BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
B.H.: Są determinanty usprawiedliwiające akt samobójstwa. Jednym z nich jest brak pomocy ze strony tych, którzy tę pomoc mogli ofiarować. Jako młody człowiek uważałem, że to coś strasznego, że ktoś zadaje sobie ból i chce odejść z tego świata. Im głębiej sięgałem w problematykę, wczytywałem się w listy pożegnalne, docierało do mnie, że każdy przypadek ma swoje indywidualne oblicze.
Każda z tych osób czekała na pomoc, której nie otrzymała, czasami trudno wręcz wyobrazić sobie, z jakimi problemami spotykały się w życiu, jak przerastały one jakiekolwiek ich możliwości psychiczne i fizyczne. Nie oznacza to, że nie da się pomóc tym osobom, ale że trudno je winić za taką decyzję.
Kilka razy udało mi się pomóc. Pamiętam audycję, którą prowadziłem w telewizji. Zadzwonił do mnie student prawa, który pracował dorywczo jako strażnik. Powiedział, że dwa razy chciał popełnić samobójstwo. Trafił na moją książkę „Samobójstwo – przypadek czy konieczność”. Powiedział, że gdy ją przeczytał, nabrał ochoty do życia. Później odbyłem badania pilotażowe ze 100 osobami, które usiłowały popełnić samobójstwo. Kilka przyznało, że czekało na taką książkę, szczególnym zainteresowaniem cieszyły się wśród nich rozdziały o filozoficznym, religijnym i psychologicznym aspekcie samobójstwa. Na podstawie tych badań napisałem książkę „Przywróceni życiu”.
PpD: Jak skutecznie pomagać?
B.H.: Zawsze podkreśla się multimotywacyjne uwarunkowania aktu samobójstwa. Na przyczyny należy patrzeć wielokierunkowo. Wśród dokonujących samospaleń duży odsetek stanowią osoby dotknięte chorobą psychiczną, ale nigdy nie jest ona jedynym czynnikiem decydującym o zakończeniu życia, tym bardziej w przypadkach tak ekstraordynaryjnych jak śmierć Piotra Szczęsnego.
Wiele jest sposobów i instytucji pomagających osobom borykającym się z myślami samobójczymi, zawsze można powiedzieć, że i tak niewystarczająco dużo. Najprostszą metodą jest jednak okazywanie zwykłej ludzkiej życzliwości. Wydaje się to bardzo proste, ale wątpię, by można było się tego nauczyć. Instytucja nie zastąpi tego, co człowiek może dać człowiekowi.
PpD: Czy w naszym stosunku do samobójców jest miejsce na poczucie odpowiedzialności?
B.H.: Niewielu z nas czuje się odpowiedzialnych za czyjąś śmierć. To bardzo rzadkie zjawisko. Raczej odrzucamy tę myśl, tłumaczymy sobie, że przecież byśmy pomogli, gdybyśmy tylko wiedzieli. Inaczej życie byłoby nie do zniesienia.
Nawet kierowca, który nieumyślnie spowodował wypadek, będzie szukał usprawiedliwienia. Jest to zgodne z naszą naturalną tendencją do utrzymania dobrej kondycji psychicznej, higiena nam to podpowiada. To naturalny odruch, żeby odsuwać od siebie oskarżenia, obciążające myśli.
PpD: Jak myśleć o samobójstwie jako proteście w napiętej sytuacji polityczno-społecznej?
B.H.: Wiele osób widzi mankamenty, niedoskonałości i zagrożenia, ale tylko bardzo nieliczni decydują się na takie akty. Piotr Szczęsny musiał mieć poczucie misji – chciał wstrząsnąć sumieniem narodu, nie mając przy tym gwarancji, że to osiągnie. Podjął decyzję nierokującą nadziei na szybką realizację. Cel musiał być wyższy niż sama zmiana. Poczucie posłannictwa może się wydawać czynnikiem decydującym. Nikt tej śmierci nie weźmie pod uwagę, podejmując decyzje polityczne. Równie dobrze mógł myśleć: „Przez śmierć nie pomogę, przez aktywne życie mogę”.
Samospalenie łączy się z ogromnym dodatkowym cierpieniem. Śmierć nie następuje błyskawicznie, ale powolnymi etapami, co powoduje wzmocnienie bólu. Samobójcy dokonujący aktu w ten sposób manifestują rozstanie się z życiem.
Jak w przypadku każdego samobójstwa, są symptomy, które mogą budzić podejrzenie – osoby dokonujące samospaleń są owładnięte jakąś konkretną ideą, często mówią, że dzieje się źle, że coś z tym trzeba zrobić. Często są to osoby, które dodatkowo wykazują jakiś deficyt w konkretnej sferze psychiki – intelektualny, uczuciowy lub inny, raczej dotyczy to osobowości depresyjnych czy o cechach schizofrenicznych lub z innymi zaburzeniami o różnym stopniu nasilenia.
Celowy jest wybór widowni, wywołanie określonej sensacji. Motywy, tak samo jak cele, są wielorakie – najczęściej polityczne, religijne, ale i związane z osobowością człowieka. Można przypuszczać, że osoba mająca niską samoocenę, której cierpienia przysparza to, iż czuje się niedoceniana w środowisku, wybiera taką formę, aby być postrzegana jako człowiek heroiczny. Jest to rodzaj promocji własnej śmierci.
PpD: WHO przypomina o zaleceniach dotyczących przekazywania informacji o samobójstwie w mediach, według których powinno się podkreślać możliwości znalezienia pomocy oraz odebrać wydarzeniu sensacyjność. Jak pan ocenia reakcję mediów w Polsce?
B.H.: Moim zdaniem była umiarkowana, nie dało się wyczuć ani potępienia, ani gloryfikowania tej śmierci. Można powiedzieć, że reakcja była prawidłowa. Przebijały natomiast próby podkreślenia domniemanej choroby psychicznej Piotra Szczęsnego, na czym najwyraźniej zależało sprawującym władzę. Na miejscu premiera lub prezydenta zdecydowałbym się na merytoryczną analizę wszystkich 15 punktów. Władzy jest na rękę o nim zapomnieć. Teraz będzie cicho, ale nastąpi jeszcze renesans tej sprawy. Za rok, dwa, w okolicy wyborów nadane zostanie tej śmierci znaczenie symboliczne.
PpD: A naród? Będziemy próbowali odrzucić dręczące myśli?
B.H.: Z reguły te śmierci doraźnie wywołują spontaniczną reakcję obywateli, ale utrwala się ona w świadomości społecznej dopiero po kilku latach. Może się tak dziać na skutek przeszkód natury organizacyjnej – jeśli ktoś protestuje przeciwko dyktaturze, a ona trwa, trudno oczekiwać zorganizowanej reakcji społecznej. Jednak dzieje losów się odmieniły, Polska przeszła gruntowne zmiany ustrojowe. W dzisiejszych warunkach zainteresowanie takim przypadkiem jest wręcz zalecane. Choć nadal, jeśli partia rządząca nie chce, by ta sprawa zrobiła się zbyt głośna, może sięgnąć po mechanizmy, które stępią ostrze opinii społecznej. Minie trochę czasu, zanim ta śmierć dotrze do naszej świadomości. Jeśli naród ma rozwinięty zmysł wrażliwości społecznej i politycznej, w jego pamięci to wydarzenie urośnie do rangi mitu i w takiej formie będzie pielęgnowane.
PpD: Polacy mają taką wrażliwość?
B.H.: Zdaje mi się, że tak, choć jesteśmy przygnieceni różnymi troskami dnia codziennego.