ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Felieton
Co gryzie profesora Wciórkę?
prof. dr hab. n. med. Jacek Wciórka
Michel Foucault dowodził, że każda epoka dziejów ludzkich społeczności znajduje właściwą sobie grupę negatywnego odniesienia. Jej wyodrębnienie miałoby być symbolicznym i nie tylko symbolicznym wskazaniem widomego, nazwanego oraz w pewnym stopniu okiełznanego zła, dzięki czemu pozostali zyskują społeczną przestrzeń do życia w spokoju, z poczuciem ładu, spełnienia i wolności.
Ceną takiego rozgraniczania złych od dobrych byłaby świadomość granic, których przekroczenie przesuwa do cienia, czasem bezpowrotnie.
Aksjologiczny wymiar epoki miałby wyznaczać sposób definiowania owego zła, jako – dla przykładu – potępienia, opętania, grzeszności, zarażenia czy przestępstwa, a także wskazywać, jak następuje owo przesunięcie w cień i czy przesuniętym pozostawiane są jakieś szanse oczyszczenia i powrotu. Zło bywało karane śmiercią, uwięzieniem, wygnaniem, poniżeniem, różnego rodzaju izolacją lub choćby koniecznością noszenia jakiegoś znaku sygnującego przynależność do grupy wykluczonych ze wspólnego świata, skierowanych do jakiegoś niebytu, jakiejś próżni lub niszy społecznej.
Wspomniany filozof przekonywał, że pojęcie choroby psychicznej zyskało uznanie w czasie wycofywania się wielkich epidemii trądu, a opatrzeni takim znakiem ludzie zajęli w świadomości społecznej miejsce trędowatych i zaludnili pustoszejące leprozoria. Zwłaszcza w epoce oświecenia „nie-rozum” (zachowania wykraczające poza zakres dostępnego rozumienia) tracił znaczenie nieracjonalnego „szaleństwa” na rzecz racjonalnej „choroby” poddającej się „mędrca szkiełku i oku”.
Powstała psychiatria, która już drugie stulecie z wielkim nakładem entuzjazmu dowodzi swej wiarygodności i naukowości. Wbrew czasem nasilającemu się oporowi krytyków naruszających pewność jej założeń i aksjomatów.
Wspominam o tych historyczno-filozoficznych domniemaniach, dodajmy, że uważanych za kontrowersyjne, szukając źródła siły, z jaką tendencje do naznaczania, piętnowania i wykluczania torują sobie drogę we współczesnym świecie. Wydawałoby się, że pamiętając o setkach tysięcy chorych psychicznie Europejczyków, wysterylizowanych, zagłodzonych, wyniszczonych lub zamordowanych w XX stuleciu tylko dlatego, że ich „życie nie zasługiwało, by żyć”, raz na zawsze zrezygnujemy z prób pozbawiania ich człowieczeństwa, godności i praw.
A jednak tak się nie stało.
Oto kilka przykładów.
Co powoduje, że dzieci od najmłodszych lat uczone są i oswajane z pejoratywnie zabarwionymi gestami i słowami w odniesieniu do osób chorujących psychicznie?
Jak to się dzieje, że przysłowiowy byle kto nie napotyka na zdecydowany sprzeciw publiczności, bezmyślnie używając terminologii psychiatrycznej do poniżenia adwersarza w takim czy innym sporze?
Albo dlaczego znani aktorzy na polityczne zamówienie gotowi są w jarmarcznym stylu szydzić z cierpienia chorych?
Dlaczego nikt nie krzyczy na alarm, gdy rzecznik niegdysiejszego polityka obwieszcza, że „czas skończyć z bezkarnością przestępców i chorych psychicznie”?
Jakimi zakolami wędruje umysł profesora uczelni lekarskiej, by etykietować inaczej myślących jako „paranoików i psychopatów” i dlaczego uczelnia milczy?
Dlaczego my, psychiatrzy, tak bezrefleksyjnie używamy słów, o których wiadomo, że mogą ranić czy choćby odbierać nadzieję?
Dlaczego sędziowie najświatlejszego sądu konserwują przepis zakazujący chorym małżeństwa?
Dlaczego tu i tam powraca widmo eutanazji chorych psychicznie?
Czy to tylko skutki ignorancji albo braku wyobraźni, czy też steruje takim zachowaniem jakieś ukryte, ale głęboko wdrukowane i – niestety – zaaprobowane założenie? Że tak można, że wypada, że trzeba, bo wtedy my – normalni, zdrowi, niedotknięci cierpieniem, mądrzejsi, wybrani – czujemy się lepiej, wiemy lepiej, jesteśmy lepsi i żyjemy lepiej. A nasz świat się nie zawali ani nie zdekomponuje. Ale przypomnę:
Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając