BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
Na ważny temat
Psychoedukacja rodziny w leczeniu choroby afektywnej dwubiegunowej (ChAD)
O roli bliskich pacjentów z chorobą afektywną dwubiegunową, którzy powinni uczestniczyć w leczeniu nie tylko w roli wspierających, lecz również otrzymujących wsparcie, z prof. dr. hab. med. Andrzejem Czernikiewiczem, kierownikiem Katedry i Kliniki Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, rozmawia Jerzy Dziekoński
PpD: Uważa pan, że w trakcie leczenia choroby afektywnej dwubiegunowej terapią należy objąć zarówno pacjenta, jak też jego rodzinę. Dlaczego?
PROF. ANDRZEJ CZERNIKIEWICZ: Jest to koncepcja psychoedukacji, która początkowo była rozwinięta nie w odniesieniu do zaburzeń psychicznych, lecz do chorób wymagających przewlekłego leczenia, konkretnie cukrzycy. Diabetolodzy byli pierwsi. Zauważyli, że czym innym jest skuteczność leków w warunkach klinicznych, a czym innym tzw. efektywność w warunkach domowych.
Rodzina odgrywa niesłychanie istotną rolę: może wspierać lub demobilizować pacjenta. Podobnie jest z leczeniem wszystkich zaburzeń psychicznych. Sądzę jednak, że przede wszystkim w przypadku choroby afektywnej dwubiegunowej wsparcie psychosocjalne – bo nie jest to dosłownie psychoterapia, tylko działanie do niej zbliżone – jest bardzo istotne. W przypadku schizofrenii są to działania nakierowane na pacjentów i ich rodziców, w przypadku ChAD – częściej na pacjentów i ich współmałżonków, partnerów.
PpD: Skąd ta różnica?
A.Cz.: Różnica wynika z tego, że początki schizofrenii ujawniają się w stosunkowo młodym wieku i bardzo negatywnie wpływa to na relacje między ludźmi, nie pozwala na tworzenie związków. Dlatego częściej wsparciem dla chorych są rodzice, a najczęściej matka. Mimo że ChAD również pojawia się dość wcześnie, to jej objawy najbardziej dotkliwe są już w dorosłym życiu, kiedy chorzy są w małżeństwach i związkach. Prawidłowość tę widać doskonale na spotkaniach psychoedukacyjnych.
PpD: Jaka jest zatem rola rodziny?
A.Cz.: Po pierwsze, rodzina jest w stanie wychwycić sygnały informujące o nawrocie choroby. Po drugie, później, w leczeniu przewlekłym, pomaga zapobiec nawrotom choroby afektywnej dwubiegunowej. Problem braku współpracy ze strony rodziny wpływa na stan pacjenta zarówno w fazie depresyjnej, kiedy pacjent nie widzi sensu leczeniu, bo przecież nie przyniesie to rezultatów, jak i w okresie manii, kiedy nie dostrzega konieczności leczenia. Badania pokazują wyraźnie, że co najmniej połowa pacjentów w stanie eutymii, czyli między fazami depresji i manii, również wykazuje niską współpracę przy leczeniu. Trzeba podkreślić, że choroba afektywna dwubiegunowa dosyć dobrze poddaje się terapii w porównaniu z innymi schorzeniami psychicznymi, pod warunkiem że jest to leczenie przewlekłe.
PpD: Rodzina pełni zatem rolę filtra nastrojów, wyłapującego stany chorobowe, kiedy pacjent sam nie jest do tego zdolny.
A.Cz.: Tak, ale nie tylko. Rodzina może zapobiegać pewnym negatywnym zachowaniom: z jednej strony odrzuceniu leków, z drugiej – przyjmowaniu narkotyków lub piciu alkoholu. Są to środki, które z reguły mają działanie promaniakalne, więc pacjent, będąc w depresji, może mieć naturalną tendencję do picia alkoholu czy do używania innych środków podwyższających nastrój. Mieliśmy też do czynienia z sytuacjami, kiedy dochodziło do nadużywania leków antydepresyjnych, po to żeby zmienić fazę choroby. Mam kilkoro pacjentów, dla których faza depresyjna jest tak potwornym doświadczeniem, że wiedząc o możliwości przejścia w fazę maniakalną za pomocą antydepresantów, są skłonni takie ryzyko podjąć. Rodzina, obserwując pacjenta, jest w stanie wychwycić moment, w którym zaczyna się on zbyt mocno leczyć na własną rękę. I to jest bardzo ważne.
PpD: Odrzucenie leków, picie, narkotyki, leczenie na własną rękę – jakie konkretne rady co do postępowania powinni otrzymać członkowie rodzin? Jakie metody stosować, co robić, gdy przegrywają? Co psychiatrzy powinni przekazać bliskim osoby chorej?
A.Cz.: Przede wszystkim rodzina powinna mieć świadomość, że taka sytuacja, jeśli już nie wystąpiła, to zapewne wystąpi. To trzeba mieć cały czas w pamięci i uczulić na to rodzinę. Ważne jest też pokazanie plusów wynikających z leczenia, zapewnienie, że mimo trudności ma ono sens. Kolejnym elementem jest alkohol. Terapeuta musi wyraźnie dać do zrozumienia, że picie jest czynnikiem pogarszającym stan pacjenta. Dość często spotykam się z podwójną diagnozą – ChAD i uzależnienie od alkoholu albo nadużywanie alkoholu. W odniesieniu do choroby, utrudnia to leczenie. Dlatego bardzo istotnym elementem terapii jest przekazanie tych informacji i samemu pacjentowi, i rodzinie, żeby – w przypadku nadużywania alkoholu – ograniczyć jego spożycie.
PpD: A co ze wsparciem psychologicznym? Rodzina znajduje się przecież w bardzo trudnej sytuacji.
A.Cz.: Absolutnie jest potrzebne. Rodzina jest w kleszczach teorii wyrażanych emocji i teorii brzemienia choroby. Z jednej strony rodzi się wrogość wobec pacjenta, którego stan zaburza jej funkcjonowanie, z drugiej – trudne do zniesienia brzemię, krytyczna ocena otoczenia. Znajdując się pod mikroskopem obserwacji sąsiadów czy dalszej rodziny, bliscy chorego także wymagają wsparcia, a na początku leczenia przede wszystkim pomocy w zrozumieniu problemu, że to nie jest zła wola, że to nie jest zwykłe draństwo, tylko choroba. Pewnie dla ludzi istotne jest również, żeby mieć świadomość, że nie są jedyną rodziną dotkniętą chorobą psychiczną. Na sesjach psychoedukacji największą zaletą jest fakt, że rodziny mogą między sobą wymienić się doświadczeniami, spostrzeżeniami. Nie chodzi tu o Schadenfreude, lecz o świadomość, że problem dotyczy również innych. Ludzi z chorobą afektywną dwubiegunową w populacji ogólnej – możemy wzorować się na badaniach amerykańskich – jest około 3 proc. Jak łatwo policzyć, co trzydziesta rodzina zmaga się z tego typu problemem.
PpD: Dostęp do psychoterapii w Polsce łatwy nie jest. Jak to wygląda u pana w klinice? Czy są organizowane spotkania psychoedukacyjne? Czy jest psychologiczne wsparcie rodzin?
A.Cz.: Rzeczywiście, pomoc tego typu w Polsce zdecydowanie kuleje. Wziąwszy pod uwagę te ośrodki, które znam, sesje psychoedukacji dla pacjentów i ich rodzin odbywają się w trzech placówkach w kraju. U nas spotkania psychoedukacyjne dla rodzin funkcjonują od trzech lat. Odbywają się raz na dwa tygodnie w godzinach popołudniowych, aby potrzebujący mogli bez problemów na nie dotrzeć. Mimo że trwa to już od trzech lat, muszę powiedzieć, że są rodziny, które przychodzą na każde spotkanie.
PpD: A co z tymi, które chorobę negują?
A.Cz.: Niestety mamy z tym do czynienia bardzo często. Jest to normalny mechanizm obronny: mechanizm wyparcia, kiedy nie godzę się z chorobą albo godzę się na jej ukrywanie w zaciszu domowym. Nawet są takie sytuacje, że pacjenci, wstydząc się lub obawiając się reakcji rodziny, przynoszą pracodawcom zwolnienia od wszystkich innych lekarzy, tylko nie od psychiatry. Takie wyparcie jest olbrzymie. Obserwujemy to na psychoedukacji. Kiedy rodzina pojawia się po raz pierwszy, wyzwolenie się z oporów jest tak potężne, że nie jest możliwe dopuszczenie do głosu kogoś innego. Ludzie po prostu mówią, bo muszą wyrazić swoje negatywne emocje w odniesieniu do pacjenta i do samych siebie, bo często mają ogromne poczucie winy. Pojawiają się pytania, dlaczego spotkało to naszą rodzinę, gdzie zawaliliśmy coś w procesie wychowania czy w codziennym życiu, że nasz syn, córka czy mąż, żona zaczęli chorować.
PpD: Jak zatem docierać do takich osób?
A.Cz.: Opór jest normą. Im większy, tym wyraźniejszy sygnał, że rodzina wymaga terapii. Są różne metody, rozmowy, wywiady motywujące. Można mówić o pozytywach wynikających z leczenia, można razem z rodziną i pacjentem sporządzić wykres przebiegu choroby oraz wykres z okresu przyjmowania leków, a także z okresów nadużywania alkoholu. Razem porównać wyniki, zobaczyć, w jaki sposób wpływa to na zachowanie pacjenta i w jaki sposób rzutuje na rodzinę. Szybko okaże się, że leczenie przynosi same plusy. To może być przekonujące.