ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Ekspresowe badania
Jak wspominał prof. Krwawicz, sama idea, by zastosować niską temperaturę w zabiegu usuwania zaćmy, zrodziła się podczas prac eksperymentalnych, w których starano się określić, jakie są możliwości przechowywania przygotowanych do przeszczepu rogówek i soczewek poddanych liofilizacji. Najpierw jednak należało znaleźć sposób na wydobycie z oka zwierząt doświadczalnych soczewki w taki sposób, by jej podczas tej czynności nie uszkodzić. Jak podkreślał prof. Krwawicz, już tutaj pojawiła się trudność, gdyż nawet przy najostrożniej prowadzonej manipulacji w większości przypadków dochodziło do uszkodzenia torebki. Jedną z metod, jaką wówczas postanowiono zastosować, by przezwyciężyć ten kłopot, było zamrożenie soczewki przed jej usunięciem. Za pomocą zwykłego miedzianego drutu, którego koniec zanurzono w suchym lodzie i alkoholu metylowym, starano się zamrozić odsłoniętą soczewkę. W trakcie zamrażania soczewki zaobserwowano ścisłe przyleganie torebki i masy podtorebkowej do powierzchni drucika. Co więcej, stwierdzono wówczas, że tak przygotowanym przyrządem można było zamrozić tylko stosunkowo niewielką powierzchnię, a zatem o zestaleniu całej soczewki nie było mowy. Prof. Krwawicz nie krył zawodu, pewien, iż testowana przez niego metoda okazała się całkowicie bezużyteczna. Kiedy jednak starano się usunąć drucik i oderwać go od powierzchni soczewki, okazało się to niemożliwe. Przyrząd mocno związał się z zamrożoną torebką i częścią mas podtorebkowych. Prof. Krwawicz wspominał, że o wiele prościej było w tych warunkach przemieszczać soczewkę, niż zerwać z nią kontakt. Zjawisko adhezji utrzymywało się dość długo, dzięki czemu zyskiwano czas na swobodne manewrowanie soczewką. I to wówczas zakiełkowała myśl wykorzystania niskiej temperatury w zabiegach chirurgicznych oka, szczególnie w operacjach zaćmy, którą można było tym sposobem uchwycić.
Kolejne miesiące poświęcono na badania zmierzające do opracowania metody zabiegowej i na skonstruowanie właściwego narzędzia. Już w 1959 roku wykonano pierwszy zabieg usunięcia zmętniałej soczewki u człowieka. Tak wczesne wprowadzenie krioekstrakcji, niemal z dnia na dzień po eksperymentach na zwierzętach, było obarczone znacznym ryzykiem. Nie potrafiono bowiem przewidzieć ani faktycznej siły adhezji, dokładnego czasu jej trwania, ani skutków działania niskiej temperatury na sąsiadujące tkanki. Znano oczywiście, i to już od dość dawna, zniszczenia, jakie mogą powstać w materii żywej poddanej działaniu niskich temperatur. Nie potrafiono jednak przewidzieć, jaki będzie końcowy efekt w przypadku tak prowadzonych zabiegów okulistycznych. Szczęśliwie wszystko kończyło się pomyślnie, a kolejne operacje przynosiły potwierdzenie skuteczności tego rozwiązania.
Udoskonalanie metody
Selig Percy Amoils ulepszył sondę opracowaną przez zespół lubelski i wykorzystał jako chłodziwo ciekły podtlenek azotu i skroplony tlenek węgla.
Pierwsze doniesienia o sukcesach lubelskiego zespołu podano podczas XXVII Zjazdu Polskiego Towarzystwa Okulistycznego, w Poznaniu w 1960 roku. Wystąpienie prof. Krwawicza wywołało ożywioną dyskusję. Zdawano sobie już wówczas sprawę, że oto otwiera się nowy rozdział w dziejach chirurgii. W 1961 roku prof. Krwawicz ostatecznie dopracował metalową sondę, którą zanurzano w mieszaninie alkoholu i zestalonego dwutlenku węgla, by następnie jej końcówkę wprowadzić wewnątrztorebkowo podczas zabiegu ekstrakcji zaćmy. Sondy stanowiły główną część opracowanego przez zespół prof. Krwawicza urządzenia, które kształtem przypominało aplikator. Przy jego konstrukcji zastosowano przede wszystkim miedź, ze względu na doskonałe cechy termicznego przewodnictwa. Miedź następnie poddano niklowaniu. Samo urządzenie, nazwane krioekstraktorem (cryoextractor), spisywało się dobrze i było niemal bezustannie poddawane modyfikacjom.
Najważniejszym problemem, z jakim borykał się zespół prof. Krwawicza, był stosunkowo krótki czas efektywnego obniżenia temperatury. Wymuszało to na operatorach pewien pośpiech w prowadzeniu zabiegu, a tym samym mogło obniżyć skuteczność poczynań chirurgów. Niebawem południowoafrykański oftalmolog Selig Percy Amoils (ur. 1933), podążając drogą wytyczoną przez zespół lubelski, ulepszył sondę, wprowadzając jako chłodziwo ciekły podtlenek azotu i skroplony tlenek węgla, jak również wprowadzając szereg ulepszeń technicznych w samych krioekstraktorach.
I jakkolwiek nie brakowało osób sceptycznie nastawionych do takiego postępowania operacyjnego, to jego zalety nader szybko zostały wykazane w praktyce leczniczej. Na przestrzeni kilku lat zamrażanie rogówki w trakcie usuwania zaćmy stało się powszechnie stosowaną metodą. Już w 1962 roku postanowiono wykorzystać niską temperaturę w zabiegach mających powstrzymać proces odwarstwiania się siatkówki. W rok później podjęto pierwsze próby zastosowania krioekstrakcji w leczeniu operacyjnym zaćmy wrodzonej, jak również jaskry. Kriochirurgia stała się faktem.