już znacznie szybciej pewne rozpoznanie. To mogłoby skrócić drogę do postawiania prawidłowego rozpoznania, a pacjentowi zaoszczędziłoby bólu i cierpienia.

Do góry