Bez mojej zgody
Szczepienia przeciwko HPV powinny być obowiązkowe niezależnie od płci
Opracowała: Iwona Dudzik
O tym, dlaczego nie powinniśmy dyskutować o szczepieniu chłopców przeciwko HPV mówi dr n. med. Grzegorz Luboiński, chirurg onkolog z Polskiej Unii Onkologii
Coraz więcej samorządów lokalnych decyduje się na wprowadzenie programów szczepień przeciwko HPV dla swoich mieszkańców, dzięki czemu o sprawie tych szczepień znów jest głośno. Niestety, przy okazji pada wiele nieprawdziwych, wręcz szkodliwych stwierdzeń. Pojawiają się one na forach internetowych, są powtarzane publicznie i krążą, wprowadzając społeczeństwo w błąd.
Jako onkolog chciałabym zająć jasne stanowisko i o to samo proszę kolegów lekarzy: by dawali odpór mitom rozpowszechnianym przez ruchy antyszczepionkowe.
Niedoceniany sukces medycyny
Osobiście uważam, że wprowadzenie na rynek szczepionki przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego jest jednym z największych sukcesów medycyny. Po raz pierwszy medycyna dała nam środek, który pozwala zapobiegać chorobie nowotworowej. Żaden inny specyfik nie daje możliwości bezpośredniego wpływu na to, czy choroba się pojawi, czy nie. Szczepiąc, możemy wyeliminować około 90 proc. przypadków raka szyjki macicy, bo za tyle odpowiada wirus brodawczaka ludzkiego. W Polsce jest to 3500 kobiet co roku. Tylko około 200 zachorowań spowodowanych jest innymi czynnikami. Połowa z tych pacjentek do lekarza zgłasza się za późno, dlatego nie ma szans na wyleczenie.
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że wdrożenie profilaktyki, jaką jest powszechne szczepienie, mogłoby zapobiec infekcji i wystąpieniu raka szyjki macicy.
Dowodzą tego Australijczycy, którzy wprowadzili program szczepień dziewcząt w 2007 roku. Szybko dostrzegli efekty w postaci braku stanów przedrakowych i od 2013 roku rozpoczęli powszechne szczepienia, także chłopców. Dzięki temu rak szyjki macicy, który jest czwartym nowotworem u kobiet, w Australii stał się chorobą rzadką – występuje rzadziej niż u 6 na 100 tys. osób. To oznacza, że szczepionka działa i jest to bezdyskusyjne.
Australia na tych wynikach nie poprzestaje, wdraża coraz lepszą diagnostykę (podczas cytologii pobierany jest materiał do badania pod kątem infekcji HPV) i wciąż obniża liczbę zachorowań.
W Polsce jest przeciwnie. Do głosu dochodzą przeciwnicy szczepień.
Promocja inicjacji seksualnej?
Jednym z argumentów, które podnoszą, jest to, że szczepienia to promocja wczesnej inicjacji seksualnej, częstych zmian partnerów seksualnych, a nawet nakłanianie do prostytucji, ponieważ znikają obawy o zakażenie wirusem brodawczaka.
Chcę podkreślić, że takie tezy nie mają racjonalnych podstaw, co zostało udowodnione. Pod wpływem lęków rodziców Amerykanie przeprowadzili badania na dwóch dużych grupach. Opublikowana przez nich w „American Journal of Preventive Medicine” w 2016 roku praca na podstawie badań ponad pół miliona kobiet z 12 krajów nie potwierdziła tych podejrzeń. Okazało się, że nie ma żadnych naukowych dowodów, że szczepienie miało wpływ na decyzje młodzieży o wcześniejszej inicjacji. Młode kobiety i mężczyźni, rozpoczynając życie seksualne nie kierują się tym, czy istnieje ryzyko infekcji HPV, zwłaszcza że ta szczepionka nie zabezpiecza równocześnie przed zakażeniem HIV i kiłą.
Osoby, które wygłaszają tego typu stwierdzenia, opierają się więc na własnych wyobrażeniach, a nie na faktach naukowych.
Porozmawiajmy o faktach
Fakty są natomiast takie, że każda dziewczynka czy chłopiec może się zarazić na przykład przez brudne ręce lub zakładając omyłkowo cudzą bieliznę. W przypadku tego nowotworu nie ma prostej zależności między rodzajem mutacji genetycznej a jego wystąpieniem.
W moim przekonaniu szczepienia powinny być wprowadzone do kalendarza szczepień jako obowiązkowe zarówno dla dziewcząt, jak i chłopców, ponieważ nie tylko mogą oni być nosicielami, ale także sami ulec infekcji. Tymczasem w internecie pojawiły się drwiny z władz Warszawy, które szczepieniami objęły dziewczęta i chłopców. Widać tu brak wiedzy o tym, że znaczna część raków nosogardła, jamy ustnej i krtani powstaje na podłożu infekcji wirusem brodawczaka ludzkiego. Wzrost liczby tego typu infekcji w ostatnich latach spowodowały zmiany obyczajowe, w tym popularność seksu oralnego. W konsekwencji przyczynia się to do wzrostu liczby nowotworów w obrębie głowy i szyi. Nie ma powodów do ograniczania szczepień i pomijania chłopców, tym bardziej że szczepionki są bezpieczne, więc nie powodują objawów ubocznych.
Przeciwnicy szczepionek podnoszą także kwestię ich niskiej skuteczności. Twierdzą, że stosowane w programach miejskich szczepionki 2-walentne chronią zaledwie przed dwoma typami wirusów, podczas gdy opisano ponad 100 typów brodawczaka. Osobom tym chciałbym przypomnieć, że działanie onkogenne udowodniono w przypadku dwóch typów wirusów, przy czym wiedza na ten temat rośnie i w ślad za nią pojawiają się nowe szczepionki; dostępne są już także szczepionki 4- i 9-walentne. Jednak podkreślam, że stosowana w miejskich programach, np. w stolicy, 2-walentna szczepionka jest skuteczna, czego dowiodły badania australijskie prowadzone na podstawie tej szczepionki.
Zalecenie także dla dorosłych kobiet
Przy obecnym stanie wiedzy o wirusie nie powinniśmy już dyskutować, czy szczepić dziewczynki w wieku 12-14 lat, czy także chłopców. Wiemy, że warto zalecać to szczepienie całej populacji, niezależnie od wieku, szczególnie dorosłym kobietom, nawet tym zainfekowanym. Wiemy, że nosicielami jest 80 proc. ludzi. Z tego w 90 proc. przypadków dochodzi do samoistnego wyleczenia. To znaczy, że kobieta zainfekowana wirusem po kilku latach może już go nie mieć. Nic nie stoi na przeszkodzie, by ochronić ją przed ponownym zakażeniem. Co więcej, nawet gdy kobieta jest zainfekowana wirusem, nie jest to przeciwwskazaniem do wykonania szczepienia. Szczyt zachorowań na raka szyjki macicy to 50 lat. Jako onkolodzy nie zalecamy w takim przypadku unikania szczepienia.
Jak się zachować, gdy pacjent pyta o szczepienie? W przypadku osób zdrowych, które skończyły 12 lat, proponuję wykonać szczepienie. W przypadku osób chorych, np. z chłoniakami czy białaczką, należy porozumieć się z lekarzem prowadzącym terapię.