Organizacyjnie taki ośrodek polega na funkcjonalnym połączeniu poradni i oddziału szpitalnego. Chory z raną leczony jest generalnie w poradni, gdzie podczas większości wizyt zajmują się nimi pielęgniarki według ustalonego przez zespół planu, a pacjent trafia na oddział tylko wtedy, kiedy tego wymaga, na krótko, do wykonania konkretnej procedury. Jest to model optymalny dla chorego i najtańszy dla systemu opieki zdrowotnej, ponieważ mniej chorych ma powikłania wymagające kosztownego leczenia i mniej traci kończyny, zmniejsza się obciążenie oddziałów szpitalnych, a także obniżają się wydatki na refundację materiałów opatrunkowych, wobec znacznego skrócenia czasu gojenia ran.

MT: Jakie widzi pan rozwiązanie?

P.L.: Zadaniem dla systemu opieki zdrowotnej jest stworzenie sieci ośrodków, tak jak przed chwilą opisałem, rozpoczynając od pierwszego, który będzie spełniał funkcję placówki referencyjnej, kształcącej kolejnych specjalistów. Powinien powstać z udziałem uczelni medycznej, dlatego że wulnerologia nie różni się niczym od innych gałęzi medycyny, a wiodące ośrodki kliniczne, oprócz leczenia i kształcenia, zajmują się również pracą naukową. Badania naukowe w dziedzinie leczenia ran przeżywają wielki rozkwit w Europie i na świecie, ale raczej nie w Polsce.

Tworząc sieć ośrodków, należy jak zawsze brać pod uwagę epidemiologię. Przypominam zatem, że mówimy o 200-250 tysiącach chorych z cukrzycowym owrzodzeniem stóp, a łącznie o około milionie chorych z raną trudno gojącą się.

Na poziomie podstawowym należy zwrócić uwagę na opiekę w POZ. Lekarze rodzinni i pielęgniarki środowiskowe muszą otrzymać wsparcie w postaci możliwości skonsultowania chorego w nieodległym ośrodku specjalistycznym i skierowania go tam w razie potrzeby. Jednocześnie powinni być przygotowani organizacyjnie i merytorycznie do kontynuowania zleconego postępowania, wychwytywania ryzyka powikłań i aktywnego zapobiegania nawrotom.

Dla lekarzy to oczywiste, że medycyna się rozwija, zalecenia się zmieniają i trzeba się stale uczyć, żeby być na bieżąco. Lekarz POZ dostał rolę przewodnika po systemie, a jest to zadanie trudne i wymagające. Specjalista medycyny rodzinnej dobrze wie, do którego momentu powinien leczyć pacjenta np. na chorobę dróg oddechowych, a kiedy musi odesłać go na oddział szpitalny. I dobrze wie, gdzie jest ten oddział. Tak samo musi być w kwestii leczenia ran. Lekarz pierwszego kontaktu powinien mieć określony poziom kompetencji, wiedzieć, co należy zrobić i do jakiego stopnia może działać samodzielnie. I dokąd odesłać pacjenta, jeśli nie jest w stanie mu pomóc. Nie ciągnąć terapii daremnej i uporczywej, zmieniając opatrunki przez lata, aż dojdzie do powikłań. Należy bronić się przed posługiwaniem się dwoma skrajnymi schematami myślowymi: pierwszy − rana to nic wielkiego, sama się zagoi. I drugi, skrajny, równie błędny − i tak na tę ranę nic nie można pomóc, ona się i tak nie zagoi. Takie myślenie kończy się amputacjami.

Trzeba głośno mówić, że olbrzymia większość, nawet trudnych ran, da się zagoić, zamknąć, wyleczyć.

Medium 16855

MT: Rana to nie tylko dolegliwość fizyczna, ale i psychiczna.

