BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
W powiększeniu
Prawo Kamilka, czyli jak śmierć ośmiolatka zmieni ochronę zdrowia
Iwona Dudzik
− Rodzice, którzy krzywdzą dzieci, potrafią doskonale ukrywać prawdziwe okoliczności powstania urazów. Ich opowieści są dobrze przygotowane, wydają się wiarygodne. Dla lekarzy największym problemem, aby poznać i ukazać prawdę, jest to, że są zapracowani, brakuje im czasu na dogłębne przeanalizowanie wywiadu i objawów występujących u dzieci – mówi dr n. med. Andrzej M. Bulandra, koordynator Centrum Urazowego dla Dzieci Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach
Doktora Bulandrę cała Polska poznała, kiedy na początku kwietnia opiekował się 8-letnim Kamilkiem z Częstochowy, zakatowanym przez ojczyma. Dzięki doktorowi na jaw wyszła skala obrażeń i cierpień, które sprawiły, że dziecka nie udało się uratować: m.in. oparzenia całego ciała oraz fakt, że pomoc wezwano dopiero piątego dnia od powstania obrażeń. Dziecko rzucane było na rozgrzany piec, polewane wrzątkiem, przypalane papierosami, bite i kopane po głowie. Miesiąc wcześniej doznało złamań obu rąk i nogi.
Sprawa zbulwersowała opinię publiczną, w tym lekarzy. Dyskutując w sieci, zastanawiali się, dlaczego system zawiódł i co można poprawić po stronie ochrony zdrowia. Jakich zmian oczekują?
Młody pediatra musi radzić sobie sam
Lek. Maria Kłosińska, rezydentka, już podczas praktyk studenckich miała okazję przekonać się, że na oddziałach zdarzają się dzieci, którym nie towarzyszą rodzice. Podobnie w hospicjach – są takie, którym rodzice nie zapewnili leczenia. Odchodzą ze świata całkiem opuszczone. – Takie dzieci zapadają w pamięć – mówi dr Kłosińska.
Choć problem przemocy w różnych odsłonach jest widoczny dla pracowników placówek, to system kształcenia medyków wydaje się go nie dostrzegać – zarówno podczas studiów, jak i późniejszego szkolenia podyplomowego można nie zetknąć się z wykładami na ten temat.
− Trzeba być wrażliwym i samemu szukać wiedzy – przyznaje dr Kłosińska.
Gdy jako rezydentka zaczynała pracę w jednym z łódzkich szpitali dziecięcych, w ciągu pół roku jej dyżurów na szpitalnym oddziale ratunkowym (SOR) trafiło tam w asyście policji czworo dzieci z obrażeniami ciała.
Zdarzyła się też sytuacja, kiedy dziecko przyprowadzone na SOR przez samą matkę miało siniaki sugerujące przemoc domową. − Chłopiec był płaczliwy, mówił, że mieszkają w sześć osób w jednym pokoju, wujek jest zły, a mama wciąż pracuje. Wykorzystując fakt, że chłopiec trafił na dłużej do szpitala, poprosiłam o konsultację psychologa. On jednak stwierdził, że przemocy w tej rodzinie nie było. Pomyślałam, że niepotrzebnie wezwałam psychologa, który być może był pilniej potrzebny innym dzieciom – mówi dr Kłosińska.
Podobna sytuacja zdarzyła się innej lekarce, tym razem w podstawowej opiece zdrowotnej (POZ): matka zgłosiła się z niepełnosprawnym dzieckiem w wieku szkolnym, zaniedbanym, ze śladami wielu siniaków. Była to rodzina wielodzietna. Osoba przeprowadzająca badanie postanowiła zareagować i nie zważając na to, że pod drzwiami już rośnie kolejka pacjentów, wypełniła Niebieską Kartę. Wkrótce wpłynęła na nią skarga. Matka napisała, że jej rodzina została napiętnowana, choć w domu nie ma żadnej przemocy. Lekarka, przejęta sytuacją, zarzucała sobie, że zareagowała bez sensu. Nie pomagały pocieszenia kolegów, że dobrze zrobiła, bo lepiej dmuchać na zimne. Wciąż wyrzucała sobie, że nic nie osiągnęła, a jeszcze zaszkodziła i tym ludziom, i sobie.
Przemoc nieatrakcyjna dla sponsora
Z podobnymi dylematami kolegów często styka się lek. Piotr Hartmann, pediatra, lekarz kierujący Pionem Zachowawczym i Klinicznym Oddziałem Pediatrii w Szpitalu im. Dzieci Warszawy w Dziekanowie Leśnym, który od 2011 r. jest przewodniczącym Zespołu Interdyscyplinarnego ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie dla Dzielnicy Bielany m.st. Warszawy. Lekarz, współpracując z Ogólnopolskim Pogotowiem dla Ofiar Przemocy w Rodzinie, opracował algorytmy postępowania w przypadku podejrzenia przemocy w rodzinie wobec dziecka.
Jego zdaniem nie tylko studenci i rezydenci mają niedosyt wiedzy o tym, jak reagować w razie dostrzeżenia przypadku przemocy domowej. Doświadczonym lekarzom także jej brak. – Trudno się dziwić, skoro temat jest praktycznie nieobecny na konferencjach medycznych. Powód jest prosty: dla tej tematyki nie ma sponsorów – mówi lek. Hartmann.
Jednak czasem, zupełnie niespodziewanie, podczas konferencyjnych wykładów problem przemocy wobec małych pacjentów sam wypływa. – Wykładowca przedstawia opisy przypadków i nagle stwierdza na przykład, że diagnostykę lub leczenie przerwano, a stan dziecka pogorszył się drastycznie. Rodzice przestali stosować się do zaleceń, nie zgłaszali się z dzieckiem na kontrole.
Pytam: „Dlaczego nic nie zrobiliście? Można było zastosować Niebieską Kartę” i widzę zaskoczenie. „Nooo… konsultowaliśmy się z działem prawnym szpitala, ale stwierdzili, że to tajemnica lekarska, poza tym jest ustawa o danych osobowych, nie wolno nam” – pada odpowiedź. To świadczy o tym, jak wiele dezinformacji panuje w tym obszarze − mówi dr Hartmann.
Słowa lekarza znajdują odzwierciedlenie w statystykach. Dane do nich zbierane są w procedurze Niebieskich Kart, wprowadzonego w 1998 r. i rozszerzonego w 2011 r. systemu pomocy i monitoringu rodzin, w których zgłoszono przypadki przemocy. W 2021 r. wypełniono 82 tys. formularzy, wszczynając procedurę Niebieskich Kart. Zdecydowaną większość zainicjowała policja (78% – na podstawie danych z 2021 r.), 13% − pomoc społeczna, 4% − przedstawiciele oświaty, 3% − gminne komisje rozwiązywania problemów alkoholowych, a jedynie 1% − pracownicy ochrony zdrowia.
Lekarze mogą też w rozpoznaniu wpisać kod zespołu dziecka maltretowanego (kod ICD-10: T74). Co ważne, tym kodem objęte są różne formy przemocy wobec dziecka – nie tylko przemoc fizyczna, ale i psychiczna, seksualna oraz zaniedbanie. W Polsce jest raportowanych jedynie ok. 30 takich przypadków rocznie. Dane te nie odzwierciedlają skali problemu. Kod dotyczący przyczyny – w tym przypadku kod zespołu dziecka maltretowanego – jest nieobowiązkowym dodatkiem do kodu podstawowego, opisującego bezpośrednią przyczynę zgłoszenia się dziecka do lekarza, czyli np. „uraz” lub „złamanie”.