BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
Słowo wstępne
Słowo wstępne
Waldemar Banasiak
Szanowni Państwo,
Od czasu objęcia urzędu prezydenckiego Barack Obama wraz z administracją czyni wielkie wysiłki związane ze zreformowaniem służby zdrowia w USA. Ta wielowymiarowa reforma ma dotyczyć praktycznie wszystkich elementów składających się na funkcjonowanie systemu opieki zdrowotnej w tym kraju. Bez wątpienia jest to zadanie wyjątkowo trudne, którego efektów będzie można oczekiwać nie wcześniej niż za kilka lat, a które mogą być powodem albo wielkiego sukcesu, albo porażki obecnego prezydenta. Czytając założenia tej reformy, a także różne komentarze, cały czas się zastanawiam, jakie konsekwencje mogą z jej wprowadzenia wynikać dla naszego kraju. Pozornie mogłoby się wydawać, że żadne lub niewielkie, ponieważ po pierwsze – dokonywane są za Atlantykiem, a po drugie – dotyczą systemu, który z systemem funkcjonującym w Polsce ma niewiele wspólnych cech. W kontekście tak intensywnych starań obecnej ekipy rządzącej w USA o zreformowanie systemu opieki zdrowotnej nieco w sprzeczności są nasze dotychczasowe o nim wyobrażenia, uważaliśmy go bowiem za bardzo dobry i godny naśladowania. Z tego powodu my, Polacy, powinniśmy się bacznie przysłuchiwać odgłosom zza oceanu i dokonywać głębokich analiz oraz wyciągać wnioski, które mogą okazać się przydatne w reformowaniu naszej opieki zdrowotnej.
Jednym z istotnych fragmentów tej reformy jest próba uregulowania relacji lekarzy z firmami farmaceutycznymi i sprzętowymi, czyli tej sfery, która rodzi bardzo wiele kontrowersji, również w Polsce. Opinie przedstawiane przez różne instytucje analizujące te relacje są rozbieżne. Jedni uważają, że powinno się wybudować wysoki mur oddzielający środowisko lekarskie od przemysłu farmaceutycznego, a drudzy są za uregulowaniem tych relacji na wszystkich poziomach wzajemnego oddziaływania. Osobiście jestem zwolennikiem tego drugiego rozwiązania. Myślę, że aktualnie po obu stronach jest wiele osób, które myślą podobnie i chcą wprowadzenia przejrzystych zasad kooperacji pozwalających uniknąć podejrzeń, zwłaszcza z kręgu korupcyjnego. Praktykującym lekarzem jestem od 28 lat i w tym czasie miałem sposobność na różnych kolejno zajmowanych stanowiskach obserwować relacje lekarz–firmy. Oczywiście można było dopatrzyć się różnych nieprawidłowości w tych relacjach, ale warto także wspomnieć o pewnych pozytywnych aspektach. Wśród nich bez wątpienia na pierwszym miejscu wymienię zaangażowanie firm w proces edukacji podyplomowej w ciągu ostatnich dwóch dekad. Nie znam dokładnych danych liczbowych, ale śmiem twierdzić, że mówimy o setkach milionów złotych (w USA w 2007 r. była to kwota ok. 1,25 mld dol.). Czasami zastanawiam się, jak wyglądałby proces edukacji polskich lekarzy bez tego wsparcia. Jeśli mielibyśmy z niego zrezygnować, to rodzi się pytanie: czy mamy gotowy plan alternatywny? Kolejną kwestią, która powinna zostać jednoznacznie rozstrzygnięta, to zasady korzystania z doświadczenia lekarskiego i wiedzy ekspertów przez firmy. Wielokrotnie brałem udział w tego typu spotkaniach i za każdym razem odnosiłem wrażenie, że uczestniczę w czymś bardzo istotnym, co będzie miało ważne pozytywne konsekwencje dla pacjentów. W trakcie kilkugodzinnej burzy mózgów rodziły się różne koncepcje, które były wartościowe dla obu stron. Strach pomyśleć, gdyby z tego doświadczenia przemysł farmaceutyczny nie chciał skorzystać! Oczywiście jestem zwolennikiem pełnej jawności i kontroli konfliktu interesów między lekarzami a firmami. Tak jednoznaczne postawienie tej kwestii może tylko przyczynić się do wyeliminowania niezgodnych z prawem i etyką działań. W ostatnich miesiącach uczestniczyłem w licznych spotkaniach z lekarzami i przedstawicielami firm i odnoszę wrażenie, że obie strony mają dość ciężkiej atmosfery, która kładzie się cieniem na wspólne działania. Wyczuwa się pilną potrzebę uregulowania wzajemnych relacji na wielu płaszczyznach. Czasami wydaje mi się, że oczekujemy na gotowe rozwiązania zza Atlantyku, i takie możemy otrzymać, gdy prezydentowi Obamie powiedzie się plan reform. Jeżeli zaś nie, wówczas nadal będziemy tkwić w szarej strefie relacji lekarz–firmy. Dlatego nie ma co oczekiwać na ostateczne rozwiązania w USA, tylko czym prędzej trzeba rozwiązać ten problem własnymi siłami. Wierzę, że jest to możliwe, ponieważ tam, gdzie brak jasnych reguł gry, tam istnieje duże pole do stosowania niedozwolonych i niezdrowych praktyk.
Życzę Państwu przyjemnej lektury.