P.L.: Uporczywa rana niszczy życie chorego. To nie jest tylko sprawa konieczności wykonywania opatrunków oraz ponoszenia rujnujących każdą kieszeń wydatków. To również kwestia przykrego zapachu, niekiedy wręcz smrodu, wycieku z rany, zniszczonej odzieży, pościeli, niemożności wyjścia do sklepu, kina, kościoła, udziału w uroczystościach, kwestia pasażerów odwracających się z obrzydzeniem w środkach publicznej komunikacji (zapach). To są olbrzymie, ale niewymierne straty ludzkie. Mamy pacjentów w każdym wieku, w tym 40-latków, którzy mówią: „Nie mogę pójść z dzieckiem na boisko, na basen”. Mamy babcie, które nie mogą wziąć wnuczka na kolana i tak dalej. Jest to dla nich katastrofalne w sensie społecznym i osobistym. Ci ludzie mierzą się również z przewlekłym bólem. Jednym słowem rana to wielkie nieszczęście dla pacjenta, a nie tylko ubytek w tkankach. Depresja występuje u większości naszych chorych. Problemem jest również stygmatyzacja społeczna. Pacjenci borykają się z niesłuszną opinią osoby niedbającej o siebie, być może należącej do marginesu. Widok rany wzbudza lęk i obrzydzenie, rana nie jest pokazywana w telewizji, zakrywa się ją automatycznie w mediach społecznościowych. Jest zagadnieniem „nieestetycznym”, ukrywanym przed otoczeniem, pomijanym w przestrzeni publicznej. A przecież dobrze wiemy, jak wiele osób, w tym osób publicznych, ma ranę, której istnienie stara się ukryć.

Nasza kampania społeczna „Rany pod Kontrolą” ma na celu wydobycie z cienia miliona cierpiących ludzi oraz zmobilizowanie społeczeństwa i decydentów do objęcia ich normalną opieką medyczną.

MT: W jaki sposób?

P.L.: Najważniejszym elementem kampanii jest uświadomienie problemu opinii publicznej. Nasi chorzy nie są w stanie sami zabiegać o swoje prawa, zatem to uczestnicy kampanii społecznej postanowili być ich głosem. Chcemy mówić o ranach, o tym jak jest ich dużo i jak bardzo problem jest zaniedbany, a prawa pacjentów systemowo lekceważone. Chcemy doprowadzić do otwartej dyskusji między ekspertami, decydentami i pacjentami, która odczaruje problem i której efektem będzie zbudowanie systemu, gdzie chory z raną otrzyma opiekę medyczną na takim poziomie jak otrzymuje, zgłaszając się z innymi chorobami.

Wierzymy, że tak jak pacjentom ze stomią jelitową udało się przełamać towarzyszące im dawniej poczucie wstydu i niesmaku, również rany i cierpienie z nimi związane przestaną być tematem tabu, np. w mediach.

Medium 16856

Stawiamy też na podnoszenie kwalifikacji personelu medycznego na każdym szczeblu. Edukacja powinna rozpoczynać się na etapie studiów wyższych. Wulnerologia powinna pojawić się jako przedmiot w procesie kształcenia adeptów różnych zawodów medycznych, ale zwłaszcza lekarzy. Należy ją również uwzględniać w programach specjalności zabiegowych oraz diabetologów.

Elementem kampanii będzie organizacja warsztatów, które umożliwią lekarzom, pielęgniarkom i farmaceutom lepsze zrozumienie problemu ran trudno gojących się i zasad prawidłowego postępowania. Doświadczenie jednak uczy, że w takich warsztatach uczestniczy spontanicznie tylko niewielki odsetek medyków. Dziś nie ma problemu z dostępem do wiedzy medycznej, trzeba jednak wykazywać zainteresowanie jej przyswajaniem.

MT: Czy leczenie ran wymaga specjalnych leków?

P.L.: Nie mamy leku, którego zażycie spowoduje zagojenie rany. Farmakologia ma znaczenie uzupełniające, wspomagające samo gojenie, natomiast jest niezbędna do leczenia chorób wywołujących rany. Osobny rozdział stanowią antybiotyki, które przecież ran nie leczą, ale mogą być potrzebne w niektórych sytuacjach. Niestety nie zawsze są stosowane prawidłowo. Szacuje się, że w Polsce ok. 16% wszystkich recept na antybiotyki ma związek z leczeniem ran, co wskazuje na ich istotne nadużywanie. Mimo ostrzeżeń mikrobiologów nadal w terapii ran obserwuje się nieuzasadnione stosowanie antybiotyków oraz całej gamy niezalecanych, przestarzałych preparatów, takich jak mleczan etakrydyny (rywanol), kwas borny bądź woda utleniona.

Do góry